Przyszłość człowieka w czasach robotów
Utwory Stanisława Lema poznałam w podstawówce – były to „Bajki robotów” i „Cyberiada”. Potem (do końca liceum) przeczytałam jego wszystkie dostępne w bibliotece szkolnej i osiedlowej utwory. Co z nich zrozumiałam? Nie tak dużo, ponieważ reprezentowany przez pisarza – niepraktykującego lekarza i niespełnionego inżyniera – nurt hard science fiction (czyli science fiction nastawione na opisy przyszłych technologii), pełen odniesień do świata fizyki i chemii, był poza moim zasięgiem. Zapamiętałam za to dziwny, bajkowy świat, który zamieszkiwały roboty.
Gdzie dokładnie to było i kiedy? Dawno, dawno temu, w odległej przyszłości… (parafrazując „Gwiezdne wojny”). W przyszłości, która przypomina średniowieczną Europę z zamkami, miastami państwami i absolutnymi władcami oraz typowymi zagrożeniami: wojną, zdradą, zarazą, tyranią i despotyzmem. Główni bohaterowie to para konstruktorów (odpowiednik naszych naukowców): Trurl i Klapaucjusz – przyjaciół, ale też rywali na polu nauki. Potrafią oni skonstruować niemal wszystko – np. maszynę, która może zrobić wszystko, ale tylko na literę N. W tym również nicość… (świat jednak ocalał, choć już nigdy nie był taki sam). Lub maszynę do spełniania życzeń (ta akurat okazała się oszustwem Trurla, który chciał zażartować z Klapaucjusza, jednocześnie udowadniając mu, że jest od niego lepszym konstruktorem). Świat ten zamieszkiwany jest niemal w całości przez roboty, które zachowują się jak ludzie: kochają, kłócą, walczą, obrażają, a nawet popadają w paranoję. Jednak przeżywają to na własny, właściwy dla robotów sposób. Pewien roboci tyran – król Murdas wyzyskiwał i gnębił swoich poddanych, a jednocześnie tak bardzo bał się spisku z ich strony, że nakazał rozbudować swoje ciało na cały pałac. A potem poza jego mury, rozlewając się na coraz to nowe fragmenty miasta – w ten sposób mógł wszystkich podsłuchiwać i kontrolować. Problem w tym, że roboty też sypiają, a królowi-tyranowi zaczęły śnić się koszmary, oczywiście o spisku. Ponieważ zajmował olbrzymią powierzchnię, proces budzenia i zasypiania całego ciała nie odbywał się jednocześnie. Najgorzej było w buntowniczym śródmieściu – tam król śnił najwięcej koszmarów i najtrudniej mu było się obudzić. Aż w końcu nie był już w stanie przerwać snu, jego obwody zaczęły gorzej funkcjonować, co poniektóre przepaliły się i doszło do pożaru. I tak spłonął król-tyran razem z miastem, które obsesyjnie chciał kontrolować. Według Lema palił się długo… („Bajka o królu Murdasie”).
A miłość? Czy roboty mogą kochać? Ależ tak – a nawet umierać z miłości! „Wyprawa czwarta, czyli o tym, jak Trurl kobietron zastosował, królewicza Pantarktyka od mąk miłosnych chcąc zbawić, i jak potem do użycia dzieciomiotu doszło”. Tego się nie da opisać – to trzeba przeczytać, pamiętając, że opowiadanie pochodzi z lat 60. XX w...
Roboty u Lema są więc jak ludzie: kochają, zazdroszczą, walczą, boją się, marzą, itp. A ludzie? Czy znajdziemy ich w tym bajkowo-robotycznym świecie? O tak. Są to śmiertelnie niebezpieczne istoty nazywane bladawcami. Niby kruche, jednak siejące zniszczenie tam, gdzie się pojawią… Zawierają w sobie dużo zabójczej dla robotów wody. Mimo że są miękkie i podatne na zranienie, to z uwagi na podstępny, mściwy i bezlitosny charakter są uważane przez niektórych za najniebezpieczniejsze ze wszystkich stworzeń. Widać, że o ile robotom Lem przypisał ludzkie cechy – i te dobre, i te złe, to w ludziach widział jedynie bezlitosne drapieżniki, które niszczą innych i siebie samych.
„…a on, panie, (ma) w środku wielość rurek śliskich, którymi wody cyrkulują; są w nim żółte, są perłowe, ale najwięcej czerwonych – te niosą straszną truciznę, kwasorodem lub tlenem zwaną, który to gaz wszystko, czego tknie, zaraz w rdzę obraca lub w płomień. Dlatego on sam mieni się perłowo, żółto i różowo. Wszelako, Wasza Królewska Mość, błagamy pokornie, byś od zamysłu sprowadzenia żywego Homosa odstąpić raczył, istota to bowiem potężna i złośliwa jak żadna inna… Tak jest, panie. Istoty owe, z pozoru słabe i kruche, że dość upadku z sześćdziesięciu stóp, aby się każda w kałużę czerwoną rozbryznęła, przedstawiają, przez przyrodzoną chytrość, niebezpieczeństwo gorsze od wszystkich razem wirów i raf Pierścienia Astrycznego!” (opowiadanie pt. „Jak Erg Samowzbudnik bladawca pokonał”).
I jeszcze na koniec: dlaczego „Bajki robotów” i „Cyberiada”, a nie np. „Przygody pilota Pirxa” albo kultowe „Solaris” lub „Eden”? Paradoksalnie w tych dwóch utworach Lem pokazuje nam wizję przyszłości, ale w konwencji baśni. Zło jest w niej więc mniej realne, a dobro… Nie, wcale nie zawsze zwycięża. Nie jest to więc optymistyczna wizja, ale baśniowa forma nieco łagodzi pesymistyczny przekaz. Utopia, rozumiana jako kraina całkowicie szczęśliwych istot, nie istnieje, a wszelkie próby jej wprowadzenia muszą się skończyć fiaskiem, co wielokrotnie wybrzmiewa w utworach Lema.