Nasz Nikifor [wystawa w Warszawskim Muzeum Etnograficznym]
Najbardziej znany malarz z obszaru sztuki nieprofesjonalnej. Autor naiwnych obrazów namalowanych najtańszą akwarelą. „Mistrz w przestrzennym sytuowaniu koloru”, jak powiedział o nim krytyk i dziennikarz Andrzej Osęka. Warszawskie Muzeum Etnograficzne na zimę 2022 przygotowało dla fanów malarstwa nie lada niespodziankę – wystawę obrazów Nikifora.
Wiele z nich pochodzi z rzadko pokazywanej kolekcji Alfonsa Karnego. Dzięki temu większość prezentowanych prac zachowała oryginalne nasycenie barw nadane im pierwotnie przez twórcę. Pomijając niedoświetlenie niektórych z nich i napisy towarzyszące wystawie „Nikifor. Malarz nad malarzami”, które nieco zlewają się ze ścianami, pod pozostałymi względami ekspozycja zasługuje na uwagę. To prawdziwy wybór obrazów i rysunków Nikifora, pozwalających uchwycić przebieg jego drogi artystycznej oraz szerszy kontekst powstania jego dzieł. Widać na nich fascynację nie tylko kolorem (z czego Nikifor rzeczywiście najbardziej zasłynął), lecz także pejzażem, architekturą, a wszystko to niemal bezludne, wyłączając całkiem dowcipne portrety czy obserwacje żyjących, te ostatnie malowane zwłaszcza w latach 30. Nie brak i podobizn świętych; tematyka sakralna niewątpliwie była dla ochrzczonego w cerkwi artysty w jakiś sposób istotna. Dziś wydaje się, że mogłoby je namalować i dziecko, tak są miłe dla oka, pozytywne, optymistyczne. I co ciekawe, niektóre dwustronne (!). Mnie najbardziej ujęły pejzaże z architekturą i wszystkie inne akwarele, na których zostały uchwycone: pewien rytm i geometria ukrytych w krajobrazie miejskim bądź wiejskim struktur (jak w „Kościele na górze”, „Wsi i stacji kolejowej”, „Wsi w górach” z lat 40. i 50.). Są misternie wykonane, o ich doskonałości decyduje dbałość o szczegóły, zwłaszcza od pewnego momentu, wszak Nikifor na przestrzeni lat doskonalił swój warsztat; niewiele tutaj prac na jakimś poziomie ogólności, choć i nie o wierne odtwórstwo rzeczywistości tu chodzi. Równie ciekawie wypadają autoportrety, jak „Nikifor przed ratuszem” z 1955 r. czy dość symboliczny „Nikifor z kuflem piwa na dachu” z lat 30.
Niedziwne, że schorowany, niepełnosprawny i ubogo żyjący, a ponadto reprezentujący mniejszość narodową Nikifor, autor ponad 40 tys. obrazów, doczekał się w końcu wsparcia mecenasów sztuki oraz uznania artystów (m.in. Zygmunt Waliszewski, Tytus Czyżewski, Jan Cybis czy Edward Dwurnik) i krytyków (jak antropolog i etnograf Aleksander Jackowski), których wypowiedzi zostały słusznie przytoczone na wystawie (obok Jackowskiego m.in. etnografki i znawczyni twórczości Nikifora Jadwigi Migdał). Ba, jest nawet muzeum mu poświęcone w rodzinnej Krynicy, powstały filmy dokumentalne i fabularne („Mój Nikifor” w reżyserii Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauzego z 2004 r., ze świetną, nagradzaną Krystyną Feldman… w roli głównej). Tym bardziej cieszy włączenie do wystawy i fragmentu wiersza „Nikifor” Zbigniewa Herberta („…w blaszanym pogiętym pudełku/mieszkają okruchy tęczy/barwne kamyki/z których Pan Bóg/zrobił mozaikę ziemi…”), co pokazuje, jak bardzo malarz inspirował innych twórców, w tym jednego z polskich literatów, którzy byli Nikiforem szczerze zafascynowani. Widać, że kuratorka Alicja Mironiuk-Nikolska rozplanowała treści zawarte na wystawie w sposób wielokontekstowy, bardzo interesujący.
Dziś możemy mówić o fenomenie twórczości Nikifora Krynickiego (właściwie Epifaniusza Drowniaka), małomiasteczkowego artysty urodzonego w 1895 r. w Krynicy-Wsi, syna głuchoniemej matki, zmarłego w 1968 r. w Foluszu. Jak stwierdził Jerzy Wolff – mamy tu do czynienia z malarstwem intuicyjnym, wyjątkowym ze względu na osobę artysty, który malowaną rzeczywistość w wyjątkowy sposób odbierał. Kto wie, jak potoczyłyby się losy Nikifora, gdyby nie spotkał na swojej drodze Romana Turyna, który zorganizował mu pierwszą wystawę w Paryżu w 1932 r., czy Andrzeja Banacha, który zwrócił uwagę na jego uliczne prace w latach 40. i doprowadził do ich prezentacji m.in. w Brukseli, Nowym Jorku czy Hajfie… Jest jednak taka scena w filmie „Mój Nikifor”, która wydaje mi się bardzo prawdopodobna – drobnej postury malarz stoi z boku podczas swojej wystawy w prestiżowej Zachęcie. Nikt nie wierzy, że to on to wszystko namalował! No właśnie…