No i próbuję do chwili obecnej w operze... Część 5
Zostańmy jeszcze na chwilę przy repertuarach. Wyczytałem ostatnio, że Placido Domingo ma w swoim repertuarze ponad 140 partii operowych… Liczył Pan kiedyś swoje?
Tak, liczyłem. Coś około 70 – tylko…
Tylko i aż - też całkiem imponująca liczba. Od wielu lat reżyseruje Pan opery. Domingo dyryguje… Przepraszam, może będzie to trochę bezczelne pytanie. Ale co powoduje, że śpiewakowi jednak tak trudno zejść ze sceny, pożegnać się z nią?
Nie, nie jest trudno. To wcale nie o to chodzi… Śpiewam około 40 koncertów rocznie, ale jednak nie chcę już w operze, bo nie dałbym rady porozumieć się ze współczesnymi reżyserami.
O tym też za chwilę porozmawiamy…
Mnie zawsze ciągnęło do kreowania czegoś. Przez wiele lat spotykałem się ze znakomitymi reżyserami i oni robili wielkie przedstawienia i nie tylko to. Korzystałem także, jako wolny słuchacz, chodząc na reżyserię w Hamburgu. Mnie zawsze ciągnęła reżyseria. Interesuje mnie malarstwo a w związku z tym scenografia. Ale też przede wszystkim praca ze śpiewakami .
Zaraz do tego wrócimy… A propos reżyserii. Mówi się, że reżyser to jeden z tych najbardziej wpływowych ludzi na scenie, bo to od jego koncepcji wszystko w sumie zależy.
Wie ksiądz, chyba nie… To są takie okresy, fale. W latach 70 – tych w Niemczech mieliśmy taki okres, że reżyser był najważniejszy. To się nie sprawdziło. Bo najważniejsza w operze jest jednak muzyka, a nie chodzenie na golasa czy przesuwanie akcji całej do metra, czy na ulicę. A to przeniesienie w czas współczesny… Nie… Taka Tosca współczesna, Cavaradossi w jeansach a Floria w minispódniczce. To wygląda komicznie, kiedy w pewnym momencie ten „współczesny” w skórzanej marynarce Scarpia ma w jednej ręce tablet a w drugiej komórkę i przez telefon pyta się: „Kto wygrał? Napoleon czy my?” To jest farsa.. Tak samo Borys Godunow odziany we współczesny garnitur, zakładający sobie carską koronę i śpiewający „Boże pomóż mi w moim carstwie”– to jest nieporozumienie. Trzeba znaleźć środek wyrazu, który przekona współczesnego widza, że to, co się wydarzyło w XVII wieku, jest zrozumiałe i ważne dzisiaj. I to jest bardzo trudne. Trzeba wtedy myśleć i zapukać do wyobraźni. Trzeba poprowadzić aktorsko te postaci, tak żeby one wszystkie odpowiadały swoim charakterom zapisanym w libretcie i muzyce i to jest fascynujące. Opera Śląska ma jeszcze jedną cechę – nie ma zapadni, ani obrotowej sceny. To powoduje, że trzeba twórczo myśleć, aby nadać tempo przedstawieniu. Na szczęście ma znakomite zespoły techniczne.
Niejako wyprzedził Pan moje pytanie, bo o to właśnie chciałem zagadnąć. Niedawno bowiem czytałem gdzieś relację z przedstawienia Aidy w Paryżu, gdzie podczas uwertury już na scenę wchodzi człowiek z flagą Włoch – nie wiadomo dlaczego – potem przychodzi kilku gości, spuszczają mu lanie i wynoszą ze sceny. Niewolnicy bardziej przypominają jeńców żydowskiego getta z czasów II wojny światowej… Czy chociażby ostatnia produkcja Rigoletta z MET, gdzie otwiera się scena i tuż przed słynnym La Donna’e mobile – jakaś pani wygina swe ciało na rurce, że niby w klubie nocnym, a Gilda i Rigoletto wysiadają z Cadillaca…
Nie, no to są bzdury, proszę księdza. To nie jest nic nowoczesnego. My wiemy, jak wygląda Cadillac, wiemy, jak wygląda ulica. My nie wiemy natomiast, jak mógł wyglądać dwór w Mantui i tu wyobraźnia reżysera powinna działać.
Pamiętam znakomite przedstawienie Felsensteina w Operze w Hamburgu. Było tak fenomenalnie aktorsko grane, zresztą on wymagał tego od nas, że istotnie to dech zapierało, bo było prawdziwe. Muzyka ilustrowała to, co było na scenie.
Albo widziałem takie przedstawienie Rigoletta, w którym książę idzie uwodzić Gildę, stoją wszyscy dworzanie, a on rozbiera się przy nich do naga i wchodzi po drabinie. No gdzie on idzie? Do stodoły idzie po tej drabinie, czy gdzie? To są jakieś wymysły ludzi, którzy… Źle się stało, że dobrali się do opery ludzie, którzy: a) nie lubią jej, b) nie wiedzą, o co w niej chodzi, c) nie znają ani jednej nuty, d) nie znają języka… i reżyserują.
Często są to reżyserzy filmowi czy teatralni, którzy z operą nie mają nic wspólnego...
Tak i oni chcieliby za wszelką scenę poprawić coś w operze, co nie jest do poprawienia. Opera kieruje się swoimi zasadami. Musi być głos, musi być muzyka, musi być świetna scenografia i musi być pierwsza podstawowa rzecz – logicznie przeprowadzona cała akcja. Jeżeli ktoś zrobi współcześnie Krzysztofa Pendereckiego – proszę bardzo… Wozzecka - proszę bardzo… Ale jeśli ktoś w Rigolettcie wprowadza samochody, jakieś beczki, przemytników, to to jest pomylone. Widz tego nie kupi, pójdzie raz i już więcej nie przyjdzie.
Potwierdzeniem tych słów jest znowu nasza Opera Śląska, gdzie inscenizacja Rigoletta broni się już 23. rok i jest niezmiennie piękna.
Tak jest… I ludzie chodzą…
Chodzą… Sam byłem niedawno…
Maestro, nagrywał Pan z największymi dyrygentami i orkiestrami świata… Przez lata budował Pan swoją karierę, a to wszystko wymagało czasu. Dzisiaj mamy taką tendencję, że wystarczy wystąpić w jakimś talent show i od razu ktoś jest gwiazdą, po czym równie szybko zazwyczaj niknie. Pan pracuje z młodymi ludźmi