Orkiestra przestała na chwilę istnieć [Soyoung Yoon w Filharmonii Łódzkiej]

21.06.2024

Kolejny Koncert Symfoniczny w Filharmonii Łódzkiej przeszedł do historii. Tego wieczoru w repertuarze królował Haydn i Brahms, a na scenie wybitna południowokoreańska skrzypaczka Soyoung Yoon, oczywiście w towarzystwie Orkiestry Filharmonii Łódzkiej.

Co zrobić, żeby zaciekawić słuchacza od pierwszej chwili, nawet jeśli repertuar zaczyna się pięknym, lecz na wskroś mało energetycznym typowym dla symfonii londyńskich wstępem? Maestro Michał Nesterowicz i Orkiestra Filharmonii Łódzkiej znają odpowiedź na to pytanie, bowiem już od pierwszych dźwięków z największą precyzją i starannym podejściem do dynamiki wprowadzili słuchaczy w świat 101. Symfonii D-dur „Zegarowej” Josepha Haydna. Po krótkim, ale jakże wymownym wstępie nadszedł czas na pełnię kunsztu Haydnowskiego dzieła, bowiem salę koncertową zalała lawina smyczków i przedzierające się przez nią piękne, niezwykle precyzyjnie postawione harmonie w instrumentach dętych. Orkiestra sprawiała wrażenie doskonale naoliwionej maszyny, która jak najszybciej chce podzielić się z publicznością swoją energią. Część druga (Andante) zdecydowanie należała do instrumentów dętych. Haydn zadbał o pełen wachlarz barw prezentowanych w wariacjach wykonanych przez: flet, fagot i obój. Utrzymane w pięknym stylu, dokładne i selektywne partie dętych w kontrze do śpiewnych skrzypiec. Siedząc na publiczności, zaczęłam zastanawiać się, ile osobowości dyrygenta mieści się w tej interpretacji. Prowadzona przez Michała Nesterowicza orkiestra udowadnia, że powściągliwość w muzyce jest cechą pożądaną, a efektem tego jest możliwość, która pozwala umiejętnie budować napięcie, po to by w odpowiednim momencie wyjąć asa z rękawa i pokazać maksimum. Gdzie jak nie w muzyce szukać ciszy i minimalizmu, by potem odkryć przepych i wielkość? Haydn funduje w drugiej części pełną huśtawkę nastrojów. Łódzcy muzycy mają jednak ten kalejdoskop pod kontrolą, znakomicie operując dynamiką, prezentują powściągliwe, krótkie, lekko żartobliwe piano, a także groźne i potężne forte. W Menuecie kompozytor przygotował schody dla fletu poprzecznego. Solistka wykonała partię poprawnie, natomiast zabrakło nieco dźwięczności, pozostawiając poczucie niedosytu. Smyczki w odpowiedni sposób zbudowały napięcie, ale niestety kropka nad „i” nie została postawiona. Jednak finał pierwszej części koncertu można by podsumować przekształceniem powiedzenia z „aż wióry leciały” na bardziej obrazujące w tym przypadku „aż włosie leciało”!

 

W drugiej części koncertu czekała na słuchaczy prawdziwa skrzypcowa uczta, skomponowany przez Brahmsa Koncert skrzypcowy D-dur. Jak wspomniał Konrad Mielnik – złośliwi mówią, że kompozytor napisał ten utwór przeciwko skrzypcom, gdyż większość partii znajduje się w najwyższych, a zarazem najtrudniejszych pozycjach dla skrzypków.

 

Po przerwie na scenie pojawiła się zjawiskowa Soyoung Yoon, która, gdy tylko chwyciła za skrzypce, przemieniła się w artystkę kompletną – wirtuoza. Jest taki poziom emocjonalności, którego człowiek się nie spodziewa. Na scenie pojawia się artystka i już pierwszy wydobyty przez nią dźwięk chwyta za gardło wzruszeniem, a każdy kolejny dźwięk nie przestaje być wyjątkowy. Muszę przeprosić orkiestrę, ale przyznam szczerze, że na chwilę przestała istnieć. Z drugiej strony to umiejętność wyjątkowa, gdy orkiestra potrafi dać przestrzeń soliście i z podziwem mu towarzyszyć. To czysty komfort dla słuchacza, gdy nie musi przedzierać się przez gąszcz orkiestry, by dokopać się do solisty. Soyoung Yoon korzysta z tej przestrzeni – wie, kto gra pierwsze skrzypce! W pierwszej części artystka pokazała nieco dramatyczne, skrupulatne oblicze, w kolejnych otworzyła jeszcze szerzej swój wachlarz emocji i dała się poznać jako niezwykle liryczna. Jednak jej gra nie podlegała żadnym zawahaniom. Skrzypaczka bezkompromisowo zawładnęła uwagą publiczności, wykonując karkołomne partie dwudźwięków. Kiedy nie jesteś w stanie się ruszyć jako słuchacz i ściskasz swój notes jako krytyk – to wiedz, że masz do czynienia z wirtuozem. W pewnym momencie można było zaobserwować, że publiczność zaczęła oddychać razem z artystką. I gdy tak rozmyślam o tych słowach Konrada Mielnika przytoczonych na początku koncertu, to mogę śmiało przypuścić, że Brahms nie napisał tego dzieła przeciwko skrzypkom, a wręcz chciał pokazać, jak znakomici oni mogą być.

 

Po raz kolejny Filharmonia Łódzka udowodniła, że w tym dziwnym świecie, w którym człowiek nieustannie próbuje dokonać czegoś nadzwyczajnego – w tak prosty sposób – za pomocą emocji i ciężkiej pracy może dokonać czegoś wielkiego.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.