Kamyk uruchamiający lawinę [o filmach "Podejrzana" i "Imperium światła"]

09.03.2023
imperium światła

Miłości mogą być różne i różne ich oblicza prezentuje współczesne kino, co szczególnie widoczne jest na ekranach polskich kin w trwającym kwartale 2023 roku. Odwieczne opowieści o namiętności, zażyłości, trosce, a każda z nich opowiedziana całkiem inaczej – czasem poetycko i z nutką nostalgii, jak „Imperium światła”, innym razem dynamicznie i z humorem, jak „Podejrzana”.

„Podejrzana” (Korea Południowa, 2022) przyniosła reżyserowi, Chan-wook Parkowi („Oldboy”, „Służąca”) Złotą Palmę w Cannes. Film jest doceniany na całym świecie, zwraca uwagę nie tylko doskonałym scenariuszem, ale i montażem (Sang-Beom Kim) oraz muzyką (Yeong-wook Jo). Z kolei „Imperium światła” (Wielka Brytania/USA, 2022) w reżyserii Sama Mendesa („Droga do szczęścia”, „Skyfall”, „1917”) otrzymało nominację do Oscara za zdjęcia autorstwa Rogera Deakinsa. Pojawia się w nim plejada aktorów, w tym Colin Firth. Ale nominacje i nagrody nie oddają wartości tych obrazów, które w niesłychanie subtelny i uniwersalny sposób przede wszystkim opowiadają o relacjach. W obu filmach znajdziemy wiele romantyzmu, goryczy, wiele najrozmaitszych emocji, które rozjaśniają rutynę życia poprzez sam fakt zainicjowania w nim nowego ruchu, zmiany.

 

„Podejrzana” odsłania kulisy niepokojącej fascynacji, jaka rodzi się pomiędzy detektywem (Hae-il Park) a wdową (Wei Tang) po zamordowanym. Pikanterii dodaje fakt, że podejrzana jest cudzoziemką, bardzo chętnie daje się obserwować i pragnie duszy, a właściwie serca śledzącego ją mężczyzny – pomimo niedawno przeżytej tragedii i trwającej żałoby (!). Śledztwo jest więc tym bardziej konieczne, podejrzliwość wydaje się być uzasadniona… Tylko czy wyłącznie o odkrycie prawdy tu chodzi? A może o potrzebę bliskości i znalezienia dla tej potrzeby akceptowanego społecznie usprawiedliwienia…?

