No i próbuję do chwili obecnej w operze... część 2
No właśnie, jak to się stało, że chłopak z Warszawy, studiujący potem na AGH w Krakowie, zadebiutował na scenie w Bytomiu?
To było tak, że już w średniej szkole w Bolkowie każda klasa musiała zorganizować wieczorek – taki taneczno-artystyczny i ja uczestniczyłem bardzo aktywnie w tym, śpiewałem z chłopakami w kwartecie różne piosenki, ale mieliśmy przewagę nad innymi klasami, bo u nas był chłopak , który znakomicie grał na akordeonie i miał ten akordeon ze sobą. Był też chłopak, który bardzo ładnie śpiewał, taki blondyn i zwróciłem uwagę, że jak śpiewa, to z dziewczętami coś dziwnego się dzieje. Tak jakoś łagodnieją, takie jakieś oczy im się dziwne robią… I to mnie zdumiało. Zastanawiałem się, dlaczego tak się dzieje. No ale później doszedłem do tego, dlaczego…
Na Akademii Górniczo-Hutniczej był zespół pieśni i tańca prowadzony przez magistra Wiesława Białowąsa i w tym zespole już śpiewałem solo i nawet tańczyłem. Koledzy mówili, żebym pomyślał o nauce śpiewu i rozpocząłem edukację u profesora Gustawa Serafina. Po roku wygrałem konkurs „Echa Krakowa” i Polskiego Radia, oczywiście dla śpiewaków amatorów, i w tym samym roku wygrałem też konkurs dla zespołów i solistów studenckich w Szczecinie. Wtedy w „Kurierze Szczecińskim” dziennikarz Kruszona napisał: „…Czyżby przyszły Kiepura?” i ja się tym przejąłem bardzo i przestałem palić papierosy.
Motywujące…
O tak… Jak już skończyłem Akademię Górniczo-Hutniczą, otrzymałem tytuł magistra inżyniera, poszedłem do pana profesora Kurosia, u którego pisałem pracę, a on mówi: „Wie pan co, niech pan idzie, spróbuje do tej opery. Jak nie wyjdzie, to pan wróci tutaj, będziemy robić doktorat”. No i próbuję do chwili obecnej w operze...
Ale jak to się stało, że właśnie Bytom? Czemu nie gdzie indziej?
Mój profesor napisał do dwóch teatrów. Najpierw do Krakowa do Teatru Muzycznego i to była dosyć komiczna historia, bo nie wiedziałem, jak się odbywają takie audycje wokalne. To było w filharmonii. Ówczesny dyrektor operetki powiedział:” Niech pan coś zaśpiewa”. Już nie pamiętam, co śpiewałem, ale potem kazał mi zatańczyć. Pomyślałem sobie, że to jest taki rygor, wymóg, że tenor musi zatańczyć. Zatańczyłem. Miałem wówczas dużo włosów na głowie, wąsik… i on wtedy powiedział do mnie:” Proszę pana, mam dla pana rolę w Baronie cygańskim. Więc pytam, co będę śpiewał? A on mówi:” Nic… Będzie pan skakał przez ogień, bo tam jest taka scena, ja to reżyseruję i potrzebny jest mi ktoś taki, który będzie ładnie skakał przez ogień”.
Wróciłem do profesora Gustawa Serafina i mówię: „Podobałem się i mam propozycję występu w Baronie cygańskim”. On na to: „ Ooo, to bardzo dobrze!”. Na to ja: „ Tak, ale ja tylko będę skakał przez ogień”. Profesor się zdziwił i pyta: „A gdzie pan był? W straży pożarnej, czy w teatrze?” No więc to był mój pierwszy kontakt z operą...