Historia (nie) lubi się powtarzać [recenzja koncertu symfonicznego w Filharmonii Łódzkiej 1 marca 2024 r.]

18.03.2024

Każda moja wyprawa do Filharmonii na koncerty symfoniczne to pewnego rodzaju kontynuacja jednej historii, złożonej z wielu, wielu opowiadań. Takie przemyślenia dopadły mnie, gdy zorientowałam się, że siedzę w tym samym miejscu, z którego słuchałam poprzedniego koncertu. Za każdym razem nowa fabuła – repertuar, nowy katalizator historii w postaci solisty i dyrygenta, ale miejsce i stali bohaterowie – orkiestra ci sami (niby drugoplanowi, a jednak bez nich nic). Do tej historii dołączają stali bywalcy, którzy mają swoje ukochane miejsca, i tak jesteśmy tu i teraz w świecie pięknych i barwnych opowieści. I nawet jeśli historia się powtarza, to nigdy w ten sam sposób!

Kto z nas nie słyszał I Koncertu fortepianowego e-moll op. 11 [40’]? Jedno z najbardziej popularnych dzieł Chopina zagościło tego wieczoru w programie koncertowym. Artystów poprowadził Maestro Michał Nesterowicz. W pierwszej części koncertu publiczność miała okazję spotkać się z jednym z najwybitniejszych pianistów młodego pokolenia – Szymonem Nehringiem, który jest laureatem prestiżowego konkursu im. Artura Rubinsteina w Tel Awiwie.

Tego wieczoru orkiestra była w bardzo dobrej kondycji. Od pierwszych smukłych i lejących dźwięków smyczków wiadomo było, że będzie to piękna opowieść. Kolejne partie fletu, waltorni czy oboju potwierdziły, że pianista może wkraczać ze swoim solo w przestrzeń utkaną z niezwykłą starannością i precyzją.

 

Dzieło tak znane jak I Koncert fortepianowy e-moll to wyzwanie i jak to się mówi – gratka. Aż samo się gra i samo słucha. Tylko co zrobić, żeby zachwycić słuchaczy, którzy często dzielą się na wielbicieli idealnego wykonania (do którego zazwyczaj mają już bezkompromisowo przypisane jedno nazwisko artysty) lub poszukiwaczy nowych i świeżych interpretacji? W moim odczuciu Szymon Nehring jest w stanie pogodzić obie te strony i doskonale zdaje sobie sprawę, że nie trzeba krzyczeć, żeby móc zostać usłyszanym.

Artysta od początku zaczarował publiczność i już w pierwszej, niezwykle gęstej części z czułością zadbał o to, by każdy nawet najmniej muśnięty dźwięk stał się istotną literą postawioną w tej opowieści. Rzeczowniki mają siłę, ale historia opowiedziana bez przymiotników będzie tylko namiastką świata, który chce się przedstawić słuchaczom.

Jestem doskonałym przykładem osoby, której trudno jest „wyłączyć” głowę – taki pstryczek ma jednak sztuka. Warunek jest jeden – wykonawca musi wciągnąć mnie do swojego świata i mam takie przeczucie, że nie było na sali słuchacza, który tak jak ja nie przeniósł się podczas tego wykonania do zupełnie innej rzeczywistości. Co więcej, jestem pewna, że byliśmy w tym samym miejscu. I nie chodzi mi o błądzenie myślami z nudów i powrót do spraw codziennych, a o wspólne bujanie w tych samych obłokach, co artysta. Pianista za pomocą miękkich i subtelnych dźwięków stworzył historię nietypową dla klasyki romantyzmu – nie tak burzliwą, a jednak wyjątkowo emocjonalną w swojej powściągliwości! Tu wygrał – świeże, spokojne i dojrzałe podejście do utworu tak znanego spowodowało, że publiczność jadła tego słonia złotymi łyżeczkami. Łagodność to wyjątkowa cnota – tak rzadko widziana na scenach.

 

Maestro Nesterowicz był minimalistyczny i również romantycznie powściągliwy, a za nim cała orkiestra (poza małą wpadką waltorni). Atmosfera panująca na sali pozwoliła na wyjątkowy rodzaj skupienia – bezwzględną ciszę, w której piano stawało się dźwięcznym szeptem, a forte dawało poczucie spełnienia. Jak wspomniał prowadzący koncert Marcin Majchrowski – 1 marca jest dniem urodzin Chopina, do którego sam się przyznawał. Coś czuję, że solenizant byłby zadowolony z takiego świętowania.

W drugiej części koncertu pojawiła się III Symfonia C-dur op. 52 [29’] – dzieło fińskiego kompozytora Jeana Sibeliusa. Jak wspomniał Marcin Majchrowski – „zdania krytyków czy filozofów na temat tej twórczości są podzielone. Theodor Adorno napisał o Sibelusie, że jest to oryginalność w bezradności, a francuski krytyk i kompozytor René Leibowitz okrzyknął go najgorszym kompozytorem na świecie”. Prowadzący jednak dodał, że aż tak źle nie jest, i zachęcił słuchaczy do czerpania z niezwykłej materii muzycznej kompozytora tyle, ile się da! Z pewnością te skrajności zachęciły słuchaczy do własnego, jeszcze bardziej zgłębionego osądu nad tym dziełem.

Utwór Sibeliusa był zupełnym przeciwieństwem dzieła zaprezentowanego w pierwszej części koncertu. Orkiestra operowała raz zupełnym maksimum, po to by chwilę później wprowadzić absolutne minimum. Na scenie utworzyła się ogromna amplituda środków wykonawczych i dynamiki, a na publiczności pojawiały się wahania od lekkiej dezorientacji po zachwyt.

Za każdym razem historia maluje tu swoje barwne karty. Ktoś kiedyś wspomni ten koncert, a ja będę dumna, że mogłam być jego częścią.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.