SYMFONIZM I ROMANTYCZNOŚĆ – (Sergei Babayan i Paweł Przytocki podczas 19. Gdańskiej Jesieni Pianistycznej w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej)
22 listopada odbył się kolejny z cyklu koncertów w ramach tegorocznej Gdańskiej Jesieni Pianistycznej. W programie znalazły się dwa utwory słynnych kompozytorów: VII Symfonia „Anioł Światła” Einojuhani Rautavaary oraz II Koncert fortepianowy B-dur Johannesa Brahmsa. Tych twórców dzieli wiele, m.in. kraj pochodzenia, epoka, w której żyli i tworzyli, źródła inspiracji. Można jednak wskazać dwa pojęcia, na gruncie których Brahms i Rautavaara mogą się spotkać. Są to symfonizm i romantyczność.
Zestawienie utworów zastosowane w programie piątkowego koncertu na Ołowiance, wywołało efekt kontrastu, który miał istotny wpływ na mój odbiór całości wydarzenia. Te dwie rozbudowane kompozycje symfoniczne dzieli ponad 100 lat historii.
Czteroczęściowa VII Symfonia „Anioł Światła” Einojuhaniego Rautavaary powstała w 1994 roku, a swoją światową popularność zyskała przede wszystkim dzięki przepełnionej mistycyzmem nastrojowości. Podtytuł, który dodany został przez wydawcę, odwołuje się do obecnych już wcześniej w twórczości kompozytora inspiracji. Postać Anioła ma ważne miejsce w życiu twórcy, jednakże w jego wizjach jest istotą o ogromnej sile, budzącą grozę i niepewność. Owa przepełniona mrokiem wzniosłość jest silnie obecna w VII Symfonii. Orkiestra pod przewodnictwem Pawła Przytockiego imponowała precyzją w rozpoczynaniu i kończeniu każdej z fraz. W drugiej, kontrastującej do pozostałych części Molto allegro ścierały się zróżnicowane faktury, a naprzemiennie aktywizowane grupy instrumentów realizowały skomplikowane, niemal wirtuozowskie przebiegi. Na szczególne uznanie zasługują soliści orkiestry, którzy z ogromną wrażliwością wykonywali romantyzujące sola (zarówno w Symfonii, jak i w Koncercie).
VII Symfonia reprezentuje eklektyzm i syntezę wcześniejszych stylów obecnych w twórczości Rautavaary. W utworze dominują eufoniczne brzmienia, które kompozytor ożywia swobodną konstrukcją melodii oraz warstwową fakturą zazębiających się fraz muzycznych. Jest to niewątpliwie utwór wymagający pod względem wykonawczym. Statyczność narracji wymusza dbałość o jakość brzmienia. Mała dynamika wymaga precyzji w rozpoczynaniu i kończeniu fraz, które często rodzą się i zanikają w ciszy. Interpretacja, która wybrzmiała w sali Filharmonii, cechowała się dbałością o proporcje między grupami instrumentów, a maestro Przytockiemu udało się utrzymać napięcie podczas rozciągniętych w czasie gradacji dynamiki, szczególnie w części pierwszej. Była to prezentacja bardzo obrazowej, pobudzającej wyobraźnię, narracyjnie przemyślanej całości. Dało się odczuć, że dyrygent bardzo swobodnie poruszał się w rozbudowanej materii utworu. Atmosfera zadumy oraz oczekiwania na kolejne muzyczne zdarzenia była wyraźnie odczuwalna w sali koncertowej.
Kolejna pozycja w programie, czyli II Koncert fortepianowy Johannesa Brahmsa, to filharmonijny hit, niezmiennie przyciągający do sal koncertowych rzesze słuchaczy, szczególnie gdy wykonywany jest przez uznanego i doświadczonego pianistę. Niewątpliwie takim artystą jest Sergei Babayan.
To, co mnie szczególnie ujęło w jego grze, to świetne wyczucie czasu muzycznego oraz głębokie i nasycone brzmienie. Niezależnie od dynamiki partia fortepianu niemal cały czas wyraźnie przebijała się ponad partią orkiestry. Pianista uraczył gdańską publiczność smakowitymi frazami w dynamice piano, głębokim brzmieniem rozbudowanych akordów, a także dopracowaną niemal do perfekcji artykulacją, która jest bardzo zróżnicowana na przestrzeni Koncertu. Nie można powiedzieć, że Babayan zagrał ten koncert z konkursową dokładnością, jednakże jego dojrzała i niezwykle przemyślana interpretacja zdaje się mieć kluczowe znaczenie dla satysfakcjonującego odbioru dzieła. Był on też wyraźnie świadomy swojego wkładu w finalny efekt, a w przypadku tego koncertu to właśnie fortepian nadaje ton całej narracji. Tak jak w pierwszej części były momenty niepewności w dialogu orkiestry z solistą, tak w drugiej i kolejnych zniknęła wszelka ostrożność, ustępując miejsca sztuce muzycznego współzawodniczenia na równych prawach.
Niewątpliwie do sukcesu przedsięwzięcia przyczyniła się elastyczność maestro Pawła Przytockiego, który odgrywał rolę lidera w pierwszej części koncertu, a po przerwie oddał należne miejsce w interpretacji soliście. W zestawieniu z dużo większą obsadą i wymagającym skupienia uwagi „uduchowieniem” symfonii Rautavaary Koncert Brahmsa zdał się lżejszy, łagodniejszy i o wiele bardziej liryczny w odbiorze niż zazwyczaj. Niemała w tym zasługa bohatera wieczoru, ormiańsko-amerykańskiego pianisty Sergeia Babayana, którego możemy znać z nagrań m.in. dzieł Rachmaninowa dla prestiżowej wytwórni Deutsche Grammophon. Gdy zamilkły oklaski, podczas których duża część widowni ochoczo wstała do owacji, czułam pewien niedosyt i żałowałam, że piątkowy wieczór w Filharmonii był tak krótki.