Nowy kiczyzm czy stary dobry kicz? (Nie)krótka historia kiczu
Częstokroć słyszy się narzekania na jakość współczesnej muzyki, literatury, kina czy sztuk plastycznych. Wiele osób, zwłaszcza tych starszych, twierdzi, że w panującej teraz modzie próżno doszukiwać się elegancji cechującej dawne ubiory, a powstające obecnie osiedla i centra handlowe to architektoniczne koszmarki o zachwianych proporcjach i wątpliwej urodzie. I choć przedmiotem krytyki są różne dziedziny wytwórczości ludzkiej, to wspólny mianownik tych utyskiwań stanowi nowoczesny „kicz” przeciwstawiany dobremu gustowi, przypisywanemu minionym epokom. Tymczasem nie każdy zdaje sobie sprawę, że „kicz” rozumiany jako synonim złego gustu, tandetnego wykonania oraz niskiej wartości artystycznej to zjawisko tak stare jak sztuka, a może i sama ludzkość.
Jeleń na rykowisku i gołe amorki
Słowo „kicz” pochodzi z języka niemieckiego (niem. Kitsch – tandeta, bubel, lichota) i jest nacechowanym pejoratywnie terminem określającym utwór bądź przedmiot odznaczający się niewielką lub żadną wartością artystyczną, którego adresatem jest zwykle odbiorca masowy, o niewyrafinowanym guście i niskiej świadomości estetycznej. Sam termin „kicz” liczy sobie zaledwie około 150 lat, gdyż zaczęto go używać w latach 70. XIX wieku w środowisku malarzy monachijskich. Stosowano go w odniesieniu do dzieł malarskich hołdujących upodobaniom niewyrobionych miłośników sztuki, w jej cukierkowym, uproszczonym wydaniu; przesłodzonych landszaftów, sentymentalnych scen rodzajowych oraz programowo „ślicznych” martwych natur uwięzionych w grubych, złoconych ramach. Mimo pogardy, jaką tego rodzaju artefakty budziły w kręgach znawców, zapotrzebowanie na obrazy, w których tematyka „lekka i łatwa” łączyła się z „przyjemnym” wykonaniem, było duże, zwłaszcza w środowisku wzbogaconego mieszczaństwa, czyli burżuazji. Następnie mianem kiczu oraz kiczowatości zaczęto obdarzać wszystko to, co sprzeczne z dobrym smakiem, epigońskie, mierne lub „ładniusie”.
Nimfa w dezabilu
Tak rozumiany kicz, dążący do urody zbyt oczywistej, nachalnej i rzucającej się w oczy (lub w uszy w przypadku kiczu muzycznego), nie miał nic wspólnego z artyzmem, będącym jakością zasadzającą się na prawdzie i prawdziwości, w odwołaniu do oryginalności pomysłu, rzetelności wykonania oraz biegłości twórcy. Kicz rozumiany jako sztuka niska, zaprzeczenie wysublimowanej sztuki wysokiej, można chyba uznać za jej nieodłączne, skarlałe odbicie towarzyszące bardziej wyrafinowanej siostrze od niepamiętnych czasów. Czy za kiczowate nie można bowiem uznać pozbawionych okryć wierzchnich (a zazwyczaj także i spodnich) sylwetek nimf upiększających ściany willi należących do starogreckich i rzymskich nuworyszy? A pulchniutkich amorków o złoconych skrzydełkach, których całe chmary możemy podziwiać we wnętrzach barokowych kościołów? Wreszcie zaś upiększonych, mało realistycznych i przesadnie przypochlebnych portretów małżonek oraz rodzin fabrykantów, patronów, a także wszelkiej maści „dobroczyńców”?
Krasnal w ogródku, Ludwik XVI w salonie
Wydaje się, że kicz stanowi triumf pragnienia doświadczania przyjemności nad dążeniem do prawdy. Abraham Moles, francuski inżynier, psychiatra i filozof, autor głośnej publikacji Kicz, czyli sztuka szczęścia, zwracał uwagę, iż zjawisko kiczu jest mocno związane z cywilizacją konsumpcyjną i wyróżniał dwa okresy kiczu, z których to:
„[…] pierwszy związany jest z rozwojem społeczeństwa mieszczańskiego, oraz nabywaniem przez to pewne siebie społeczeństwo samoświadomości […], społeczeństwo, którego symbolem jest wielki magazyn, związany z manufakturą, i które stworzyło pewną sz t u k ę ż y c i a funkcjonującą do dziś. Drugi okres rozpoczyna się obecnie, jest to neokicz konsumpcyjny, związany z przedmiotem, z wielką ilością elementów przejściowych, przejawiającą się w powstawaniu supermarketów i »prisuników«, coraz bardziej wchodzących w nasze życie (40% handlu detalicznego), który przekształca sztukę życia, tworząc po prostu jakiś rodzaj »sztuki«”.
