Kościół, Kobieta i cuda [recenzja „Benedetty”]

25.01.2022
Kościół, Kobieta i cuda [recenzja „Benedetty”]

Film, który łączy sacrum z seksem lesbijskim i krytyką Kościoła, musiał wzbudzić kontrowersje. Dystrybutor nakręcił tę atmosferę skandalu, zapewniając na plakatach, że „Benedetta” podnieca, prowokuje, obraża. Warto jednak na nowy film Paula Verhoevena spojrzeć bez tego hałasu. Choć ostatecznie nie przekonał mnie do siebie, to okazał się czymś więcej niż obrazoburczym pamfletem.

 

Wiele głosów wypowiedziało się już na temat, czy nowy film Paula Verhoevena obraża ich uczucia religijne. Moich nie obraża, bo niewiele takich uczuć mam. Trudno mi więc stwierdzić, jak każdy na ten film zareaguje. Powiem tyle: osobom wrażliwym na łączenie na ekranie kinowym wiary i seksu zalecam filmu nie oglądać. Pozostałych – zachęcam!

 

Życie Benedetty Carlini

Wiele zarzutów wobec filmu można odeprzeć słowami samego reżysera. W wywiadzie dla „New York Timesa” powiedział: „Tak, być może [film] jest prowokacyjny, ale taka jest prawda, to naprawdę się zdarzyło”. I choć nie można powiedzieć tego o całej produkcji (bo historia częściowo została sfabularyzowana i uproszczona), to opiera się ona na prawdziwych wydarzeniach z życia katolickiej mistyczki Benedetty Carlini.

 

Jako młoda dziewczyna została oddana do zakonu w Pesci (miejscowość w Toskanii). Mogła sobie na to „pozwolić” dzięki majątkowi, który posiadał jej ojciec. Pierwsze lata jej posługi nie zapowiadały iście spektakularnych wydarzeń, które miały wydarzyć się w przyszłości. Benedetta była posłuszna i bogobojna. Raz spadła na nią figura Matki Boskiej – odczytała to jako cud: Maryja chciała ją pocałować! W wieku 23 lat zaczęła mieć pierwsze wizje, a po siedmiu latach została przełożoną. W następnych latach jej mistyczne doświadczenia wzmagały się i przybierały coraz to inne formy (np. zaślubiny z Jezusem albo przejmowanie kontroli nad jej ciałem przez anioła Splenditella).

Kościół, Kobieta i cuda [recenzja „Benedetty”]

Dalsze jej życie skomplikowała kontrreformacja, która wraz z siedemnastym wiekiem nabierała tempa. Po kilku śledztwach i procesach Benedetta została wydalona z zakonu i uwięziona. Nie tylko podawano w wątpliwość prawdziwość jej wizji (sugerowano oczywiście działanie „złego”), lecz także dowiedziono (zgodnie z prawdą) stosunków seksualnych, w które wdawała się z siostrą Bartolomeą. Bartolomea w procesie sugerowała, że była do nich zmuszana. Prawda właściwie nie jest jasna – szczególnie że przyznanie się do ochoczo podejmowanych aktów homoseksualnych skończyłoby się dla niej tragicznie.

 

Po zakończonym procesie Benedetta została uwięziona na 35 lat – do końca swojego życia.

 

Wiara czyni cuda

Scenariusz filmu nie trzyma się kurczowo wszystkich wydarzeń z życia Benedetty ani dokładnego kształtu jej wizji. Od samego początku doskonale kreuje jednak jej historię. Zapoznaje nas szybko z jej religijnością. Niezwykle radosną, bezkrytyczną i pełną wiary w cuda. Nawet nieznacznie wyjątkowe zdarzenia Benedetta odbiera jako znaki od Boga lub Matki Boskiej. Stawia to oglądającego w ciekawej pozycji – widzi on podejrzane i czasami niemalże wymuszane wizje mistyczki, a z drugiej strony obserwuje jej wielką wiarę. Niełatwo jest stwierdzić, czy Benedetta jest fałszywą prorokinią, oportunistką czy prawdziwą świętą.

 

Historia jednej zakonnicy staje się więc znacznie bardziej uniwersalną opowieścią o cudach. I jest w niej miejsce na polemikę na temat ponadnaturalnych zjawisk. Konfrontowana przez Bartolomeę Benedetta nie odrzuca możliwości, że sama „nadała” sobie stygmaty. Wie jednak, że Bóg od niej tego chciał.

Stawia to oglądającego w ciekawej pozycji – widzi on podejrzane i czasami niemalże wymuszane wizje mistyczki z Pesci, a z drugiej strony obserwuje jej wielką wiarę. Niełatwo jest stwierdzić, czy Benedetta jest fałszywą prorokinią, oportunistką czy prawdziwą świętą.

Tak więc fenomen cudu został rozszerzony. Film pyta: Czy stygmaty stworzone przez człowieka, ale na prośbę Boga, nie są wciąż cudowne? Film pyta również, czy uwierzymy w tak „naciąganą” historię! Bo możemy wyjść poza te pseudoteologiczne rozmyślania i po prostu zapytać, czy ta kobieta nie była chora…

 

Martwy i zgniły Kościół

Nie można przemilczeć tak ważnego aspektu „Benedetty”, jakim jest krytyka Kościoła. Wskazywanie grzechów tej instytucji na początku przychodziło twórcom filmu z dużą gracją. Można było łapać z dialogów tak groteskowe cytaty, jak: „zakon to nie organizacja dobroczynna” albo „Cud napełnia nie tylko świątynie, lecz także skarbce” [cytaty przybliżone]. Te słowa, choć wyraźnie krytykowały skupienie Kościoła na pieniądzu, nie sprawiały wrażenia kazania, które reżyser kierowałby do oglądających. Były dobrze wplecione w rozmowy na inne tematy.

