Co słychać na Dzikim Zachodzie? [subiektywny przegląd muzyki filmowej ze świata westernów]
Dziki Zachód to kraina od lat uwielbiana przez kino. Kino Dzikiego Zachodu zaś uwielbia szerokie kadry, malownicze krajobrazy, szlachetnych jeźdźców i konne pościgi – oraz muzykę, która wypełnia opowiadane historie pięknymi brzmieniami.
Takie są właśnie wybrane przeze mnie kompozycje – melodyjne, zrośnięte z obrazem, a jednak na tyle wyraziste, że niekiedy stają się bardziej popularne niż filmy, do których powstały. Kilka z nich zachwyciło mnie od pierwszych dźwięków, a do niektórych przekonałam się dopiero po latach. Wszystkie jednak darzę szczególnym sentymentem i zawsze wracam do nich z ogromną przyjemnością. Oto mój subiektywny przegląd muzyki filmowej ze świata westernów.
Dimitri Tiomkin – „Rio Bravo” (1959), reż. Howard Hawks
Tak jak nie wyobrażamy sobie Dzikiego Zachodu bez Johna Wayne'a – jego kapelusza, postawy i akcentu – tak samo trudno byłoby myśleć o muzyce westernowej bez piosenki „My Rifle, My Pony And Me” w wykonaniu Deana Martina i Ricky'ego Nelsona. Kompozycje Dimitria Tiomkina do filmu „Rio Bravo” towarzyszą historii szlachetnego szeryfa i jego pomocników – zarówno ich bohaterskiej walce z bezprawiem, jak i romantycznym, choć trochę nieporadnym uniesieniom. Są one jednocześnie muzycznym symbolem Dzikiego Zachodu – w końcu pojawiły się w legendarnej produkcji, która nigdy nie straci swojego uroku.
Ennio Morricone – „Dobry, zły i brzydki” (1966), reż. Sergio Leone
Mówiąc o muzyce filmowej na Dzikim Zachodzie, nie sposób nie wspomnieć o legendarnych kompozycjach Ennia Morriconego do westernów Sergia Leonego. „Pewnego razu na Dzikim Zachodzie”, „Dawno temu w Ameryce”, „Za kilka dolarów więcej” – to tytuły, dzięki którym widzowie pokochali spaghetti westerny i włoskiego kompozytora. Muzyka dla Sergia Leonego była tak ważna, że reżyser niekiedy przedłużał sceny, pozwalając wybrzmieć stworzonemu przez Morriconego tematowi. Filmem, który przyniósł kinu jedną z najpiękniejszych wokaliz w historii gatunku, jest „Dobry, zły i brzydki”. W finałowej scenie pojawia się utwór „Ecstasy of Gold”, łączący brzmienia i tematy pochodzące z wcześniejszych fragmentów filmu. Dzwon, fortepian, werble, chór i w końcu fenomenalna wokaliza w wykonaniu sopranistki Eddy Dell'Orso to elementy budujące niezapomnianą muzyczną ilustrację, która na nowo odżywała podczas koncertów z udziałem Maestro – również tych w Polsce.
John Barry – „Tańczący z wilkami” (1990), reż. Kevin Costner
Film Kevina Costnera przedstawia jedną z najpiękniejszych historii, jakie zdarzyły się na Dzikim Zachodzie; muzyka Johna Barry'ego to natomiast jedna z najwspanialszych muzycznych ilustracji napisanych dla kina. Dwanaście nominacji do Oscara oraz siedem zdobytych statuetek (w tym również za muzykę) najlepiej świadczy o rozmachu i pasji, z jakimi twórcy podeszli do świata stworzonego przez Michaela Blake'a (autora książki i scenariusza). John Barry nadał swojej muzyce różne odcienie – od melodyjnych, lirycznych tematów wykonywanych przez smyczki, po energiczne motywy z udziałem trąbek i sekcji perkusyjnej. Całość jest spójna i wyrazista – podobnie jak sama historia, która niezmiennie porywa i wzrusza – choć od jej premiery minęło już ponad trzydzieści lat!
