Urok i doświadczenie [Piotr Anderszewski / 40 lat Sinfonii Varsovii - koncert w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej]
Przez 40 lat swojego istnienia Sinfonia Varsovia zdobyła uznanie w kraju i za granicą, wyrabiając sobie markę kojarzoną z najwyższą renomą. Stało się tak nie tylko dlatego, że jej historia związana jest ściśle z nazwiskami, które weszły do kanonu muzyki.
W sali Polskiej Filharmonii Bałtyckiej Sinfonia Varsovia z Piotrem Anderszewskim w roli dyrygenta i pianisty zagrała 7 marca 2024 roku po jednym dziele każdego z wielkich klasyków wiedeńskich. Występ rozpoczął się od Koncertu klawiszowego D-dur Haydna, potem była Symfonia Haffnerowska Mozarta, a na deser publiczność usłyszała I Koncert fortepianowy C-dur Beethovena. Muzyka klasyczna co się zowie, a do tego jeszcze uporządkowana według chronologii jak najwyższej klasy materiał lekcyjny.
Pianista Lech Dzierżanowski tak pisał o tym programie (wykonywanym przez Sinfonię Varsovię też kilka dni później w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej w Warszawie): „odwołuje się niejako do genezy orkiestry – trzy arcydzieła klasyków wiedeńskich wymagają bowiem właściwie kameralnej obsady, która najlepiej uwydatnia walory tego niezwykłego zespołu”. Wypada w czas okrągłych rocznic – a koncert na Ołowiance był luźno związany ze świętowaniem czterdziestolecia istnienia Sinfonii Varsovii – przypomnieć początki, choćby nawet były dobrze znane. Sinfonia Varsovia powstała w 1984 roku w wyniku powiększenia składu Polskiej Orkiestry Kameralnej, do czego bezpośrednim bodźcem był przyjazd do Polski legendarnego skrzypka Yehudiego Menuhina. Okazało się to początkiem ciekawej historii obfitującej w koncerty (ok. 4000) i wydawnictwa płytowe (ponad 300).
Na koncercie w Gdańsku dyrygowanym w większości przez Piotra Anderszewskiego dało się odczuć nie tylko doświadczenie muzyków, ale również pewną odświętność, o której, w jakiejś przynajmniej mierze, świadczy dobór repertuaru. Tak jak zwykle na podobnych jubileuszach – ma być wesoło, chociaż wytwornie, szampańsko, ale bez przesady, luźno, lecz z dającym się poznać wyrafinowaniem.
Publiczność w Gdańsku mogła więc zaznać zwiewnego, pełnego delikatności, jakby wahania, uroku Haydna, wielu fraz wycyzelowanych i lirycznych zarazem, mogła wsłuchiwać się w jego adagio pełne nieokreślonego zawieszenia, ale wystudiowanego, pięknego – pięknością staranną i ułożoną. Gdy grano Mozarta (pod kierownictwem Jakuba Haufy), to z żywą energią, ale – rzecz jasna – pełną ogłady, roztapiającą się w lirycznie falującym andante. Wszystko to oczywiście dopracowane artykulacyjnie, zagrane dokładnie, bezbłędnie.
Przy Beethovenie muzycy Sinfonii Varsovii złączeni w porozumieniu z Anderszewskim, pianistą i dyrygentem zarazem, weszli na rejestry żywsze, bardziej jeszcze energetyczne, pełne radości i pośpiechu. Jednak był to pośpiech, który dba o każdy ruch, nie potyka się, nie plącze, wspina się i schodzi po stopniach pasaży z biegłością wirtuoza, który nawet ze swojego smutku gotów zrobić sztukę pełną gracji i wdzięku. Wszak każdy ruch studiował dogłębnie, każdą emocję oglądał w lustrze niekończących się ćwiczeń i badał efekt w reakcji publiki – nie dziwi więc jego biegłość i pewność każdego ruchu, każdej nuty, nawet tej lirycznej i rozmarzonej. Wszak wszystko jest realizowane według planu, realizowane profesjonalnie, biegle i z niekłamanym wdziękiem.
Publiczność zebrana w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej otrzymała więc coś dobrze znanego i lubianego, wykonanego z pełnym profesjonalizmem. Doświadczenie (czterdzieści lat koncertowania i wydawania to przecież niemało) oraz talent dają pewność, lekkość i powtarzalność. Najważniejsze okazało się w końcu to, że koncert Sinfonii Varsovii sprawił widoczną radość nie tylko publiczności, ale też artystkom i artystom na scenie.