 

W dalszej części film wytyka grzechy Kościoła bardziej bezpośrednio. Prezentuje go właściwie jako pole ciągłych walk o wpływy. Benedetta bowiem swoimi cudami zaburzyła równowagę sił w diecezji. Siostra przełożona musiała zrezygnować, a namiestnik papieża czuł się zagrożony. To wszystko płynnie doprowadza historię filmu do procesu Benedetty, ale stworzyło obraz, który mnie nie przekonał.

W walkach o władzę wewnątrz instytucji zabrakło mi postaci reprezentujących „prawdziwy Kościół”. Wydawał mi się on w tej filmowej kreacji zbyt zateizowany. Być może myślę stereotypami o tym, jak wyglądała wiara XVII-wiecznych ludzi, ale wizja Kościoła, w którym liczy się jedno (i nie chodzi tu o Boga), wydaje mi się przesadzona. Nie da się zaprzeczyć jednak, że udało się twórcy pokazać (niezależnie czy zgadzamy się z jego opinią, czy nie), co się dzieje w KK z tymi, którzy chcą odnaleźć w nim Chrystusa. Uwaga, spoiler: nie dzieje się nic dobrego. 

 

Pamflet na kino religijne

Ciekawym aspektem filmu było techniczne zrealizowanie wizji tytułowej mistyczki. Nie uciekając w mocne efekty specjalne, reżyser wraz z autorką zdjęć Jeanne Lapoirie stworzyli obrazy wprowadzające elementy sacrum. Dobrze oddawały Chrystusa, który dla Benedetty z jednej strony był Synem Bożym, a z drugiej obiektem uczuć romantycznych

Jezus w tych krótkich scenach zawsze zjawiał się niczym – nomen omen – Deus ex machina i rozwiązywał problemy, tnąc wrogów mieczem na kawałki. Parodiowało to mocno eksploatowany gatunek, ale i pozwalało na lekki sceptycyzm wobec wizji Benedetty.

Twórcy pozostali jednak sceptyczni do wizji zakonnicy. Zarówno pod względem fabularnym, jak i wizualnym ich artystyczna realizacja przywodziła na myśl średniej jakości filmy religijne. Jezus w tych krótkich scenach zawsze zjawiał się niczym – nomen omen – Deus ex machina i rozwiązywał problemy, tnąc wrogów mieczem na kawałki. Parodiowało to mocno eksploatowany gatunek, ale i pozwalało na lekki sceptycyzm wobec wizji Benedetty.

 

Mistyczka o złotych włosach

Pod względem aktorstwa film błyszczał. Virginie Efira, która wcieliła się w rolę Benedetty, idealnie przedstawiła skomplikowaną postać zakonnicy. Do końca pozostawiła nierozwiązaną tajemnicę, jakie motywy stały za jej działaniami. Czy była to wiara, miłość do kochanki, żądza władzy? Efira wykazała się w tej kwestii pełnym zrozumieniem wizji reżyserskiej Verhoevena i scenariusza (przy którym pomagał David Birke) – wszystko bowiem orbitowało wokół tajemnicy Benedetty, której nigdy nie poznamy.

Kościół, Kobieta i cuda [recenzja „Benedetty”]

Co więcej – transformacja wizualna i aktorska, jaką przechodziła Virginie Efira, zdejmując i wkładając habit, zachwycała. Gdy tylko rozpuszczała swoje złote włosy, z posłusznej i pobożnej siostry przeradzała się w sensualną, silną kobietę. Ale znów – ta zmiana wcale nie sprawiała wrażenia, że Benedetta w habicie kogoś udawała i że jej wiara jest na pokaz. Habit raczej ją zasłaniał i ograniczał. Dopiero bez niego (a może i nawet bez żadnych ubrań) mistyczka zdawała się najprawdziwsza i najsilniejsza. Te sceny z Benedettą były pełne wrażliwości.

 

Pozostała obsada oczywiście nie odstawała. Charlotte Rampling i Daphné Patakia stworzyły na ekranie równie wyraziste postacie, choć ze względu na ich rolę w fabule filmu nie tak wielowymiarowe. Patakia jako Bartolomea realizowała stereotyp wiejskiej dziewczyny, która pomimo swojego pochodzenia i braku edukacji dobrze rozumie życie, seks i ludzką naturę. Rampling z kolei jako siostra przełożona była starym wyjadaczem diecezjalnych rozgrywek o władzę. Relacja między nią i Benedettą – na wpół wroga, na wpół wypełniona szacunkiem – była przyjemna w odbiorze.

 

Wiara, feminizm, Kościół

Film z historii Benedetty stworzył całkiem zgrabną opowieść, w której znalazło się miejsce na odrobinę tajemnicy i sacrum. Poza tym bez efekciarstwa produkcja zadowalała wizualnie. I choć nie jestem fanem uznawania „kobiecego piękna” za zaletę filmu, to Virginie Efira po prostu mnie zachwycała. Verhoeven stworzył dobrą opowieść o cudach, Kościele i sile kobiety. Dało się jednak w niej odczuć oddzielność każdego z tych wątków. Cuda w Kościele się zdarzały, ale nie wywierały one na niego wielkiego wpływu. Kobieta zatrzęsła diecezją, ale ostatecznie nic nie zmieniła. Chciałem, by te różne treści spoiły się w jednym zakończeniu. Chciałem, by reżyser znalazł na te trzy kwestie jedną odpowiedź. Owszem – wszystkie wątki płynnie połączyła mistyczka z Pesci, ale poza tym wiara, kobieta i Kościół wydawały się w tym filmie kompletnie odmiennymi światami. Cóż… Może takie właśnie są.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.