Fantastyczna, ale czy sztuka? [o Muzeum Sztuki Fantastycznej]
Centrum Praskie Koneser. Nowo otwarte Muzeum Sztuki Fantastycznej. „Sztuka fantastyczna w Warszawie” (25 czerwca – 4 września 2022 r.). Wśród zgromadzonych prac znalazły się obrazy Zdzisława Beksińskiego (m.in. mniej znany „CŃ” z 2003 r.), którego twórczość wśród fanów fantastyki jest już kultowa. To jednak nie wszystko.
W ramach ekspozycji zaprezentowano wielu twórców dotychczas szerszemu kręgowi odbiorców nieznanych (wśród nich znalazł się m.in. Tomasz „Alen” Kopera). Dzięki temu uświadamiamy sobie, że malarstwo Beksińskiego nie jest odosobnionym zjawiskiem, a także jak wielki wpływ wywarło na innych malarzy. Przykładem takiego artysty może być Maksymilian Novak-Zempliński, którego jasne pustkowia przypominają kadry z filmów science fiction. Jego oniryczne wizje na długo zostają w pamięci, jak ta z obrazu „Volubilem Lapidibus” (olej na płycie, 2020), gdzie maleńka jednostka kroczy przez bezmiar przestrzeni ku dalekim monumentom. Równie wizjonerskie wydają się prace Jacka Szynkarczyka; „Emisariusz” (olej na płótnie, 2020) nasuwa skojarzenia z anime japońskiego reżysera Hayao Mizayakiego, takimi jak „Spirited Away: W krainie bogów” czy „Ruchomy zamek Hauru”. Dalekie echa cyberpunku znajdziemy z kolei w pracach Marioli Jaśko. Bodaj jedyna kobieta, której obrazy znalazły się na wystawie, pokusiła się o niezwykle interesującą interpretację tematu czterech jeźdźców Apokalipsy… W jej ujęciu jeżdżą oni czarnymi, staromodnymi samochodami (!), mijając zamglone miasta czy rozbity okręt u brzegu („Czterej jeźdźcy Apokalipsy II”, olej na płótnie, 2017). Swoistej reintepretacji znanego mitu o Ikarze podjął się Wiesław Wałkuski, zresztą do klasycznych wątków powraca i w innych pracach, np. malując symboliczną „Czaszkę Świętego” (olej na płycie, 2021), wyraźnie nawiązującą do motywu memento mori. Jego wizja uświadamia nam, że nawet święci na tej ziemi umierają, a może raczej we współczesności przemijają reprezentowane przez nich wartości i kult wiary… Z symbolicznej aureoli zostają tylko kości, co przypomina koronę wrastającą w czaszkę.
Iście postapokaliptyczne jest natomiast malarstwo Dariusza Zawadzkiego. I u niego odnajdziemy motyw władcy, którego czas przemija i któremu nie pozostaje nic innego, jak za wszelką cenę ocalić w zniszczonym świecie swojego dziedzica („Zmierzch króla”, olej na płycie, 2022); przekaz jest znaczący – maska przeciwgazowa wrasta w twarz króla, dookoła zanieczyszczone środowisko, pustkowie pełne ruin… Nie ma już królestwa, którym mógłby władać. Może zatem tak naprawdę chodzi tu o ocalenie dziecka samego w sobie… Chciałoby się rzec – nareszcie!
Zupełnie nowe ujęcia znanego tematu znajdziemy na obrazie przedstawiającym ukrzyżowaną kobietę, jego autorem jest Rafał Masiulaniec. Zaskakujące jest zarówno to, że oglądamy ukrzyżowanie kobiety, jak i fakt, że krzyż odgrywa tu rolę stracha na wróble. Ponadto kobieta JEST tu krzyżem, jej kończyny wyrastają z drewna. Być może artysta zwrócił tym samym uwagę na dramat drzew, których używamy tak, jakby nigdy nie żyły. Wizjonerskie są prace Grzegorza Wróbla, zwłaszcza „Dom góry” (akwarela na papierze, 2018), gdzie z kolei twierdza, katedra czy też zamek stanowi jedn
o z górą właśnie. Intrygujące, jak bardzo na obrazach różnych twórców przenikają się istnienia i materie – a to człowiek stapia się w jedno z przedmiotem, a to budowla wtapia się w krajobraz.
W wielu pracach czuje się niepokój czy wręcz grozę – przykładem tego może być „Dom pod czerwonym drzewem” (olej na płótnie, 2020) czy „Kwiat nadziei” (olej na płycie, 2022) wspominanego wcześniej Jacka Szynkarczuka. Na obrazach tych drzewo upodabnia się swoim kształtem do bomby atomowej, a bomba atomowa przypomina kwiat – podobny do tego, który na pierwszym planie rośnie na pustkowiu i który zaraz najprawdopodobniej zostanie unicestwiony na zawsze… Albo jako jedyny przetrwa.
Jednak oglądając te wszystkie, skądinąd ciekawe wizje i przedstawienia autorstwa różnych artystów, które mogłyby zainspirować niejednego pisarza czy zwłaszcza twórcę filmowego, trudno wyzbyć się wrażenia, że nie wszystkie prezentują wysoki poziom warsztatowy. Niektóre wręcz plasują się na pograniczu kiczu, odzierają też z oryginalności prace Beksińskiego, mimo że te powstały kilka dekad wcześniej i niekiedy olśniewają swoją kolorystyką i pomysłowością. Na tym tle wyróżnia się przekorny „Polonez 2000” Jerzego Dudy-Gracza oraz linoryty na bibułce autorstwa Józefa Cielniaka z końcówki lat 50. Pewną próbę niedosłowności znajdziemy też w olejnych pracach Andrzeja Olczyka, na których a to wędrowiec daje się poznać poprzez ilość fałd na jego szacie, a to mała dziewczynka patrzy na niebo, jakby oglądała mural. Zresztą równie interesująco prezentują się linoryty na papierze Andrzeja Olczyka z lat 90. – „Kamienie” zmuszają nas do zastanowienia się, czym właściwie jest kamień. Dla mnie to zupełnie inny wymiar sztuki, który każe się przed obrazem zatrzymać nie tylko po to, aby go chłonąć, ogarnąć, ale i go kontemplować i nie odwracać wzroku od nadmiaru intensywnych barw, a doszukiwać się niuansów szarości.
Wystawa potrwa do 4 września 2022 r. Więcej informacji TUTAJ