Niemożliwe jest możliwe! Koncert f-moll Chopina na gitarę i orkiestrę [wywiad z gitarzystą – Mateuszem Kowalskim ]

06.12.2024

Chopin wydaje się kruchy ze względu na swoją przejrzystość. Jemu współcześni, oszołomieni finezją gry, krytykowali go za to, że nie pozwolił instrumentowi wydobyć pełnego brzmienia. Dzisiaj wiemy, że był prawdziwym odkrywcą delikatnego, bardziej klarownego stylu gry. Ta niemal powietrzna lekkość jest może wirtuozerią, ale nie swobodą. Stąd wielkie wyzwanie podjęte przez Mateusza Kowalskiego, by zamiast fortepianu w koncercie f-moll zagrała… gitara!

 

Na twojej poprzedniej CD, poświęconej polskiej muzyce romantycznej, pięknie grasz mazurki Chopina. Czy grałeś jeszcze coś jego, zanim przystąpiłeś do koncertu, czy tylko mazurki i koncert f-moll?

 

Dobre pytanie. Tak, grałem, ale w duecie gitarowym inne mazurki oraz walce i preludia. Ale solo, to wydaje mi się, że nic więcej.

 

 

Czy przestraszyło cię wyzwanie, bo to jednak koncert f-moll? Wielu ludzi zna go prawie na pamięć.

 

Oj, tak. Zaproponował mi go dyrektor Instytutu Fryderyka Chopina – Stanisław Leszczyński. Spytał, co bym powiedział na to, gdybyśmy zrobili taki projekt. Od razu ochoczo powiedziałem, że oczywiście. Dopiero później zdałem sobie sprawę z tego, na co się zgodziłem, bo okazało się, że zadanie jest naprawdę wręcz absurdalnie trudne.

 

 

No właśnie, zauważyłam, bo słuchając nagrania, podziwiam z całego serca, że dałeś radę się zmierzyć z tak wielkim dziełem. To na pewno także w tym projekcie wielka zasługa Jerzego Koeniga, który podjął się stworzenia transkrypcji. Czy on ją zapisał nutka w nutkę? Bo wydaje się, że nie jest ona tożsama z fortepianową wersją.

 

Rzeczywiście starał się podejść do tego, co napisał Chopin, w ten sposób, by było to możliwe do wykonania na gitarze. W paru sytuacjach, kiedy pracowałem nad aranżacją, zauważyłem, że pewnych efektów nie da się zagrać. Ja również zmieniłem kilka momentów w utworze, tak aby innymi środkami uzyskać podobny efekt.

 

 

Czyli nawet zmieniłeś to, co napisał Jerzy Koenig?

 

Tak, zdecydowanie. W kilku miejscach, a nawet w kilkunastu zrobiłem zmiany.

Czy twoim pomysłem są te pojawiające się co jakiś czas genialne rasgueada (technika gry na gitarze flamenco polegająca na szybkim powtarzaniu akordu kolejnymi palcami prawej ręki)? Bo słyszę, że jesteś absolutnym mistrzem tego typu artykulacji.

 

Stwierdziłem, że daje to efekt na gitarze zbliżony do wersji fortepianowej. Mocne uderzenia fortissimo, gęste, ponad sześciodźwiękowe akordy, kiedy masa dźwięku fortepianu rzeczywiście brzmi. Na gitarze jedyny podobny efekt daje właśnie rasgueado.

 

 

No i wyszło doskonale, bo to gdzieś zahacza o muzykę flamenco, czyli ludową, która również była inspiracją romantyków. W koncercie są takie momenty na trzy czwarte, które w czystej, fortepianowej wersji nie brzmią tak pięknie jak na gitarze.

 

One zawsze są piękne, gdyż ten koncert został napisany przez Chopina z miłości do Konstancji Gładkowskiej

 

 

Drugą część koncertu – Largo – twoja gitara zaśpiewała po prostu wspaniale!

 

Czy jeszcze jakiś instrument może tak idealnie wyznawać miłość? Gitara pasuje tu moim zdaniem doskonale. To może jest właśnie sens tego całego projektu.

 

 

To prawda. Dzięki gitarze i twojej interpretacji to dzieło rzeczywiście stało się bardziej koncertem miłosnym niż jego fortepianowa wersja.


