Piazzolla Duo: Szukamy nowych muzycznych przestrzeni

04.07.2022
Piazzolla Duo

Dwaj młodzi muzycy – Janek Pentz i Piotr Zubek postanowili w niekonwencjonalny sposób zmierzyć się z tangiem Astora Piazzolli, którego gitarzysta Horacio Malvicino dostawał anonimy grożące śmiercią za to, że wprowadził do tanga gitarę elektryczną. Ciekawe, co powiedzą puryści tanga, słysząc fingerstyle’ową gitarę akompaniującą poezji Borgesa czy Ferrera?

rozmawia Dorota Pietrzyk

 

Na początek przestawicie się, proszę.

Piotr Zubek: Skończyłem wydział jazzu oraz wydział wokalno-estradowy w Warszawie na Bednarskiej, a obecnie studiuję logopedię kliniczną… Nie polubiłem niestety studiowania, wolę naukę przez praktykę.

 

Mówisz po hiszpańsku? Masz bardzo ładny akcent, ale taki „nieargentyński”.

 

P.Z.: No właśnie. Projekt Piazzolla Duo był właściwie pretekstem, by zacząć uczyć się hiszpańskiego. W ogóle uwielbiam preteksty. Gdy zainteresowaliśmy się Piazzollą, o tangu nie wiedzieliśmy nic.

 

No, jak to? Janku – Ty jako gitarzysta musiałeś znać muzykę Piazzolli?
 

Janek Pentz: Oczywiście, obaj znaliśmy go i przyglądaliśmy się tej muzyce. Ja grałem jakieś drobiazgi, jak np. „L’evasion” w triu. To były takie przymiarki, żeby wniknąć w tego Piazzollę i go zrozumieć.
 

Ja nie wiem, czy rozumiem Piazzollę, ale to, co robicie, bardzo mi się podoba. Nie ma tutaj szaleństwa, umierania z miłości. Jest nostalgia, czyli tęsknota za tym, co odeszło. Skąd mieliście teksty i tłumaczenia, by wiedzieć, o czym śpiewacie?
 

P.Z.: To niesamowite zdarzenie! Otóż moja mama pracuje w bibliotece, a tam pracuje również pani Magdalena Szkwarek, która wcześniej pracowała na Uniwersytecie Warszawskim w Katedrze Latynoamerykanistyki. Pisze doktorat o poezji Borgesa i tłumaczy poezję argentyńską. Pani Magdalena kilka lat mieszkała w Ekwadorze, stąd pewnie nasz hiszpański jest bliższy temu, którym posługują się w Ameryce Środkowej. Zarzucano mi nawet brak tego argentyńskiego „szeleszczenia”, że śpiewam zbyt dokładnie wymawiając słowa.
 

Uważam, że Twoja nieskazitelna dykcja jest wręcz potrzebna, gdy śpiewasz dla Polaków, Europejczyków. Ta poezja jest wyjątkowo trudna, więc musisz ją podać najprościej jak tylko potrafisz…
 

P.Z.: Oj tak! Jest bardzo trudna! Zresztą zdarzyło nam się spotkać na naszej drodze kilka osób, dla których hiszpański jest językiem ojczystym i wszyscy chwalili klarowność mojej wymowy.
 

Zrobiliście coś niezwykłego – pokazaliście ciepłego, dobrego Piazzollę, którym też był, gdy na przykład bawił się z dziećmi lub psami, gdy gotował dla przyjaciół, chodził z żoną na mszę…
 

P.Z.: Zależało nam na tym, by nikogo nie naśladować, nie kopiować czyjegoś stylu. Zrozumieliśmy, że nie będziemy Argentyńczykami, nie zagramy tanga tak, jak nakazuje tradycja, bo tego po prostu w sobie nie mamy. Lepiej wziąć ten materiał, który jest doskonały i pójść własną drogą. Mieliśmy duży problem z kwalifikacją utworów, czy na pewno są kompozycjami Piazzolli.
 

No, nie dziwię się. Piazzolla często nadawał różne tytuły tym samym utworom, wykorzystywał ich fragmenty do nowych dzieł i miał w tym niezły bałagan.

A dlaczego wybrałeś Janka i jego gitarę do śpiewania Piazzolli?
 

P.Z.: To proste! Nadajemy na tej samej fali! Kiedyś pojechaliśmy do Zakopanego na tę samą konferencję dla nauczycieli. Ja ze swoim repertuarem, Janek ze swoim. Nie szukałem instrumentu, szukałem człowieka o podobnej duszy jak moja. I znalazłem.

 

Janku, a jak to jest z Twoją grą fingerstyle? Przecież jesteś gitarzystą klasycznym?
 