Nie oznacza to bynajmniej, że nie możemy mówić o przejawach kiczu przed wiekiem XIX, kiedy to zostały położone podwaliny, na których uformowało się nowoczesne społeczeństwo konsumpcyjne, i po raz pierwszy użyto terminu „kicz”. Prawdopodobnie wytwory, które współcześnie określilibyśmy mianem kiczowatych, istniały niemal od zawsze. Na określenie to zasługiwałyby pewnie już ociekające ostentacyjnym przepychem budowle wznoszone przez rzymskich cesarzy, kapiące od złota mozaiki Bizancjum czy przeładowane rokokowe wnętrza. Być może niektóre z epok, stylów oraz nurtów w sztuce (np. barok, rokoko, manieryzm czy secesja) były bardziej podatne na kicz i stanowiły podłoże, na którym pojawiał się on częściej, rozwijał bujniej i trwał dłużej niż na gruncie innych, jednak nie sposób chyba wymienić momentu dziejowego całkowicie wolnego od kiczu.
Wszechwładny kicz
Andrzej Pluta w artykule Dla(czego) kicz (nie) uczy? zaznacza, że pojmowanie kiczu jako zaprzeczenia sztuki wysokiej jest zwykle kojarzone „z podziałem na to, co »niskie« (np. nieudolne, zwulgaryzowane, imitacyjne, powielane, powtarzalne, zbanalizowane, odtwórcze, reprodukowane masowo, sztampowe) i »wysokie« (np. niedoścignione, oryginalne, prawdziwe, niepowtarzalne, nieodtwarzane, autentyczne)”. Tak rozumiany kicz byłby więc synonimem utworów o małej wartości, jakie zdarzają się pośród dzieł wszystkich epok, reprezentujących rozmaite gałęzie sztuki. I choć samo pojęcie kiczu przed XIX wiekiem jeszcze nie istniało, można by w tym sensie mówić o kiczu starożytnym i współczesnym, renesansowym i barokowym, romantycznym i pozytywistycznym. Podobnie dałoby się wyróżnić kicz malarski oraz muzyczny, literacki i architektoniczny, a także kicz dotyczący przedmiotów codziennego użytku, wystroju wnętrz, ubioru, makijażu czy nawet zachowania.
Piękno zbyt piękne
Skąd tak wielka różnorodność i popularność kiczu? Odpowiedzi można doszukiwać się w koncepcji kiczu sformułowanej przez Hermanna Brocha, austriackiego pisarza, filozofa i estetyka pierwszej połowy XX wieku. Twierdził on, iż kicz pojawia się tam, gdzie twórca stara się stworzyć przede wszystkim dzieło piękne i piękno to staje się dla niego celem samym w sobie, słowem „istotą kiczu jest mylenie kategorii etycznej z estetyczną, kicz chce działać pięknie, a nie dobrze – zależy mu na pięknym efekcie”. Tak ujmowany kicz służy delektowaniu się, nie zaś przeżyciom emocjonalnym czy przemyśleniom intelektualnym, a jego zadaniem nie jest uczynienie człowieka lepszym, doskonalszym czy mądrzejszym, lecz jedynie bardziej zadowolonym.
Różowe stringi na Instagramie
Kicz korespondowałby z naturalnym dla człowieka pragnieniem doznawania przyjemności przy minimalnym wysiłku. Stanowiłby też substytut sztuki, która wymaga od odbiorcy przygotowania oraz zaangażowania i nie zawsze jest łatwa oraz bezproblemowa; często niepokoi, niekiedy zasmuca, czasem sprawia ból. Przystępna „ładność” kiczu to cecha, która sprawia, iż w ostatnich czasach robi on prawdziwą karierę w mediach społecznościowych, stanowiąc łatwostrawny twór, swego rodzaju „fast art” służący do szybkiej konsumpcji i jeszcze szybszego zapominania. To niewątpliwa „zaleta”, która może sprawić, że kicz przetrwa prawdopodobnie tak długo jak sama ludzkość. Na szczęście to samo możemy powiedzieć o sztuce prawdziwej.
Z tych książek dowiesz się więcej:
Broch H., Kilka uwag o kiczu, w: tenże, Kilka uwag o kiczu i inne eseje, tłum. D. Borkowska, J. Garewicz, R. Turczyn, Czytelnik, Warszawa 1988.
Moles A., Kicz, czyli stuka szczęścia. Studium psychologii kiczu, przeł. A. Szczepańska i E. Wende, słow. wstęp. opatrz. A. Osęka, PIW, Warszawa 1978.
Pluta A., Dla(czego) kicz (nie)uczy?, w: „Podstawy Edukacji. Dyskusje wokół kultury popularnej jako edukacyjnej przestrzeni”, t. 13, Częstochowa 2020.
Poprzęcka M., O złej sztuce, Wydawnictwo Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1998.