Instrument strunowy, jakim jest gitara, daje możliwość lepszego zespolenia się z orkiestrą. Bo klawisze fortepianu grają ostrzej i jest on cały czas  słyszalny, wychodzi z tego miłosnego kręgu do przodu. Jednak uważam, że oryginał koncertu jest niedoścignionym ideałem. Staram się cały czas o tym pamiętać. Wersja, którą zaproponowaliśmy z orkiestrą, jest inna i rzeczywiście masz rację, że gitara nie jest instrumentem tak dominującym jak fortepian. Dlatego musieliśmy bardziej współdziałać, niż jak ma to miejsce w przypadku fortepianu i orkiestry. Ona musi w niektórych momentach grać niezwykle cicho, a wtedy gitara staje się w pewnym sensie jednym z członków orkiestry.

 

 

Czy dużo słuchałeś innych wykonań? Czy raczej wolałeś nie mieć żadnej inspiracji? Czy słuchałeś innych transkrypcji? Jak do tego podszedłeś?

 

Starałem się słuchać bardzo dużo, żeby mieć pełen przekrój interpretacji. Próbowałem słuchać dawnych uczniów Chopina oraz wykonań współczesnych pianistów, takich jak Daniił Trifonow, Janusz Olejniczak, Lang Lang… Chciałem wiedzieć, jak wiele skrajnych decyzji podejmują pianiści, jeżeli chodzi o tempa, o interpretację dźwięków, by uzasadnić to, że ja też mogę sobie pozwolić na więcej. Od razu wiedziałem, że nie osiągnę takich temp, jak osiąga się często na Konkursie Chopinowskim. Po prostu na gitarze jest to niemożliwe. Kiedy jednak bardziej zacząłem się wgłębiać w temat, to zacząłem zadawać sobie pytanie: czy rzeczywiście Chopin aż tak szalał w tempach jak pianiści w dzisiejszych czasach, czy on rzeczywiście tak grywał?

 

 

Tak, to jest – delikatnie mówiąc – wątpliwe. No i fortepiany były inne. W czasach Chopina były to jeszcze niezbyt zaawansowane i w porównaniu z dzisiejszą wersją dość anemiczne narzędzia muzyczne.

 

Kiedy patrzymy na wspomnienia uczniów Chopina, to wszyscy raczej podkreślali delikatność, śpiewność, melodyjność, a nie taką wirtuozerię jak dzisiaj.

 

 

Niemniej jednak jest to utwór w stylu brillant, prawda? Myślę, że nawet jeśli pieśń miłosna jest grana trochę wolniej, to też jest brillant, czyli błyszcząca, błyskotliwa…

 

Oczywiście! Słuchałem, by przekonać się, jak wiele jest różnych możliwości. Upewniło mnie to, że mogę odważnie zasugerować moją własną interpretację koncertu.

 

 

Czy musiałeś się jakoś specjalnie przygotować do grania z orkiestrą? {Oh} Orkiestra jest wybitna, ale gra na instrumentach historycznych. Było dużo rozmów z Martyną Pastuszką? Czy od razu przyjęli cię takiego, jakim byłeś?


Tak, od razu wszystko zaczęło współgrać. Świetnie się dogadaliśmy. Muzycy okazali się niesamowicie życzliwymi, otwartymi ludźmi. Powiem nawet, że połączenie gitary współczesnej z orkiestrą, która gra na instrumentach dawnych, jest lepszym połączeniem niż współczesna gitara ze współczesną orkiestrą. Bo chyba można wtedy właśnie te tak ważne dla gitary pianissima zagrać bardziej przekonująco. Poza tym samo brzmienie tych instrumentów jest delikatniejsze. Jest mniej masywne, mniej takie napakowane. Bo gitara, jako instrument solowy, koncertowy, weszła na sceny znacznie później niż inne instrumenty. Dzisiejsze gitary moim zdaniem są mniej więcej na poziomie instrumentów z tamtych czasów właśnie, jeżeli chodzi o ich koncertowe właściwości. Dlatego zdecydowaliśmy z orkiestrą, by nagrać koncert na gitarze współczesnej. Poza tym, gdy próbowaliśmy na gitarach z epoki, to trudności techniczne aranżacji, wymagające gry w wysokich pozycjach, nie stroiły, więc nie bardzo było to możliwe.

 

Powiedz mi: co sprawiło ci największą trudność w przygotowaniu koncertu? Gdzie miałeś takie miejsce, że musiałeś się wyjątkowo przyłożyć?

 

Szczerze? Wszystko było niesamowicie trudne. Bo pierwszy raz… Poza tym tonacja f-moll jest dosyć wymagająca dla gitary.

 

 

Przestrajałeś gitarę?

