Postawić żagle, zwolnić kotwicę! [„Latający Holender” Wagnera na Baltic opera Festival]

18.09.2023

Postawić żagle, zwolnić kotwicę!” – mówi tytułowy bohater „Latającego Holendra” skomponowanego przez romantycznego mistrza – Richarda Wagnera. W lipcu upiorny żeglarz zacumował w Operze Leśnej w Sopocie w ramach Baltic Opera Festival. Wydarzenie powstało z inicjatywy uznanego śpiewaka operowego, Tomasza Koniecznego, natomiast inscenizatorami spektaklu są Barbara Wiśniewska i Łukasz Witt-Michałowski.

Scenografię przygotował ceniony i utalentowany Boris Kudlička – stały współpracownik Mariusza Trelińskiego i uczeń legendarnego scenografa, Andrzeja Kreütza-Majewskiego. Projekt zrealizowała Natalia Kitamikado. Celem przedsięwzięcia było przywrócenie Operze Leśnej w Sopocie dawnej świetności oraz stworzenie festiwalu operowego, łączącego artystów, twórców i międzynarodowe środowisko miłośników opery.

 

Warto jeszcze krótko przypomnieć dwa źródła inspiracji Wagnera do skomponowania opery „Latający Holender” (oryg. tyt. „Der fliegende Holländer”). Pierwsze ma charakter żywiołowy – Wagner bezpośrednio zainspirował się naturą. Odbył w lipcu 1839 r. obfitującą w morski sztorm podróż z Rygi do Londynu. Drugie źródło, literackie (z 1838 r.) to lektura autobiograficznych „Pamiętników pana Sznabelewopskiego” Henryka Heinego (więcej o genezie dzieła można przeczytać w osobnym artykule).

 

Realizatorzy „Latającego Holendra” bezbłędnie odczytali libretto. Nie stworzyli nowatorskiego widowiska odbiegającego od oryginalnego tekstu dzieła scenicznego ani spektaklu zanadto osadzonego w tradycji operowej. Przedstawienie zostało przygotowane w polskim mieście portowym w Operze Leśnej. Umiejscowienie to sprawiło, że scenografia i akcja sceniczna idealnie wkomponowały się w leśny krajobraz. Dzięki temu zabiegowi opowiedziana historia ma charakter uniwersalny, działa na wyobraźnię współczesnego widza i może przydarzyć się wszędzie. Nadrzędne symbole morza – woda, powietrze, szum wichru, uderzenia fal, rozkołysanie, płynięcie i walka z żywiołem – składają się na metafizyczną symbolikę spektaklu, którą zasygnalizowano i pozwolono – poprzez rekwizyty, ruch sceniczny, barwy, grę aktorską śpiewaków, światłocienie – widzowi odczytać i zinterpretować. Już na samym początku kurtynę zastępuje ogromny, biały żagiel. Nim zabrzmi uwertura, zostanie zwinięty przez marynarzy.

 

Spektakl rozpoczyna się szalejącą burzą. Pierwsza odsłona ma charakter monumentalny i majestatyczny. W głębi sceny widać potężne, zniszczone fragmenty statku. Na scenę wkracza chór. Wśród rozwiązań scenicznych tworzących spójność przedstawionego morskiego świata ważną rolę odegrał obszerny, okrągły element sceny, będący imitacją steru. Mężczyźni walczą z żywiołem, radośnie śpiewając pieśń marynarzy. Mechanizm umożliwił wprowadzenie na scenę ruchu, co doskonale korespondowało z układami rytmicznymi pierwszego aktu: wiatr rozkołysał statek na wszystkie strony. Dominuje kolorystyka zimna i zgaszona. Do norweskiej zatoki przybywa tajemniczy okręt. Jego kapitan to ponury i dziwny człowiek – Latający Holender, postrach marynarzy. Wyłania się z morskiego odmętu, z głębi ciemności prawej kulisy. Ubrany jest na biało, co kontrastuje z kolorystyką spektaklu, utrzymaną w barwach chłodnych i zgaszonych. Tu bohater rozpoczyna swe rozpaczliwe wywody o wiecznym tułactwie i samotności. Ciąży na nim przekleństwo – raz na siedem lat wolno mu wyjść na ląd. Jeśli zdoła w tym czasie znaleźć kobietę, która dożywotnio dochowa mu wierności, klątwa ustąpi. Wkracza za nim posępnie i wolno grupa mimów – ludzie-widma, niczym topielce, w strojach o podobnej kolorystyce. Mają na sobie dziwaczne, poszarpane dzianiny, z elementami ludzkiego szkieletu. Ich włosy przypominają wodorosty, upięte w niedbałe koki. Twarze mają blade i zastygłe. Norweski marynarz Daland, skuszony bogactwami Holendra, obiecuje wydanie mu swej córki, Senty. Te bogactwa to w sopockiej inscenizacji ogromna sztaba złota. Norweg nie wie, kim naprawdę jest napotkany żeglarz. Niczego nieświadomy przejmuje bogactwa, kładąc nabytek na własny wózek inwalidzki. Uczynienie z ojca Senty schorowanego lub niepełnosprawnego być może jest symbolicznym zasygnalizowaniem, że jest to człowiek nieświadomy zagrożenia, zaburzony emocjonalnie. Nie zna Holendra i wiele ryzykuje, oddając mu rękę ukochanej córki. Przedłożył żądzę posiadania złota nad dobro dziecka.

