Robinson warszawski przywrócony światu [recenzja płyty Ślad ocalony – Malawski – Palester]
Płyta Ślad ocalony – Malawski – Palester wydawnictwa DUX początkowo zainteresowała mnie z dwóch powodów. Pierwszy związany jest z twórcami – przyciągnęły mnie nazwiska kompozytorów, których twórczość bardzo cenię. Drugi powód to oczywiście nominacja do Fryderyka w kategorii Muzyka Orkiestrowa.
Nagranie dokonane przez Orkiestrę Filharmonii Gorzowskiej zawiera dwa alternatywne muzyczne opracowania do filmu Miasto nieujarzmione (wcześniej Robinson warszawski) autorstwa dwóch wybitnych polskich twórców – Artura Malawskiego i Romana Palestra. Sama historia powstania filmu jest niezwykle burzliwa, gdyż właściwie na każdym etapie produkcji ingerowała cenzura. To doprowadziło do sytuacji, że na premierowym pokazie w roku 1950 wyświetlono film o przytłaczająco propagandowej wymowie, który miał niewiele wspólnego z początkowym zamysłem. Obraz miał być opowieścią opartą na wspomnieniach Władysława Szpilmana ze zrujnowanej powstaniem Warszawy.
Artur Malawski jako pierwszy podjął się skomponowania muzyki do Robinsona warszawskiego, jednak władze zarzuciły mu „formalizm muzyczny”, czyli – najprościej mówiąc – zbytnią nowoczesność języka muzycznego. Tym sposobem kompozycja, w której obecne były inspiracje europejskim modernizmem, przetrwała tylko w postaci partytury, która szczęśliwie została odnaleziona w Filmotece Narodowej – Instytucie Audiowizualnym.
Suita Romana Palestra jest bardziej przystępna i zawiera wiele ciekawych odniesień do ówczesnej muzyki rozrywkowej oraz tanecznej. W numerze Gorączka Krystyny kompozytor wykorzystał główny motyw z I części Sonaty Księżycowej L. van Beethovena. W finalnej produkcji pod tytułem Miasto nieujarzmione użyto tylko kilku części z rozbudowanej suity, a nazwisko twórcy nie pojawia się w napisach początkowych, gdyż po emigracji do Paryża w 1949 roku (po Zjeździe Kompozytorów i Krytyków Muzycznych w Łagowie Lubuskim) Palester został skutecznie wymazany z kart polskiej kultury.
Jako słuchacze mamy więc do czynienia z nagraniem o wymiarze historycznym, ukazującym muzykę filmową dwóch czołowych twórców tamtych czasów – Malawskiego i Palestra. Kompozytorzy ci należeli do jednej generacji twórców, obydwaj studiowali w Warszawskim Konserwatorium Muzycznym pod okiem Kazimierza Sikorskiego. Styl, który reprezentuje ich twórczość, można zaliczyć do nurtu polskiego neoklasycyzmu, łączącego świetny warsztat kompozytorski, wyważoną formę i pozbawioną patosu emocjonalność.
Różnica między muzycznymi wizjami twórców w tym przypadku jest bardzo wyraźna. Ogromną niesprawiedliwością jest zapomnienie, w którym partytura Artura Malawskiego przeleżała dziesiątki lat. Z przyjemnością wysłuchałam Filharmonii Gorzowskiej pod dyrekcją charyzmatycznej Marty Kluczyńskiej w tym nieznanym mi wcześniej repertuarze. Suita Malawskiego pełna jest kontrastów fakturalnych, przy dominującej kameralizacji brzmienia orkiestry. Kompozytor zastosował w utworze wiele niesymetrycznych fraz, ciekawych pomysłów brzmieniowych czy fragmentów o silnej motoryce. Słyszalny jest wpływ czołowych twórców muzyki europejskiej I połowy XX wieku (tj. Strawińskiego czy Bartóka). Ciekawe jest także zastosowanie materiału skal ludowych.
Lista powodów, by sięgnąć po tę płytę, okazuje się naprawdę długa. Przede wszystkim jest to muzyka filmowa, przyjemna w odbiorze i świetnie napisana. Wykonanie koncertowe poprowadzone przez Martę Kluczyńską zwraca uwagę wyrazistością motywów i szerokim wachlarzem barw i dynamik, których skontrastowanie jest niezbędne przy wykonaniu muzyki mającej zaistnieć w towarzystwie obrazu. A obraz, który twórcy mieli przed oczami podczas komponowania, w tym wypadku jest mi niezmiernie bliski – to zrujnowana Warszawa. Pomimo wskazanych wcześniej różnic ekspresja obu suit na tym polu jest zbieżna. Do słuchacza wyraźnie dociera ekspresja grozy, jak i melancholii. Sama historia powstawania filmu wzbudza zainteresowanie, inspiruje do obejrzenia zapomnianego obrazu minionych czasów. Dobrze widzieć, że liczba nagrań zapomnianych niegdyś twórców muzyki polskiej XX wieku sukcesywnie wzrasta. Z niecierpliwością czekam, aż suita Artura Malawskiego trafi do sal filharmonicznych. Pomysłodawcom nagrania oraz wykonawcom należą się ogromne brawa za przywrócenie światu Robinsona warszawskiego.