Randy Newman – „Maverick” (1994), reż. Richard Donner
Pogodny, zabawny i pełen zwrotów akcji western Richarda Donnera miał kilku poprzedników. Począwszy od serialu telewizyjnego z lat 1957–1960 postać Breta Mavericka była kilkakrotnie wprowadzana na ekran. Produkcja z udziałem Mela Gibsona i Jodie Foster to najlepsza nakręcona dotąd wersja tej historii. Dowcipne dialogi, świetnie zgrana obsada i filmowe smaczki (np. epizod z udziałem Danny'ego Glovera, który do roku premiery „Mavericka” trzykrotnie wystąpił w niezapomnianym duecie z Melem Gibsonem w „Zabójczej broni”, czy obecność w roli drugoplanowej Jamesa Garnera, odtwórcy roli Mavericka w serialu) uczyniły z filmu Donnera jeden z lepszych westernów komediowych. Do jego sukcesu przyczyniła się też dynamiczna muzyka Randy'ego Newmana, czerpiąca z klasycznych aranżacji westernowych, ale mająca w sobie lekkość i świeżość.
Hans Zimmer – „Jeździec znikąd” (2013), reż. Gore Verbinski
Podobnie jak film z Johnnym Deppem i Armiem Hammerem budził wśród widzów mieszane uczucia, tak muzyka Hansa Zimmera nie zawsze spotykała się z przychylnymi recenzjami. Nie można jednak odmówić twórcom odwagi w prezentowaniu znanej historii, która miała zdarzyć się dawno temu na Dzikim Zachodzie i która już nie raz była przenoszona na ekran. Choć w tematach muzycznych Zimmera często słychać echo „Piratów z Karaibów”, to z pewnością jedna scena zapadnie Wam na zawsze w pamięć. To „wyścig” dwóch pociągów zilustrowany niemal dziesięciominutową, fenomenalnie zaaranżowaną uwerturą z opery „William Tell” Rossiniego („Finale. William Tell Overture”). Być może wytrawnych miłośników operowych brzmień oburzyło wykorzystanie tego motywu w filmie, jednak trudno zaprzeczyć, że zgranie tempa i melodii z dynamicznym montażem oraz z komicznymi sekwencjami, których tu nie brakuje, Zimmer opanował do perfekcji. A gdy w rytm pędzących jakby w galopie maszyn wplata się uroczy motyw miłosny, wybaczamy wszystko, co dotąd nas w filmie raziło.
Jed Kurzel – „Slow West” (2015), reż. John Maclean
Dziki Zachód nie zawsze jest szalony i porywczy. Czasem bywa romantyczny, spokojny i zamyślony, tak jak bohaterowie filmu „Slow West” z Michaelem Fassbenderem w roli głównej. Samotny jeździec wcale nie dąży do konfrontacji, motywem działania młodego chłopaka jest miłość, a nie pieniądze czy zemsta, a droga – choć niepozbawiona strzelanin i pościgów – dłuży się, pozwalając widzowi kontemplować piękno krajobrazów i rozmyślać nad losem niezwykłych wędrowców. I tak jak oni powoli przemierzają lasy, pola i prerie, tak muzyka Jeda Kurzela bez pośpiechu towarzyszy bohaterom – czasem nawet wydaje się zbyt monotonna i powtarzalna, kiedy słuchamy jej na płycie. Ale właśnie dzięki niej możemy rozsmakować się w tej filmowej historii, odetchnąć i przejąć się opowieścią o miłości, która zdarzyła się na „powolnym” Zachodzie.