 

W kolejnej odsłonie Senta i jej towarzyszki przędą i śpiewają piosenki. Zakochana w Holendrze dziewczyna zatapia się w romantycznym marzeniu. Jest gotowa poświęcić wszystko, by uratować nieszczęśnika. Tu przestrzeń sceniczna wzbogacona została o sieci rybackie, wkomponowane w prostokątne fragmenty wraku. Są zniszczone, poszarpane, zawieszone bezładnie. Obraz przywodzi na myśl morski brzeg. Przestrzeń sceniczna pełna jest mroku, mgły i niejasności. Istotną rolę odgrywa światło częściowo oświetlające ludzi i obiekty, wydobywając wyrazistość i plastykę. Fragmenty wraku i sieci tworzą półkole, dzięki czemu scena wydaje się ogromna i zarazem martwa. Całość wzmaga wrażenie surowości i pustki.

 

Liryczna i bardzo poruszająca jest scena pojawienia się zakochanego w Sencie Eryka. Młodzieniec usiłuje ostrzec ukochaną przed niebezpieczeństwem i ofiarowuje swą szczerą miłość. Dziewczyna nie chce go słuchać, odpiera argumenty. W tej scenie w sposób spontaniczny Eryk rozpina spodnie i ściąga je, eksponując obnażone nogi. Niewątpliwie wskazuje to na oddanie, ofiarność i szczere uczucie wobec Senty. Jeszcze raz uświadamia nieszczęsną o szaleństwie decyzji. Świadkiem sceny jest Holender. Usłyszawszy tę rozmowę, poczuł się zdradzony. Daje rozkaz swego odpłynięcia. Wierna obietnicy danej obcemu dziewczyna dokonuje zamachu na własne życie, przecinając sobie gardło nożem. Umiera podtrzymywana przez upiornych towarzyszy Holendra.

 

Należy pochwalić całe bogactwo scenicznej rzeczywistości. Wewnętrzny niepokój Holendra odzwierciedla strona wizualna spektaklu i ogólna organizacja sceny teatralnej. Przestrzeń została „rozmnożona”, otwierając nowe perspektywy poprzez częściowe zakrywanie obiektów i ukazywanie dalszych obszarów w rozmaitych otworach. W głębi sceny widać sopocki las, a przez dziury wraku przebija się światło. Tworzy to wrażenie oceanicznej głębi, tajemniczego i groźnego morskiego odmętu. Dzięki videoprojekcjom w ciekawy sposób wprowadzone zostały efekty odbijania się kształtów na gładkich prospektach umiejscowionych w głębi sceny. Wizualizacje to ulotne kształty. Powoli dryfują, niczym wodne bąble. W taki sposób ukazano fragmentaryczność egzystencji i niepewność związaną z tułaczem. Katastroficzny wymiar jego losu sygnalizuje też lalka, którą przytula obłąkana z miłości Senta. Przerażająca kukła to imitacja portretu Holendra. Przypomina laleczkę voodoo. To w nią rozżalony i bezsilny Eryk wbija nóż.

