Gitara to uniwersalny klucz do świata muzyki [o Festiwalu Śląska Jesień Gitarowa w Tychach]

08.11.2022
gitara

Śląska Jesień Gitarowa w Tychach to jeden z największych oraz najstarszych, a na pewno ulubionych przez występujących i publiczność, festiwali gitarowych w Polsce.

Co składa się na doskonałość festiwalu? Wielu pomyśli, że wysokie nagrody w konkursie i koncerty największych gwiazd światowej gitarystyki. Oczywiście jest to ważne, ale nie najważniejsze. Organizując przez wiele lat festiwale gitarowe, wiem, jak istotne jest zarządzanie, logistyka oraz dobrze dobrani jurorzy. Dzięki tym czynnikom nie ma kłótni, zażaleń oraz narzekań. Profesor Marek Nosal jest idealnym dyrektorem artystycznym, lecz niewiele by zdziałał, gdyby u jego boku nie stała Małgorzata Król, dyrektor Miejskiego Centrum Kultury w Tychach. Z kolei Małgorzata Król bez wsparcia Prezydenta Miasta Tychy oraz olbrzymiej rzeszy partnerów i sponsorów nie stworzyłaby tak doskonałych możliwości przebiegu festiwalu.

 

Wyobraźcie sobie samą logistykę dotyczącą udziału stu sześćdziesięciu jeden artystów, dziesięciu jurorów, dwudziestu czterech uczestników konkursu oraz wielkiej grupy gości, dziennikarzy i wykładowców. Nie było spóźnień, na muzyków czekały udostępnione przez Mecenasa Festiwalu – FCA Automobiles samochody krążące prawie bez przerwy między lotniskiem, tyskim Zespołem Szkół Muzycznych, katowickim NOSPR-em, Akademią Muzyczną, Teatrem Małym, Mediateką i Hotelem Tychy. Ze łzą w oku przypominałam sobie, jak odbywał się niegdyś przewóz artystów małym fiatem, gdy część pudła gitarowego musiała czasem wystawać przez okno. Świetnie działało biuro festiwalowe. Hotel i kuchnia też były na poziomie. W takich warunkach udział w konkursie lub słuchanie konkursu go oraz festiwalowych koncertów były przyjemnością.

Gitarzystka

A było czego posłuchać! Dwudziestu czterech uczestników drugiego etapu (pierwszy odbył się online), potem szóstka finalistów w Concierto de Aranjuez Joaquína Rodrigo oraz koncercie D-dur Mario Castelnuovo-Tedesco i na deser – krótkie recitale trójki zwycięzców. Wyjątkowo wysoki poziom artystyczny umożliwił słuchaczom zatopienie się w muzyce najwyższej próby. Mistrzostwo finałowych koncertów wzmocniła rewelacyjna AUKSO – Orkiestra Kameralna Miasta Tychy pod batutą Maestro Marka Mosia. Zwyciężczynią konkursu została dwudziestoletnia Francuzka – Cassie Martin. Zaprezentowała tak niezwykły poziom techniki oraz muzykalność, że od razu stała się ulubienicą publiczności oraz jurorów. Spytałam Cassie, skromną, niewysoką, o figlarnym spojrzeniu dziewczynę, o muzyczne korzenie. Pochodząca z Orleanu córka pary biologów nie mogła sobie przypomnieć, by ktoś w jej rodzinie zajmował się muzyką. Od czternastego roku życia uczy się w konserwatorium w Paryżu, a gitara to jej jedyny, ukochany instrument, na którym naukę rozpoczęła (podobno!) w wieku lat czterech! Artystka, oprócz wysokiej nagrody pieniężnej – 5000 euro – otrzymała również wspaniałą, lutniczą gitarę romantyczną wykonaną specjalnie na ten festiwal przez Fryderyka Firlę z Cieszyna. Cassie kocha muzykę XIX wieku, więc ta nagroda sprawiła jej ogromną radość.

gitara

Urzekło mnie spotkanie z muzyką Rolanda Dyensa, Poradowskiego oraz Bartóka, którą zaprezentowało Kupiński Guitar Duo wespół z orkiestrą Archetti pod batutą Macieja Tomasiewicza. Szczególnie ciekawe, zwłaszcza dla miłośników muzyki współczesnej, były trzy bardzo różnorodne koncerty. Pierwszy – Concerto eufonico prof. Aleksandra Lasonia na gitarze nieklasycznej, amplifikowanej zagrał sam dyrektor artystyczny festiwalu, Marek Nosal. Drugi koncert – Thierry’ego Escaicha wykonał Jérémy Jouve, zwycięzca tyskiego konkursu sprzed lat. Trzeci to The Beatz Concerto w interpretacji Maka Grgicia, niedawno nominowanego do nagrody Grammy gitarzysty klasycznego, który nie boi się żadnych wyzwań i idealnie wpisuje się w ideę łączenia stylów. Niezwykłą fuzją muzyki klasycznej i flamenco był Koncert na gitarę flamenco i orkiestrę Adama del Monte wykonany przez kompozytora w partii solowej oraz Narodową Orkiestrę Symfoniczną Polskiego Radia w Katowicach pod dyrekcją Clelii Cafiero.

