Chcę śpiewać… i mam już gdzie! [opera dla dzieci Chcę śpiewać… ale nie mam gdzie w WOK]

05.02.2025
Chcę śpiewać… ale nie mam gdzie w WOK

Opera – tajemnicze słowo, jeszcze do niedawna kojarzone z rzekomą elitą, rozrywka jawiąca się jako niedostępna dla tzw. przeciętnych zjadaczy chleba – wychodzi z cienia, walcząc z krzywdzącym stereotypem.

Mimo ciągłego upowszechniania wszystkich gałęzi sztuki, dziejącego się na naszych oczach za sprawą wielu szlachetnych inicjatyw, w pewnych kręgach opera nadal odbierana zostaje jako quasi-snobistyczna, zarezerwowana dla wytrawnych melomanów, artystów oraz, rzecz jasna, tych nieco bardziej majętnych przedstawicieli społeczeństwa. Dlaczego tak się dzieje? Próżno znaleźć prostą odpowiedź na to frapujące pytanie, ponieważ sam problem jest wielopłaszczyznowy i można rozprawiać o nim długimi godzinami. Możemy jednak pokusić się o drugie pytanie: jak go zatem rozwiązać? Rozwiązań jest zapewne wiele, a sposoby popularyzacji sztuki operowej zdają się być różnorodne, zwłaszcza przy burzy mózgów tak wielu inicjatorów – jedno jest pewne: zainteresowanie muzyką klasyczną w ogóle, niezależnie czy jest wokalna, czy instrumentalna, warto zacząć od najmłodszych słuchaczy.

 

Jednym z takich przedsięwzięć, nazwijmy to: popularyzatorskich, jest spektakl Warszawskiej Opery Kameralnej Chcę śpiewać… ale nie mam gdzie mający swoją premierę ubiegłorocznej wiosny. Kompozytor, Rafał Kłoczko, nazywa go operą familijną, co jest niezwykle trafnym określeniem. Fabuła jest dość prosta: główna bohaterka, dziewczynka o imieniu Marta, jest obdarzona pięknym głosem i chce śpiewać. Chce, ale – no właśnie – nie ma gdzie. Spotyka się z kompletnym niezrozumieniem u rodziców, sąsiadów, którzy nie pojmują jej marzeń i pasji. Marta jest albo wręcz przeganiana przez swoje najbliższe otoczenie, albo trafia w nieodpowiednie miejsca, jakim jest na przykład cyrk. Ostatecznie mamy happy end, dostaje szansę w operze – tam jej głos zostaje doceniony.

Chcę śpiewać… ale nie mam gdzie w WOK

 

Druga scena WOK, jaką jest Basen Artystyczny, sprzyja realizacji pomysłu reżysera Jerzego Snakowskiego. Krzesła zostały zamienione na białe poduszki, na których siedzą najmłodsi słuchacze. Artyści obecni są pośród nich, wchodzą z nimi w interakcje, co jest naprawdę świetnym zabiegiem. Sama opera trwa niecałą godzinę – czas idealny, żeby opowiedzieć konkretną historię, nawet z nieco bardziej rozbudowaną fabułą, a przy tym nie zanudzić młodziutkiej publiki.

 

W roli Marty wystąpiła Teresa Marut, która pokazała, że poza muzyką klasyczną świetnie sprawdza się również w śpiewaniu musicalowym. Jednakże to w arii Der Hölle Rache, wykonanej już praktycznie na koniec, podobała mi się najbardziej. Jej Królowa Nocy była bardzo drapieżna, pełna werwy, a pasaże staccato jak perełki (aż szkoda, że nie przewidziano jeszcze pierwszej arii Królowej, ech). Pozostali wykonawcy również nie odstawali poziomem. Przypomnę jeszcze, że słuchałam przedstawienia o godzinie 10 rano, która, jak wiemy, nie jest najlepszą porą dla śpiewaka. Często wykonawca dopiero mniej więcej wtedy się budzi, a dużo dłuższą chwilę po nim budzi się jego głos. Tutaj wszyscy śpiewali jakby było późne popołudnie, nie słychać było żadnego dyskomfortu. Godne podziwu. Poza śpiewakami występowali również trzej akrobaci, którzy znacznie ubogacali całość.

 

Bardzo podobało mi się, że popularyzacja nie ogranicza się jedynie do warstwy muzycznej. Mogłam poobserwować, jak dobre pół godziny przed spektaklem przybyłe licznie dzieci (uczniowie szkół podstawowych, na co dzień niezwiązani z muzyką) są wprowadzane w temat opery. Treści przekazane były bardzo przystępnie, aby dziecka nie zanudzić i nie zniechęcić jeszcze przed słuchaniem. To naprawdę dużo. Podczas przedstawienia mali słuchacze byli nie tylko grzeczni – ba, słuchali z wielką uwagą i zaciekawieniem. Wielkim walorem jest też edukowanie, jak zachować się w operze, chociażby w którym momencie klaskać. Kolejnym wielkim plusem jest niezwykle inteligentnie skomponowana muzyka w obsadzie na fortepian i perkusję. Do Mozarta, Rossiniego, Verdiego czy barokowych reminiscencji kompozytor wplótł popularne melodie, np. jedną z piosenek Adele, czy śpiewanie beatboxowe. Był to bardzo przemyślany zabieg, ponieważ wzrosły przez to szanse, że młodzi odbiorcy znają niektóre kawałki i mogą z większą łatwością przyswoić słuchany materiał. Tak przedstawiona opera nie ma wręcz prawa być kojarzona z czymś archaicznym i niedostępnym. Warszawska Opera Kameralna pokazuje, że teatr operowy otwarty jest dla słuchaczy w każdym wieku i z każdego miejsca.

Chcę śpiewać… ale nie mam gdzie w WOK

 

Poza aspektem muzycznym i popularyzatorskim przedstawienie ma jeszcze jedną zaletę, jaką jest pokazanie dzieciom, że warto dążyć do spełniania swoich marzeń, niekiedy mimo wielkich przeciwności losu. Warto być zdeterminowanym i walczyć o siebie, bo przecież śpiewanie może być tu jedynie przykładem, który możemy przekładać na inne pasje i aktywności. Jako dorośli, którzy też oczywiście dążą do wyznaczonych sobie celów, musimy jednak pamiętać, że dzieciom należy się szczególne wsparcie w rozwijaniu zainteresowań i budowaniu ich poczucia własnej wartości.

 

Według organizatorów to opera dla najmłodszych w wieku mniej więcej od 7 do 11 lat – z tym nie mogę się w pełni zgodzić. Starsi słuchacze też mogą się tu świetnie bawić, czego przykładem jest autorka tego tekstu.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.