J.P.: Fingerstyle pojawił się, zanim rozpocząłem swoją formalną edukację muzyczną. Uczyłem się gitary u Andrzeja Olewińskiego, prywatnie przez kilka lat. Lekcje prywatne rządzą się własnymi prawami – trochę klasyki, trochę jazzu, rock and rolla. Poszukiwałem jakiegokolwiek miejsca, by móc wystąpić z gitarą. Mój nauczyciel polecił mi wtedy festiwalFingerstyle Feeling” w Kaliszu. Pojechałem tam z gitarą klasyczną i okazało się, że byłem jedyną osobą, która taką gitarę ze sobą wzięła. W dodatku byłem najmłodszy, miałem 12 lat. Patrzę, a tu wszyscy mają gitary akustyczne, podłączają je do prądu, robią jakieś ambientowe klimaty. Na następną edycję pojechałem już z gitarą akustyczną.
 

A jak przygotowywałeś akompaniamenty dla Piotrka?
 

J.P.: Piotrek się na pewno ze mną zgodzi, że te aranżacje konstruowaliśmy wspólnie. Robiliśmy burzę mózgów i szukaliśmy kierunków muzycznych, nie instrumentalnych. To, co dla nas było najważniejsze, takie „od serca”, to linia melodyczna, która jest tak bardzo charakterystyczna, tak „piazzollowa”, że cokolwiek byśmy zrobili, to zawsze będzie jego muzyka. Krążyliśmy więc wokół tego rdzenia – melodii i próbowaliśmy znaleźć takie muzyczne przestrzenie, które z początku wydają się w tej muzyce nieobecne, które dadzą się podłożyć pod linie melodyczne i które nas interesują, które są nasze. Tutaj podziwiałem potencjał Piotrka, jeśli chodzi o swobodę myślenia czy improwizację. No i moja technika fingerstyle’owa…
 

P.Z.: Wizja rodziła się w nas obu. Lubimy myśleć motywicznie, szukać charakterystycznego fragmentu melodii, który mógłby dopełnić naszą interpretację.
 

To dlatego słyszę „Asturias” i „Lulajże, Jezuniu”?
 

P.Z.: Jesteś drugą osobą, która to usłyszała! Ten niezwykły wiersz Maria Trejo „Pajaros perdidos” o ptakach, które nie umierają, lecz odlatują w dal, aż się prosił o kołysankę. A czyż jest piękniejsza niż ta kolęda? Wiedzieliśmy, że to jest koniec tego projektu i chcieliśmy się tym utworem, który wykonujemy na zakończenie każdego koncertu, po prostu podpisać. To taka nasza sygnatura.
 

A jaka muzyka Was jeszcze interesuje?
 

J.P.: To raczej spytaj, jaka nas nie interesuje! Nie interesuje nas to, co jest płytkie i nieciekawe z punktu widzenia rozszerzania danego zagadnienia. Ostatnio, jadąc z Piotrkiem samochodem, zastanawialiśmy się, czy by nie zająć się muzyką taneczną. Przecież można zrobić piękny, ambitny projekt w rytmie tanecznym.

Jeśli chodzi o Piazzollę, to mamy zamiar zagrać go z orkiestrą. Jesteśmy w trakcie rozmów. Na mnie będzie spoczywało przygotowanie aranżacji, co pokryje się jednocześnie z moimi zadaniami na uczelni, gdzie będę musiał zmierzyć się z symfonią.
 

Jakie macie konkretne plany muzyczne na najbliższy czas?
 

J.P.: My sami nie zdajemy sobie sprawy z tego, dokąd prowadzą nas nasze muzyczne projekty. Jest taka wspaniała osoba – Ewa Drobek, nauczycielka angielskiego, z którą jesteśmy bardzo zaprzyjaźnieni.

Ona właściwie nigdy nas nie uczyła, ale mijaliśmy się na korytarzu w szkole. Jest to nauczyciel, który potrafi inspirować młodzież do podążania za marzeniami. Z jej błogosławieństwem udało się nam zagrać Piazzollę papieżowi Franciszkowi! Wspominam o tym, dlatego że tych niezwykłych pomysłów jest więcej i wiele wskazuje na to, że być może jeszcze w tym roku pojedziemy do Jordanii, by zagrać na dworze królowej! Jest też duża szansa, że w tym roku także polecimy do Argentyny.
 

P.Z.: Janek komponuje piękne melodie i mamy też pomysł, bym do tych utworów napisał teksty.
 

J.P.: A Piotrek doskonale operuje słowem polskim!
 

Czyli Piazzolla to tylko furtka, którą otworzyliście! Teraz nadszedł czas, by przez nią przejść.
 

P.Z.: Oj tak, bo w głowach mamy tysiące pomysłów!

 

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.