Moralni-niemoralni [o filmie „Trzy piętra” Nanniego Morettiego]
„Trzy piętra” (2021) w reżyserii Nanniego Morettiego („Moja matka”, „Pokój syna”) to film pod wieloma względami fascynujący. Włoski reżyser tworzy ze swoich bohaterów i ich historii swoistą mozaikę, to opowieść o sąsiadach, których losy się ze sobą splatają czasem w całkiem nieoczekiwanych okolicznościach. Każda z postaci ma coś w swoim życiu do przepracowania, a proces ten obserwujemy na przestrzeni lat.
Film ma mocne otwarcie – wypadek samochodowy sprowokowany przez pijanego chłopaka, Andréę, nomen omen, syna sędziego. W jego wyniku ginie kobieta, a świadkiem całego wydarzenia jest Monica, która właśnie spodziewa się dziecka. Andréa wjeżdża w ścianę mieszkania pewnej rodziny (Lucio i Sara z córką Francescą), której życie również niebawem się diametralnie odmieni, choć z całkiem innego powodu… W sumie motywem przewodnim są tu zatem trzy historie, trzech mieszkających obok siebie rodzin na tytułowych trzech piętrach.
Pomysł na „Trzy piętra” odrobinę przypomina założenia „Efektu motyla” – oto jedno wydarzenie może wpłynąć na całą układankę różnych zdarzeń. Nie wiemy zatem, czy na przykład Monica borykałaby się z problemami psychicznymi, gdyby nie była przypadkowym świadkiem wspomnianego wypadku, choć też nie można wykluczyć, że zaczyna widzieć rzeczy, których nie ma z powodu samotności (mąż jest w domu rzadko obecny) albo że cierpi na chorobę o podłożu genetycznym, która pod wpływem stresu uaktywnia się po latach i u jej córki. Możliwości jest wiele i takich wieloznacznych sytuacji w filmie Morettiego również znajdziemy sporo. Najwięcej dyskusji jednak wywołuje wątek Andréi i jego rodziców, Dory i Vittoria. Przede wszystkim mylący może być opis filmu dostępny na stronach kin. Sugeruje on bowiem jakoby Andréa zaczął prowadzić hulaszczy tryb życia, stęskniony za swobodą, której nigdy nie dostawał od swojego surowego ojca. Oczywiście, trudno oczekiwać od Vittoria (w tej roli sam Nanni Moretti), że akurat on, jako osoba stojąca w pracy zawodowej na straży prawa, będzie dla kogokolwiek pobłażliwy. Pobłażliwa wydaje się dla Andréi natomiast jego matka, Dora. Muszę przyznać, że ta trójka bohaterów zupełnie mnie nie przekonała. Przypuszczam nawet, że już na etapie scenariusza znalazłyby się niespójności w charakterystyce postaci i opisie ich wzajemnych relacji i motywacji. Tymczasem na ekranie w ogóle nie widać surowości Vittoria, za to opowiadają o niej w mało wiarygodnych dialogach i monologach Andréa i Dora, która rzekomo dopiero po śmierci ukochanego męża zaczyna odkrywać samą siebie i to, co naprawdę lubi. Dla mnie takie postawienie sprawy jest kompletnie niezrozumiałe i „na siłę”, bo z akcji wynika, że rodzice Andréi cały czas pomagali synowi nawet wtedy, gdy przejechał na drodze człowieka (a nie był to jedyny raz, gdy chodził po mieście pijany). Jedyne, w czym Vittorio stawia zrozumiały opór, to fakt, że nie zgadza się załatwić synowi po znajomości łagodniejszego wymiaru kary, gdyż Andréa nie okazuje skruchy. Dora wręcz przeciwnie – szuka wszelkich dowodów mogących umniejszyć odpowiedzialność jej syna, bezgranicznie, jak to matka, wierzy w jego dobre serce. Jej postawa nie zmienia się nawet wtedy, gdy Andréa ze złością rzuca się na Vittoria, uderza go krzesłem i zaczyna kopać. Mimo że bardzo chciałabym wierzyć w powody frustracji chłopaka, naprawdę ucieszyłam się, gdy wreszcie