James Horner, Simon Franglen – „Siedmiu wspaniałych” (2016), reż. Antoine Fuqua
Najnowsza wersja opowieści o siedmiu obrońcach miasteczka nękanego przez brutalnych łotrów prawie pod żadnym względem nie dorównuje produkcji z udziałem Steve'a McQueena i Charlesa Bronsona. Słowo „prawie” odnosi się jednak do muzyki, która zapada w pamięć nie tylko ze względu na swoją wyrazistość. Jest ona również niedokończonym dziełem tragicznie zmarłego Jamesa Hornera, który zdążył zarysować zaledwie kilka tematów i melodii. Rozwinięcia koncepcji kompozytora podjął się jego wieloletni współpracownik Simon Fraglen. Nadał on kompozycjom styl bliski Hornerowi, stąd niekiedy rozpoznajemy brzmienia znane z „Titanica” lub „Braveheart”. Nie można jednak winić za to Franglena; jego praca nad muzyką do „Siedmiu wspaniałych” była hołdem złożonym wielkiemu artyście, który odszedł przedwcześnie. Muzyka do filmu Antoine'a Fuquy to również hołd oddany innemu wielkiemu kompozytorowi – Elmerowi Bernsteinowi, który był autorem muzyki do klasycznej wersji filmu z 1960 r. Charakterystyczny, rytmiczny motyw pojawia się kilkakrotnie w tkance brzmieniowej ścieżki Hornera/Franglena i czyni z niej piękną, sentymentalną ilustrację.
Ramin Djawadi – „Westworld” (2016), serial HBO, sezon 1
W serialu opartym na pomyśle Michaela Crichtona, Lisy Joy, Jonathana Nolana i Dominica Mitchella oglądany przez nas świat Dzikiego Zachodu jest całkowicie zmyślony i wyreżyserowany – nie tylko jako fabuła produkcji telewizyjnej, lecz także jako rzeczywistość dla żyjących w niej bohaterów. Opowieść o hostach odgrywających role narzucone im przez ekscentrycznego właściciela parku rozrywki (Anthony Hopkins) zaskakuje nie tylko na poziomie scenariusza. Ramin Djawadi ilustruje sztuczną rzeczywistość Dzikiego Zachodu, pogłębiając dramatyzm wydarzeń poprzez charakterystyczny, mocny temat przewodni czy przez fantastyczne aranżacje znanych utworów muzyki popularnej. Są wśród nich takie przeboje, jak brawurowo zagrane „Paint it Black” czy mające zupełnie nowe brzmienie utwory „House of the Rising Sun” albo „Back to Black” zagrane na pianoli.
James Newton Howard – „Nowiny ze świata” (2020), reż. Paul Greengrass
Muzyka z filmu Paula Greengrassa jest wdzięcznym uzupełnieniem malowniczych krajobrazów nakręconych przez Dariusza Wolskiego. Obaj twórcy – kompozytor i operator – otrzymali za swoją pracę nominacje do Oscara. I bardzo słusznie. „Nowiny ze świata” to historia, którą się ogląda i której się słucha. Jej urok dociera do widza dopiero wtedy, gdy ten wyostrzy swoje zmysły. Częściej spokojne, rzadziej dynamiczne tempo akcji skłania do refleksji, do delektowania się obrazem i zmieniającym się brzmieniem – raz szorstkim i monumentalnym, a innym razem kameralnym i subtelnym. Te odcienie – nakreślone przez Jamesa Newtona Howarda – pozostają z widzem nawet dłużej niż sama historia.
Na każdym z tych dziewięciu albumów Dziki Zachód brzmi inaczej – raz dramatycznie, kiedy indziej sentymentalnie, czasem zabawnie. Kompozytorzy w zależności od opowiadanej historii budują nastrój, podsycają emocje, wyolbrzymiają zdarzenia lub budują tło dla działania bohaterów. Zawsze jednak muzyka pozwala odtworzyć obrazy obejrzane na ekranie i ponownie przeżyć historie, które od lat poruszają widzów.
Anna Józefiak