 

Zastosowane obiekty niepokoją surowością. Dzięki nim przedstawiono rozbicie świata bohaterów. Dominują tajemnicze i mroczne przedmioty: wspomniana lalka, fragmenty wraków, dziury, sieci, metalowe konstrukcje, wózek inwalidzki, jakby zgniecione metale, blachy. Wszelkiego rodzaju rzeczy dziwaczne. Wszystko to otwiera wejście ku innemu, metafizycznemu obszarowi. Pozwala to widzowi na intelektualne uporządkowanie i interpretacje.

 

Obraz plastyczny dzieła współtworzą też obecni na scenie śpiewacy i mimowie-tancerze. Na spójność świata przedstawionego składają się układ ich ciał i harmonia kompozycji plastycznej. Holendrowi niemal w każdej scenie towarzyszy zwarta, powykręcana w różnych pozach grupa ludzka. Smętnym i miarowym krokiem sunie po scenie. Ich twarze są blade, zastygłe, ponure. Uosabiają oni postawę Holendra: naznaczenie śmiercią, bezradność i rozpacz. Symbolizują człowieka zagubionego, cierpiącego, skomplikowanego, pogrążonego w chaosie, uwięzionego w swoim wewnętrznym dramacie.

 

Metafizyczną, groźną rzeczywistość tworzyło też aktorstwo śpiewaków. Znakomity wokalnie i prezencyjnie Andrzej Dobber wykreował niezwykłą postać tytułowego bohatera, tragicznego i mrocznego. Śpiewał ekspresyjnie i z zaangażowaniem. Na szczególną pochwałę zasługuje Stefan Vinke w partii Eryka. Śpiewak o szlachetnej urodzie w sposób wyjątkowo prosty oraz naturalny odtworzył postać młodzieńca darzącego Sentę miłością szlachetną, jasną i czystą. Przenikniętą pragnieniem poświęcenia i ofiary partię Senty zaśpiewała pięknie Ricarda Merbeth. Śpiewaczka aktorsko i bez zarzutu odegrała uczucie mrocznej tęsknoty do zbawczego poświęcenia. W partii Mary wystąpiła światowej sławy polska śpiewaczka operowa – Małgorzata Walewska, której brawa należą się za sceniczną dojrzałość i wysokiej klasy wokal. Orkiestra pod batutą Marka Janowskiego wspaniale oddała dramatyczne i burzliwe napięcia początku i finału opery. Zespół muzycznie odzwierciedlił siłę romantycznego brzmienia, żywioł natury i uczuć. Chór męski słynną pieśnią marynarzy witalnie otworzył spektakl. Śpiewał odważnie, czysto, z radością i werwą. Pochwalić należy projekt oryginalnych kostiumów, za co odpowiedzialna jest Dorothee Roqueplo.

 

Twórcy przeprowadzili widza przez dwoisty świat: ludzki, realny oraz pozaziemski świat duchów. I te dwa bieguny istnienia w sopockiej inscenizacji wzajemnie się przyciągają, ale też odpychają – tak jak Senta i Holender. Czuć między bohaterami silną fascynację, ale i napięcie. Natomiast jeden bez drugiego żyć nie może i to jest właśnie istota romantyczności, którą mistrzowsko zaprezentowano.

 

Z pewnością bohaterów „Latającego Holendra” można wkomponować w galerię ludzi „naszych czasów”. Niepotrafiących zbudować trwałych relacji, naznaczonych odrzuceniem, samotnych, niedojrzałych emocjonalnie, skupionych na sobie. Ustawiczna tułaczka, metaforyczne, wieczne żeglowanie po morzach i oceanach, motyw przekleństwa tułacza pragnącego zakotwiczenia, ponownego zakorzeniania, świadomość niemożności ocalenia – to symbole współczesnego człowieka. Z kolei motyw kobiety zbawiającej potępionego mężczyznę jest wciąż bliski człowiekowi żyjącemu w XXI wieku.

 

Spektakl bez wątpienia wywiera emocje, budzi dreszcz metafizyczny, przejmuje grozą. Widzowie co rusz nagradzali partie artystów gromkimi brawami, a podczas ukłonów owacjom nie było końca. Inscenizacja „Latającego Holendra” nad polskim brzegiem Bałtyku wpisała się do historii na długo. Można rzec, że festiwal operowy z Bayreuth przeniósł się do Sopotu, popularyzując twórczość Wagnera nie tylko w zachodniej Europie, ale i w Polsce.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.