„Imperium światła” to z kolei pełna nostalgii opowieść o tych międzyludzkich niuansach, które decydują o bliskości i przyjaźni bez względu na wszystko. Reżyser przypatruje się temu, co nas do siebie nawzajem zbliża, co oddala, kiedy wyrażamy sobie czułość, kiedy okazujemy sobie nawzajem wsparcie. Kiedy i dlaczego wolimy niedomówienia i – znów – życie bez spojrzenia prawdzie w oczy. Hillary (świetna w tej roli, nominowana do Złotych Globów Olivia Colman) cierpi na zaburzenia psychiczne, co na co dzień skrzętnie ukrywa. Jej młody, czarnoskóry przyjaciel, Stephen (Micheal Ward), usiłuje natomiast ułożyć sobie życie we (wciąż) rasistowskim społeczeństwie na południu Anglii w latach 80. XX wieku. Ci dwoje są od siebie na pozór całkiem różni. A jednak pewnego rodzaju odmienność, wrażliwość i ciepło są właśnie tym, co decyduje o łączącej ich więzi. Łączy ich zresztą i więcej – praca w lokalnym kinie Imperium, a z czasem i wspólna do niego miłość. Bo to Stephen odkrywa przez Hillary siłę i znaczenie sztuki filmowej – filmy pomagają przeżywać te emocje, których wyrażenie bywa nieakceptowane w społeczeństwie (nieco podobnie zresztą jak u Chan-wook Parka). Hillary zdaje się być równie niedostosowana społecznie, co Stephen – tylko dlatego, że jej otoczenie być może nie jest jeszcze gotowe na różnorodność i rozumienie wszystkiego, co odbiega od powszechnie uznawanej (zwykle sztucznie) normy. Hillary jest więc kobietą wykorzystywaną – kochanką szefa, osobą traktowaną przez niego pobłażliwie z racji swoich zmiennych stanów emocjonalnych, mimo że wiele z nich wynika z nieprzepracowanych w dzieciństwie emocji, uwalnianych wraz z każdą kolejną trudną sytuacją. Jest też starzejącą się kobietą, na swój sposób piękną, lecz i bardzo samotną. Właściwie cały jej świat to dyżury w kinie, przerwy lunchowe ze współpracownikami, wizyty u lekarza i lekcje tańca popołudniami. To Stephen wpuszcza w jej życie tytułowe „światło”, niczym projektor w kinie. Inspiruje ją do stawania się lepszą, niż jest, odkrywania drobnych przyjemności, cieszenia się ze spotkania, jakie jest im dane. Ich kontakt zawodowy dość szybko zmienia się w przyjaźń, a ta z czasem w związek pełen uroku, chociaż – nie ukrywajmy – raczej bez przyszłości. Ostatecznie jednak bliskość bohaterów przetrwa, choć w innej niż pierwotna formie, zmieniając stan skupienia niczym w różnych temperaturach woda. Hillary bez względu na wszystko będzie wierzyć w szczęśliwą gwiazdę Stephena, kibicować mu w drodze po lepsze jutro dla niego i kolejnych pokoleń – w pewnym sensie Stephen symbolizuje bowiem każdego czarnoskórego chłopaka, który kiedykolwiek pragnął sprawiedliwości i godnego życia w nieuczciwym, podzielonym świecie. To zarazem kolejny film w ostatnim czasie po przejmującym biograficznym dramacie „Till”, który przypomina problem konfliktów na tle rasowym. Tu jednak lekcja tolerancji odbywa się w bardziej pogodny sposób, nikt nie ginie, wszyscy uczą się dawać sobie nawzajem szansę lub chcą o nią otwarcie zawalczyć. Głęboka miłość jest ponad wszelkimi podziałami i tę pokrzepiającą prawdę Mendes próbuje nam przez cały film przekazać. Z sukcesem – po wyjściu z kina ja w nią naprawdę wierzę. Wierzę także w głębię relacji – można mieć w życiu wielu kochanków, kilka małżeństw… jedną wielką miłość lub po prostu przyjaźń czy jedno i drugie. I za wszystko naprawdę warto być wdzięcznym, jeśli tylko pozostajemy w czystości naszych intencji, w otwartości serca, w nieustanych staraniach o siebie nawzajem i… o siebie samych, bo i jedno, i drugie jest zawsze równoprawne, zdrowe, potrzebne, po prostu ważne.

Tymczasem w „Podejrzanej” – bo nie przez przypadek te dwa filmy ze sobą tu zestawiam – Chan-wook Park udowadnia, że niektóre miłości nie mają szansy na realizację. Zwłaszcza gdy ich podłożem jest namiętność zakrzywiająca prawdę. Seo-rae od początku nie jest szczera z Hae-joonem i nawet gdy wreszcie postanawia poświęcić się i wybrać uczucie, wydaje się, że jest już za późno na cokolwiek poza rozwiązaniami czysto honorowymi (przynajmniej w rozumieniu tradycyjnego, azjatyckiego społeczeństwa). Podejrzana decyduje się więc zniknąć z życia detektywa, dając mu wcześniej wszystkie dowody swych zbrodni. Mamy tutaj zatem miłość, która trwa po grób i wręcz prowadzi do zatracenia, ale której jednocześnie nie warto żałować, bo sprawia, że i śmierć może stać się aktem jakiegoś piękna, gdy wybieramy uczucie ponad życie. Może i baśniowa to interpretacja, toksyczna jak i więź śledzonej i śledzącego… ale przynajmniej pozwala wierzyć w wewnętrzną przemianę. U jednego odbędzie się ona małymi krokami i poprzez subtelności dnia codziennego, jak w „Imperium światła”, u drugiego – poprzez wstrząs i magnetyzm, jakiego doświadczają bohaterowie „Podejrzanej”. Wybór mamy zawsze. Czasem jedno spotkanie wywraca całe nasze życie do góry nogami i o tym jest zarówno „Podejrzana”, jak i „Imperium światła”. Dokonujemy wyborów, a czasem to my zostajemy wybrani.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.