 

Tak, w drugiej części jest przestrojona piąta i szósta struna – po to, by to wszystko pięknie brzmiało. Trudno było rozczytać partyturę i doprowadzić ją do takiego poziomu, by brzmiało to jak koncert Chopina. Każdy szybki przebieg, każda fioritura na fortepianie jest wykonywana w sposób linearny. Jak dźwięki idą do góry, to przesuwamy rękę w prawo, jak idą w dół, to w lewo. Na gitarze w tak skomplikowanym materiale trzeba się namęczyć trochę bardziej, bo mamy kilka możliwości dla tego samego dźwięku. Trzeba wybrać takie rozwiązanie, by brzmiało to lekko, płynnie. Tych kombinacji jest wiele. Musiałem długo szukać najlepszych, żeby uzyskać jak największą śpiewność. Piękne fioritury, te wszystkie wirtuozowskie, szybkie, charakterystyczne dla fortepianu efekty – uzyskanie ich na gitarze było niełatwym wyzwaniem. Tego w takim kształcie z reguły na gitarze się nie gra. Wirtuozowskie utwory z tamtych czasów pisane na gitarę raczej wykorzystują inne, naturalne dla gitary techniki gry w stylu brillant.

 

 

Ale zrobiłeś to! Długo pracowałeś nad koncertem?

 

No, w sumie to ponad rok. Myślę, że do nagrania to z półtora roku. Po raz pierwszy w życiu musiałem tak długo pracować nad utworem.

 

 

Czy zaskoczyło cię coś na plus, tak pozytywnie? Powiedziałeś sobie „o kurczę, ale mi to fajnie będzie brzmiało”? Czy znalazłeś takie miejsce, poczułeś, że to jest twoja wyspa?

 

Najbardziej mnie zaskoczyło to, jak druga część tego koncertu pięknie, idealnie wprost pasuje do gitary. Cudowne, że udało mi się uzyskać tak niezwykłą barwę dźwięku.

 

 

I to się czuje, Mateusz, naprawdę! Jak słucham, to prawie łzy mam w oczach. Grasz to przepięknie. Natomiast pod koniec trzeciej części – Allegro Vivace – jest chyba takie miejsce, gdzie można zaimprowizować. Czy Koenig też ci dał taką możliwość? Czy grałeś tylko to, co on napisał?

 

Trochę pozmieniałem, nadałem inny kształt. Zachowałem akordy. Generalnie bazowałem na tej wersji, na której bazował Koenig, czyli na Wydaniu Nutowym przygotowanym przez Jana Ekiera. I zachowałem ten sam plan harmoniczny, ale bardziej charakterystyczny dla gitary. Jeszcze może powiem, że jeden z argumentów, który spowodował moje zajęcie się koncertem Chopina, to poczucie takiej wewnętrznej misji, by udowadniać dalej to, co niby już jest udowodnione, ale moim zdaniem nie do końca – tzn. że gitara jest pełnoprawnym, w pełni wartościowym instrumentem koncertowym, który ma tyle samo do powiedzenia, co skrzypce, fortepian czy wiolonczela. Właśnie to wykonanie muzyki Chopina miało stać się trochę takim manifestem, mającym pokazać, co potrafi instrument, któremu przyczepiono wiele łatek, o którym krąży wiele błędnych stereotypów. Możliwe, że stało się tak, ponieważ jest tyle różnych gitar, które prezentują zupełnie inną muzykę. Ja się od tego nie odcinam. Jestem z tego dumny. Między innymi za to kocham gitarę, że jest tak różnorodna i w tak wielu gatunkach potrafi się odnaleźć. Tu chodziło mi o to, by pokazać, że gitara też potrafi zagrać inaczej. Jest to inny rodzaj piękna, który może dotrzeć do osób, które jeszcze nie są z muzyką klasyczną zaznajomione, które być może lubią gitarę, ale muzyki klasycznej jeszcze nie pokochały. Może właśnie koncert Chopina wykona takie zadanie.

 

 

A Twoje plany związane z tym koncertem?

 

Siódmego grudnia czeka mnie amerykańska premiera tego projektu. Pierwszy raz w Stanach. W San

Francisco wykonam ten koncert z kwartetem smyczkowym. W wersji mniejszej, kameralnej. A później

Olsztyn, festiwal w Hiszpanii. Powolutku ruszamy podbijać świat z gitarowym Chopinem.

 

A w Polsce proponujemy zakup płyty pod choinkę dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą, czym jest gitara. Poza koncertem na płycie mamy też piękne wykonanie Symfonii B-dur nr 5 KV22 (1765) Mozarta oraz Koncertu B-dur na klarnet i orkiestrę Karola Kurpińskiego, gdzie {oh!} Orkiestra towarzyszy Lorenzo Coppoli.

 

Kupując przez Internet ze strony NIFC, można otrzymać tę płytę z autografem oraz ze specjalną dedykacją.

 

Wspaniała wiadomość! Dziękuję za rozmowę.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.