Pisząc codzienność potajemnie ["Powidoki Rafała T. Czachorowskiego]
W poezji Rafała T. Czachorowskiego (m.in. zbiór krótkich form prozatorskich „Czas jętki”) jest tyle dobrego, że aż szkoda, iż tomik „Powidoki” jest na wyczerpaniu. Interesujące skojarzenia, trafne spostrzeżenia i puenty, prostota w najlepszym tego słowa znaczeniu – są o człowieku dla człowieka, bez wydumanych i przeintelektualizowanych form i znaczeń.
„Poezja Czachorowskiego to lapidarna wypowiedź. Ze składniowych fraz wybiera samo ziarno” – recenzuje książkę Jolanta Zarębska i pisze w podsumowaniu: „»Powidoki« mówią do czytelnika prawdą i ja im wierzę”. Kolejnym atutem są tu zdjęcia – równie poetyckie, jak i zawarte w cienkiej książeczce teksty. Intrygujący wydaje się także fakt, że Czachorowski bardzo skrupulatnie opatrzył swoje wiersze datami, podając nawet godziny i minuty ich powstania. Zabieg ten niesłychanie zbliża czytelnika do autora, pozwala odbyć wraz z nim tę swoistą podróż w czasie. „Skąd tytuł tego zbiorku? W większości są to wiersze z ubiegłego wieku” – wyjaśnia autor na końcu tomiku. „Niektóre publikowane w »Marzeniach sennych«, »Tańcu prokreacji« czy arkuszu »12 wierszy«, ale i zapomniane, czasem w jakimś stopniu obce mi już, rozproszone”, ponadto stwierdza: „Czytam je, z trudem przypominając sobie ich autora, nie mówiąc już o podmiotach lirycznych, które podobne są tytułowym powidokom”.
Przypomnijmy zatem, że pierwszym, który wprowadził do polskiej kultury pojęcie „powidoków”, jest oczywiście malarz, Władysław Strzemiński, o którym w 2016 roku film nakręcił Andrzej Wajda. Jego cykl obrazów pod tym tytułem powstał w latach 1948–1950 i stanowił kulminację na jego drodze artystycznej, jak również zaprzeczenie budowanej wcześniej przez niego teorii unizmu pozostającej w nurcie abstrakcji. Strzemiński stworzył w ten sposób obrazy solarystyczne, przeniósł na płótno „impresje” będące konsekwencją spojrzenia na słońce.
Myślę, że świadomość, czym są lub mogą być powidoki oraz ich szerszy kontekst kulturowy, sprzyja głębszemu rozumieniu tekstów Czachorowskiego, który zdaje się być nie tylko wrażliwym na urodę codzienności poetą i znawcą poezji (co wiemy w związku z jego działalnością wydawniczą jako prezes Fundacji Duży Format i popularyzatorską w ramach portalu PoeciPolscy.pl, Festiwalu Dużego Formatu, Ogólnopolskiego Konkursu na Tomik Wierszy, audycji „Literacki wolny eter” Radia Wnet), ale i prawdziwym erudytą. Może dlatego czytanie jego książki to czysta przyjemność. I aż szkoda, że – jak wynika ze szczerych wypowiedzi w niej przemyconych – tworzy on jakby na marginesie całej swojej działalności, mimo że przecież jego teksty są tłumaczone na angielski, bułgarski, rosyjski i białoruski.
piszę wiersze potajemnie wstydliwie
w samochodzie na czerwonym świetle
na odwrocie niezapłaconych rachunków
układam myśli w obrazy i zapachy
na zapleczu codzienności
15.10.2011; 9:29
(Rafał T. Czachorowski, „Art poetyca” z tomiku „Powidoki”, wyd. Fundacja Duży Format, Warszawa 2015)
A przecież Czachorowski zarówno przeżywa w swoich wierszach codzienność, jak i ją transformuje i wyraża, nadaje jej własny sens… i co zaskakujące – jego osobiste doświadczenia stają się nagle na wskroś bliskie, uniwersalne, intymne i jednocześnie obiektywne (!), jakbyśmy tu i teraz zostali zaproszeni do życia autora lub jakby to on znalazł sposób na opisanie naszych doświadczeń ponad wszystkim łączących na pozór różne pokolenia:
Sople naszych
rozmów krwawią
Nie wkładam ich
do ust jak dziecko
aby w tajemnicy
przemienić w wodę
Nie próbuję dłonią
zmieniać kształty
Czekam bo ostre
sople naszych
rozmów krwawią
25.03.1997; 23.45
(Rafał T. Czachorowski, „Powidoki”, wyd. Fundacja Duży Format, Warszawa 2015)
Widać tu ogromną empatię, uważność i czułość na wszystkich mijanych gdzieś „po drodze” – czy to w trakcie zwykłego dnia pracy, czy na przestrzeni wielu lat życia. Rafał T. Czachorowski patrzy czujnie, nie ocenia, zapisuje kartki oficjalnie nieistniejącego dziennika:
cicho jak ciepły wiatr
idą razem w gęstej mgle
nie patrzą na siebie
bo znają każdy swój ruch
nie mówią nic
tylko czasem przez przypadek
gest wypuszczą z drżącej dłoni
28.11.1993; 19:50
(Rafał T. Czachorowski, „Przygarbieni staruszkowie” z tomiku „Powidoki”, wyd. Fundacja Duży Format, Warszawa 2015)
Czachorowski potrafi wydobyć esencję z drobiazgów, niby nic nie znaczących sytuacji, porównuje przemijanie ludzi i relacji z rytmem natury, koniecznością odliczania na osi czasu kolejnych dni, swoje obserwacje zapisuje niekiedy w zaledwie kilkuzdaniowych wierszach:
Jesteśmy
jak wczoraj
przyniesione tulipany
splątane liście
osobno więdną
w starym wazonie
24.01.1998, 20:00
Przyznam, że jeden z wierszy w „Powidokach” polubiłam szczególnie. Podobają mi się w nim nieoczywiste, acz bardzo zmysłowe określenia, wizja, która staje się niemal namacalna. Zapis chwili, gdy to jesteśmy jak gdyby wycięci z pośpiechu, z wszelkiego dążenia, lecz nadal nie odchodzimy zbyt daleko, bo coś nas tu uparcie trzyma…
Pestki melona poprzyczepiały
się do wilgotnej skóry
na zewnątrz wyblakła zieleń
skwierczy na słońcu
leżymy w nierealnym pokoju
jakby gdzieś zawieszonym
i tylko hałasy zza okna
utrzymują go niczym lina
03.11.1994, 13.25
(Rafał T. Czachorowski, „Upał” z tomiku „Powidoki”, wyd. Fundacja Duży Format, Warszawa 2015)
Tak, hałas paradoksalnie przywraca nas do życia. Przewrotne, ale i piękne. Tak postrzegać hałas może tylko poeta. Poeta codzienności, ten, który myśli, czuje i żyje poezją.