 

Recitali i koncertów było wiele – wszystkie na najwyższym, artystycznym poziomie. Były jednak dwa takie, które na długo pozostaną w mej pamięci. To koncert łączący muzykę dawną, klasyczną i flamenco – performance zespołu Euskal Barrokensemble pod kierunkiem Enrique Solinísa. To była opowieść muzyczna, między innymi El Amor Brujo Manuela de Falli czy Concierto de Aranjuez Joaquína Rodrigo, gdzie otrzymaliśmy esencję muzyki hiszpańskiej w unikalnych aranżacjach na niezwykłe, głównie barokowe instrumenty. Zabrzmiał też najpiękniejszy instrument świata – głos ludzki. Ludowe pieśni dawnej Andaluzji były wykonywane przez cantaorę, tradycyjną śpiewaczkę flamenco. Przypomniano zachowane i gromadzone przez poetę Fédérico García Lorca zarówno dawne teksty, jak i nową poezję pozostającą w charakterze flamenco. Śpiewacy andaluzyjscy uczucia wyrażali tańcem, śpiewem, klaskaniem, okrzykami i mimiką. Wykonywano tak zwaną Pieśń z głębi pochodzącą z najgłębszych i nierzadko najmroczniejszych zakamarków duszy. Taką właśnie muzykę wokalną wspartą o zespół instrumentów dawnych zaprezentował zespół Enrique Solinísa. Były barokowe skrzypce i gitara, był sakbut (barokowy puzon), flety proste, cajón, orientalne instrumenty perkusyjne oraz wiele innych, które widziałam po raz pierwszy. Ogniste rytmy i wielkie emocje podkreślone zostały przez taniec zaprezentowany przez pełną temperamentu wykonawczynię. Zachwycił mnie dialog tancerki i śpiewaczki, gdy ruchem i głosem naśladowały gniew, smutek i ból dawnych artystek flamenco.

gitara

Moim największym przeżyciem było spotkanie z muzyką brazylijskiego gitarzysty, Yamandú Costa. Od wielu lat słucham muzyki tego niezwykłego artysty, lecz tego, co poczułam, słuchając na żywo jego gry, nie da się porównać z żadnym zapisem filmowym czy z płyty.

 

To już nie był koncert, to metafizyczny lot na skrzydłach dźwięku i wyobraźni! Poczułam, czym jest przejście ponad instrument, całkowita jedność człowieka z gitarą. Widziałam i słyszałam, jak ten młody mężczyzna wchodzi w muzyczny trans, jak patrzy, nie widząc, jak traci kontakt ze światem. Improwizuje całym sobą, a gdy brakuje mu strun – gwiżdże i śpiewa! Jak Keith Jarrett lub Glenn Gould! Publiczność frunie razem z nim. Na widowni absolutna cisza – nikt nie kaszle, nie wierci się, nie gada. Nawet przybyłe na koncert siedzące obok mnie dzieci zastygają w bezruchu. Chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się przeżyć takiej euforii i zagarnięcia przez muzykę jak tego sobotniego wieczoru na festiwalu w Tychach. Artysta, przekazując nam dźwiękiem swą siłę, po każdej improwizacji był tak zmęczony i nieobecny, że trudno mu było wstać, by się ukłonić publiczności. Jedwabny, obszerny strój, płócienne espadryle, drewniany stołeczek i ręczniko-szal to były jego koła ratunkowe. Najważniejszy był jednak termos z yerba mate, naczynie z tykwy oraz piękna, rzeźbiona, srebrna bombilla – rurka do picia. Żałowałam, że nie mogłam być na koncercie Yamandú, gdy jeszcze nie był tak wielką gwiazdą – gdy z naiwnością młodzieńca wychowanego wśród muzyki, z tym tak wspaniałym ogniem i wirtuozerią, a jednocześnie zupełną naturalnością improwizował i grał jak jego wspaniali poprzednicy, twórcy bossa novy – Jobim, Baden Powell czy João Bosco.

Tychy

Działo się dużo, także poza muzyką. Był to między innymi cykl wykładów związanych zarówno z historią festiwalu, jak i z niezwykle ciekawymi opowieściami monograficznymi o polskiej gitarze przed wojną oraz o polskich wirtuozach – Marku Sokołowskim i Janie Nepomucenie Bobrowskim. Mogliśmy również zobaczyć, a nawet powąchać (dotykać zabroniono!) XVII-wieczną gitarę z kolekcji Harveya Hope'a oraz porozmawiać o jego muzyce. Były interesujące wystawy – fotograficzna Ireneusza Kaźmierczaka, dokumentująca tyski festiwal od pierwszej edycji w 1986 roku, oraz skierowana głównie do samych gitarzystów, pełna sprzętu i muzycznych akcesoriów, a przede wszystkim mistrzów w swoim fachu, lutników z bliska i daleka. Były stoiska wydawnictw muzycznych, cukierki, festiwalowe plecaki, katalogi oraz… skarpetki! Męska część wykonawców umówiła się i swoje recitale „ozdabiała” różowo-żółtymi skarpetami! Był to ujmujący gest przyjaźni oraz podziękowanie dla organizatorów. Sympatyczne było również wesołe przekomarzanie się na scenie pary konferansjerów – Kasi Sanockiej i Pawła Jędrzejko. Pamiętali także, by „zestroić się” z wykonawcą poprzez dobór ubioru i odpowiednie „atrybuty”, takie jak na przykład czerwona róża, kapelusz flamenco czy suknie Kasi nawiązujące do charakteru granej danego wieczoru muzyki. Brawo! No i oprawa graficzna – w tym roku kontrastowa i kontrowersyjna, lecz na najwyższym poziomie zapewniona przez Annę Sładek.

 

Gitara to uniwersalny klucz do świata muzyki, jest popularna, kojarzona z różnymi gatunkami i przyciąga uwagę. Za pomocą gitary można pokazać, jak bogaty jest świat muzyki. Funkcjonuje w bardzo różnych odmianach i stylach”.

 

Te słowa potwierdzone zostały na tegorocznej XVIII Śląskiej Jesieni Gitarowej. Oby następna, w 2024 roku, była równie piękna i pełna artystycznych wzruszeń.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.