Quantum [wystawa obrazów Kamila Stańczaka w zamojskiej galerii Arte Hotel]
W zamojskiej galerii Arte Hotel można obejrzeć „Quantum” - wystawę obrazów Kamila Stańczaka, doskonałego malarza oraz doktora habilitowanego, wykładowcy na Wydziale Artystycznym UMCS w Lublinie.
Zamość już w odświętnej szacie. Wielki Rynek tonie w morzu świateł. Ratusz w fioletowo-błękitnej chmurze wygenerowanej z projektora. Na środku Rynku – lodowisko! Nieagresywna muzyka, świetlisty miś w mikołajowej czapie i wielka choinka. Gdy spojrzymy w górę, pomiędzy płatkami śniegu może mignie nam twarz Leśmiana? To mój ukochany poeta. Był kruchy, nieśmiały, maleńki. Mógł i chciał tylko pisać. I nic mu się w życiu (oprócz wierszy) nie udawało. Mieszkał tutaj trzynaście lat, niedaleko Rynku, w Domu Centralnym. Jest tablica pamiątkowa – sprawdziłam.
A Kamil Stańczak, jak Leśmian nieśmiały i kruchy, przywiózł do Zamościa swoje obrazy, bo on nie pisze wierszy, tylko je maluje. Ma swoją „Łąkę”, swój „Malinowy chruśniak” i swoją „Balladę bezludną”. Odwiedza miejsca, w których płynie rzeka jego dzieciństwa – okolice Puław – podmokłe łąki, lasy i pola. Szuka zadziwienia, śledzi wędrówkę światła w trawie i pomiędzy drzewami. Najchętniej przygląda się wodzie – płytkim jeziorkom, strumykom. Pilnie obserwuje refleksy świetlne, ruchy maleńkich rybek, rozchodzące się fale. Potem wraca do pracowni i maluje, maluje, maluje.
Zgłębiając tajniki dawnych technik malarskich, szuka rozwiązań, które pozwolą mu się wypowiedzieć. Jest laserunek, malarstwo alla prima, collage… Narzędzia w ręku Kamila – pędzle, gąbki, pędzelki – delikatnie muskają powierzchnię obrazu. Nie jest to tylko płótno, zagruntowane i naciągnięte na blejtram. Są pokrywy beczek, płyty, tektury o niezwykłych kształtach i jeszcze ciekawszych ramach. Gdy taki obraz powstanie, artysta szuka dla niego miejsca. Wychodzi z nim na łąkę lub do lasu i „przymierza” go do realnego pejzażu. By nie pomylić swoich dzieł z dziełem Boga, Kamil oznacza obrazy niezwykłym kodem. Są to często proste, dwumiarowe kształty, w ciekawych kolorach i gradientowych przejściach. Czasem to prawie trójwymiarowe kółka lub iluzyjne zaskoczenia, czasem jakby alfabet Morse'a.
Po co one? To skrzydła dla oglądających te obrazy! Bo one nie mogą pozostać na łąkach. Łąki się starzeją, więdną, a na obrazie są piękne i zielone. Często, jak portret Doriana Graya, pięknieją, gdy pokrywają się kurzem jak patyną. Obrazy Kamila pięknieją we wnętrzu. Zwłaszcza w galerii, gdzie ściany są jasne i gładkie. W domach, do których pojadą, gdy zostaną zakupione, dzięki swojej niesamowitej mimikrze dostosują się do każdego wnętrza. Są bowiem niewielkie, o zdecydowanych, lecz nieagresywnych barwach, jednocześnie starodawne i współczesne.
To nie są ozdoby, to „łapacze wyobraźni”. Jak maleńki, kobiecy portret „Kaptur”. Spogląda na nas piękna kobieta. Jest smutna, zadumana, jakby w strugach deszczu (pionowe kreski), owinięta płóciennym kapturem. A do kaptura przypięty różowy kwiat. Mówi do nas. Każda rozmowa jest inna. Albo „Kosmos”. Niezwykły, pięknie malowany zając przycupnięty wśród traw. Nad nim neon.
Czy neon oświetla drogę zającowi? Nie, ten zwierzak nie zobaczy nic poza trawą i obecnymi na obrazie grzybami. Dla niego kosmos to my – ludzie. A „Relax”? To neon z warszawskiego kina, oświetlający plątaninę kabli USB, wiszącą nad sielankowym pejzażem. To opowieść o przebodźcowaniu ludzi XXI w. Tu kończy się przyjemność. Czerwone i białe kreski to na pewno kwaśny deszcz, a strumień jest pełen śmieci i śmierdzi. Tak łagodny złotozielony pejzaż zmienia nasza wyobraźnia, gdy nad malowanym przez Kamila pejzażem góruje czarna chmura splątanych kabli. I jeszcze jeden obraz – „Wędrowiec na krańcu świata”. Co się dzieje? Oderwał się fragment obrazu? Nie, to złudzenie. Sztuka malarstwa iluzyjnego wspaniale opanowana przez Kamila. Ma się ochotę pociągnąć za zrolowany papier i oderwać cały księżyc. Pewnie dlatego artysta wzmocnił go namalowanym kawałkiem taśmy klejącej. Wędrowiec, średniowieczny pustelnik eksploruje rzeczywistość, patrząc jak się ona załamuje. Im bardziej zagłębiasz się w ten świat, tym mniej ma on sensu.
Arte Hotel, do którego trzeba się wspiąć po stromych drewnianych schodach, piękna galeria sztuki, mili ludzie, wino… I Zamość, który według Marii Dąbrowskiej „jak broszka z pereł i koralu na złoto-zielono -szafirowym pasiaku”. Pasiak został pobielony przez śnieg, lecz miasto z bliska okazało się tak piękne, że nie potrafię słowami wyrazić jego uroku.
Wystawę można oglądać w zamojskim Arte Hotelu do lutego 2022 r.
Dorota Pietrzyk