trafił do więzienia. Zwłaszcza że raptem na pięć lat, choć w przypadku osoby wrażliwej na krzywdę drugiego każdy pobyt w więziennym środowisku niewątpliwie może być trudny (czego przykład mogą stanowić losy osadzonego za niewinność Tomka Komendy, o którym opowiedział Jan Holobuek w „25 latach niewinności. Sprawie Tomka Komendy”). Jednakże w „Trzech piętrach” mamy do czynienia z kimś, kto pobił własnego ojca, a wcześniej zabił kobietę i nigdy nie przeprosił jej męża, mimo że z okien mieszkania widział, jak ten przynosi na miejsce wypadku symboliczne kwiaty. W pewnym sensie to u Dory można by się więc dopatrzeć błędów wychowawczych – nadskakując synowi, porządnie go „rozpuściła”. Wprawdzie rozumiemy ją i to, że kocha swojego syna nawet wtedy, gdy ten zrywa z nią kontakty czy nie przychodzi na pogrzeb własnego ojca. Ale też mamy silną świadomość, że wciąż zabiegając o względy swego niegodziwego dziecka, przyzwala na pewien stan rzeczy. I choć ostatecznie Andréa ułoży sobie życie, znajdzie uczciwą pracę i pogodzi się z matką, to do końca nie wiemy, czy dzieje się tak dlatego, że nauczył się samodzielnie podejmować decyzje, czy dlatego, że nigdy nie zwątpiła w niego jego matka, czy dlatego, że ojciec jako jedyny w rodzinie moralnie pozostawał niezłomny. Wszak nie chodzi o to, aby Andréę potępiać jako człowieka, ale by wiedzieć, co robić, by nie krzywdził innych i ponosił konsekwencje swoich lekkomyślnych, egocentrycznych i bądź co bądź aspołecznych działań. Każdy syn marnotrawny w celu odkupienia musi najpierw powrócić.
Znaki zapytania pojawiają się i przy Giorgiu, mężu Moniki (świetna Alba Rohrwacher) – choć ukazuje się go jako współodpowiedzialnego za stan ducha swej żony, to przecież tak czy inaczej sprawia wrażenie dobrego męża, który w pocie czoła zarabia na swoją rodzinę, którą kocha do szaleństwa. Z tej perspektywy patrząc, najlepiej broni się wątek Lucia i jego rodziny. Mała Francesca czasem jest zostawiana przez rodziców u sąsiadów, starszego małżeństwa: Renata i Giovanny. Jednak Renato ma coraz częstsze problemy z pamięcią i za którymś razem Lucio znajduje córkę z Renatem w parku, gdyż starszy pan nie umiał trafić z lodziarni do domu, a do tego ze strachu i upokorzenia popuścił w spodnie i musiała go pocieszać mała Francesca. Od tego momentu Lucio podejrzewa Renata, że molestował dziewczynkę seksualnie, mimo że ta wszystkiemu zaprzecza, a zarzuty odpierają też specjaliści i żona Lucia. Jednak on, jako ojciec, wie swoje – jest czuły na każdą nieprzespaną noc Franceski, czujnie ją obserwuje na każdym kroku i w swojej obsesji wszystkie fakty dopasowuje do postawionej przez siebie hipotezy (co z kolei nasuwa skojarzenia z historią opowiedzianą przez Thomasa Vinterberga w „Polowaniu” z 2012 r.). Niemal rozlatuje się przez to jego małżeństwo, ponadto Lucio zaczyna przekraczać granice, które powinny pozostać nienaruszalne. Nie potrafi współczuć Renatowi, pomimo że ten ostatecznie trafia do szpitala i wkrótce umiera. Za to my współczujemy Luciowi, bo zdajemy sobie sprawę, jak bardzo kocha swoją córeczkę i że naprawdę wierzy, że wszystko, co robi, robi dla jej dobra. I że nie spocznie, póki nie pozna całej prawdy, ponieważ to tajemnice czynią nas niespokojnymi.
„Trzy piętra” powstały na podstawie książki Eshkola Nevo i miały swoją premierę na festiwalu w Cannes, polskim dystrybutorem filmu jest Gutek Film.
ZOBACZ ZWIASTUN FILMU „TRZY PIĘTRA”: