Pchła nie tylko dla malutkich… [„Pchła Szachrajka” w krakowskim Teatrze Groteska]
„Od trzydziestu lat zabawiam publiczność”, powiedziała mi kiedyś z charakterystycznym przekąsem Gabriela Oberbek – aktorka teatralna i telewizyjna, a prywatnie – moja koleżanka ze szkolnej ławki. Znamy się dosłownie całe życie i kiedy tylko dowiedziałam się o jej roli w krakowskiej adaptacji „Pchły Szachrajki” Anny Seniuk, wiedziałam, że to będzie strzał w dziesiątkę. Gaba po prostu JEST tą Pchłą, tą postacią, tym wierszykowym szaleństwem. Oczywiście nie w kontekście wszystkich pchlich przekrętów i kłamstewek, a raczej niesamowitości jej życia.
Jan Brzechwa „Przygody Pchły Szachrajki” opublikował w latach 40. XX wieku i od początku ta rymowana opowiastka święci triumfy. Zabawna, działająca na wyobraźnię, otwierająca drzwi do niesamowitych światów i sytuacji wręcz „nie z tej ziemi”, a przy tym z morałem i galerią zaskakujących postaci. Historia Brzechwy niczym pchełka skakała po wszystkich regałach z dziecięcymi książeczkami, przedszkolach, teatrach i teatrzykach. Dotarła też do telewizji. W 1983 roku „Pchła Szachrajka” z muzyką Macieja Małeckiego, w reżyserii absolutnej gwiazdy teatralno-telewizyjnej tamtych czasów, Anny Seniuk, zabłysła na deskach Teatru Narodowego, a potem w Teatrze Telewizji. Sztuka okazała się fascynująca dla najmłodszej widowni, ale też wciągająca dla dorosłych, a to za sprawą niesamowitej teatralnej przenikliwości Seniuk. Reżyserka wyciągnęła z „Pchły” smaczki, których przy zwykłym domowym czytaniu nawet nie zauważamy. Dodała szczyptę satyry, błyskotliwej komedii i stworzyła dzieło zupełnie nowe. Niesztampowe. Traktujące widza małego poważnie, dając mu porządną dawkę świetnej opowieści i zabawy, a dorosłego – zapraszając na niezapomniane bajkowe rendez vous z klasycznym, naiwnie kolorowym i odjechanym musicalem.
Seniukowska „Pchła” jest więc już dorosła, przeżyła ogromne zmiany w teatrze i telewizji, widziała różnych aktorów i aktorki, śpiewała z orkiestrami i zespołami, do muzyki z płyt i mp3. Tańcowała w przyciężkich teatralnych sukniach w stylu baśni „dawno, dawno temu”, jak i w bardziej nowoczesnych fatałaszkach. Pchła mogłaby być znudzona, zmęczona i zmanierowana, a jednak nieustannie – jest Pchłą Szachrajką. Szaloną, kolorową wariatką, która bierze życie za rogi i czerpie swoimi malutkimi łapkami z teatralnego stawu niesamowitości.
W Teatrze Groteska „Pchła Szachrajka” pojawiła się w żółtych rajstopkach i obłędnej szmaragdowej sukience w 2019 roku. Tak więc Pchła widziała także pandemię i przetrwała ją jeszcze silniejsza i pewna swojego uroku. „Pchła Szachrajka” w wydaniu krakowskiego zespołu to bowiem absolutny popis aktorskiego fachu całej ośmioosobowej ekipy na scenie. Aktorzy niczym barwne plamy zmieniają się w zwierzęta, by zaraz potem stać się owadami, wykwintnymi warszawskimi damami czy szalonymi dworzanami. Z Pchłą wędrujemy po całym świecie i to bez nadmiaru rekwizytów czy szaleństwa scenografii. Aktorzy mogliby z powodzeniem występować w czarnych trykotach, a efekt byłby równie bajkowy (choć byłoby szkoda, bo stroje są naprawdę świetne). „Ta drabina to schody do nieba, a ta miska nad schodami to księżyc”, napisała Joanna Kulmowa w przepięknym wierszu „Po co jest teatr?”. I te słowa kołatały mi się po głowie, gdy patrzyłam, jak dorośli poważni aktorzy zmieniają stół na kółkach w piracki statek albo dwa drewniane klocki w nogi słonia czy odgrywają „herbatkę”, trzymając w dłoniach wymyślone filiżanki i talerze. Poza oczywistymi reżyserskimi zabiegami całej inscenizacji „Pchła Szachrajka” w Grotesce to po prostu świetnie zagrany i zaśpiewany spektakl. Muzyka Małeckiego wpada w ucho i ewidentnie dobrze się śpiewa, a słowa Brzechwy płyną wartko, tworząc zaskakująco realną i ciekawą opowieść. Wszystko to na barkach szalonej Pchełki – aktorki tytułowej, która przez cały spektakl daje z siebie absolutne milion procent energii, uśmiechu i zaangażowania. Spektakl dla głównej postaci jest niewątpliwie wyczerpujący – tytułowa Szachrajka jest obecna na scenie niemalże cały czas, a wachlarz emocji i odgrywanych wydarzeń mógłby posłużyć jako egzamin wstępny do szkoły teatralnej. Gabriela Oberbek w tej roli sprawdza się znakomicie, uwodząc publiczność w każdym wieku i – śmiem twierdzić – stanie ducha.
„Pchła Szachrajka” Anny Seniuk to spektakl ponadczasowy i międzypokoleniowy. Przeglądając relacje z innych teatrów, zauważyłam, że każdorazowo ekipa ma z wystawień sporo radości, a rozwiązania scenograficzne i kostiumowe po prostu dodają uroku i barwności tej inscenizacji. Teatr Groteska wybrał świetny tytuł do swojego repertuaru, który rozbudowuje jego dorobek musicalowy, komediowy, dziecięcy i „dla dorosłych z przymrużeniem oka”. Bez względu więc na to, ile macie lat i czy już widzieliście „Pchłę…”, zróbcie sobie prezent na szaro-zimno-deszczową zimę i udajcie się do Groteski.