Nad brzegiem zimnego morza [co wiemy o Bałtyku]
„O morze! Jakże często zda mi się, że łowię/ Uchem szum twych ogromnych wód i w tej muzyce/ Słyszę mistycznych epok głuche tajemnice…”
Kazimierz Przerwa-Tetmajer, „Morze”
Mam poczucie, że ten wiersz opowiada o naszym morzu, o Bałtyku, najmłodszym morzu świata. Ma „tylko” 10 tysięcy lat. Nazwa „Bałtyk” (Mare Balticum) pochodzi prawdopodobnie od starosłowiańskiego słowa „blato”, co przetłumaczyć można jako „wielka, słona woda”. Pierwszy raz według badań użyto tej nazwy już w IX wieku. Jednak w naszym kraju przyjęła się dopiero około wieku XIX. Niestety Bałtyk zajmuje czwarte miejsce jako najbrudniejsze morze świata.
Jest bardzo płytki, jego średnia głębokość to około 53 metry. Owszem, zdarzają się głębsze miejsca, chociażby najgłębszy punkt, którym jest Głębia Landsort – jej głębokość wynosi aż 459 metrów. Dla porównania Morze Czarne średnio ma głębokość 1315 metrów.
Historia Bałtyku
Bałtyk w zasadzie powstał z topnienia ogromnego lodowca, który pokrywał całą Skandynawię (w tym Finlandię) podczas epoki lodowcowej. Nie jest więc morzem bardzo słonym. W dodatku ma wiele dopływów słodkowodnych rzek z otaczających go dookoła lądów. Delikatne połączenie słonej wody z północno-wschodniego Atlantyku (przez Morze Północne) i słodkiej wody pochodzącej z mieszania się okolicznych strumieni i rzek tworzy niezwykły ekosystem morski, będący domem wyjątkowej flory i fauny.
Niestety jednak Bałtyk jest morzem zimnym, zimniejszym niż morza leżące bardziej na północ. Kto lub co podmienia wodę na tak zimną? Czynnikami wpływającymi na znaczne wahania temperatury są przede wszystkim prądy morskie, a w szczególności zjawisko upwellingu. Jest to prąd wynoszący chłodną wodę z dna morza na powierzchnię. Jego istnienie ma związek z ruchem obrotowym Ziemi, napędzającym ruch wody. Dzięki badaniom tego fenomenu naukowcy wyjaśnili istnienie wielkich wirów oceanicznych na granicy półkuli północnej i południowej. Dodatkowo woda przy powierzchni porusza się szybciej niż ta w głębinach. To powoduje powstanie tzw. spirali Ekmana, wyciągającej wodę z głębokości nawet kilkudziesięciu metrów na powierzchnię. Pamiętam upalne lato, gdy przez 40 dni nie spadła kropla deszczu, temperatura rzadko wynosiła poniżej 30 stopni, a morze było tak zimne, że kostniały nogi. Tylko bałtyckie „morsy” potrafiły się zanurzyć w tak zimnej wodzie. Innym plażowiczom pozostawało kopanie na brzegu płytkich jakby lagun, w których woda mogła się nagrzewać.
W takim razie – co nas przyciąga w bałtyckie okolice? Z pewnością malownicze krajobrazy, piękne bursztyny, muszelki, mnogość ryb, latarnie, porty, mola, sporty wodne… Zachwycające zachody słońca i pachnące sosnowe lasy. Unoszący się w powietrzu jod. Wspomnienia z dzieciństwa.
Nad ciepłymi morzami brakuje mi szerokich plaż z białym piaskiem oraz tego specyficznego zapachu, kojarzącego się ze świeżym ogórkiem lub arbuzem. Brzegi Pacyfiku z tropikalną roślinnością i rafami koralowymi jeszcze przede mną. Być może, gdy je zobaczę, nie będę już kochała Bałtyku? Wiosną nasze morze pięknie budzi się do życia, a jesienią często pokazuje groźny czar sztormów i zachęca do poszukiwania bursztynów. Bałtyk to wielki żywioł. Fale są coraz wyższe, co cieszy surfingowców. Gdy szaleje sztorm, wycie wiatru fascynuje nas, zachwyca, ale też przeraża. Zdarzało się, że fale były tak wysokie, iż zalewały wydmy. Mimo to kochamy potężne siły natury oraz tajemnicę, którą kryje w swych głębinach morze.
Tajemnice zimnego morza
Niezwykłe zjawisko zwane „Anomalią Morza Bałtyckiego” to dziwaczna formacja geologiczna odkryta przez szwedzkich nurków. Od lat intryguje naukowców uchwycony przez kamerę obiekt na głębokości 87 metrów. Jest to 60-metrowy obiekt w kształcie dysku, który nie przypomina ani rośliny, ani kamienia, ani batyskafu. Najbardziej przypomina latający talerz. Naukowcy udali się tam, aby osobiście zbadać tę tajemnicę, ale napotkali dziwne zjawisko. Kiedy statek zawisł nad obiektem, cała elektronika, w tym telefon satelitarny, wyłączyła się. Kiedy naukowcy oddalili się o 200 metrów, telefon znów się włączył, a kiedy wrócili w to miejsce, znowu nic nie działało. To musi być coś naprawdę wyjątkowego: fragment asteroidy, podwodny wulkan, łódź podwodna z czasów zimnej wojny czy może statek kosmiczny obcych? Są nawet tacy, którzy myślą, że to może być zaginiona Atlantyda! W północno-wschodniej Europie kryje się największe podwodne muzeum na świecie. W Szwecji Bałtyk to sanktuarium wraków. Jest ich ponad 10 000, czasem nawet kilka metrów od brzegu. W porcie w Sztokholmie archeolodzy podwodni mają zamiar zbadać pięć statków, które leżą w wodzie od kilku stuleci. Morze Bałtyckie jest mniej słone, w wodzie nie ma zbyt dużo tlenu, więc nie ma tych wszystkich mięczaków, które zjadają drewno wraków statków. Minimum 100 z nich to tak zwane wraki o wysokim priorytecie, w których mogą znajdować się znaczne ilości paliwa. To sprawia, że są one ogromnym zagrożeniem dla środowiska naturalnego. Najlepszą możliwą ochroną jest pozostawienie ich w wodzie. W sztokholmskim muzeum wystawiony jest Vasa, wyłowiony z morza 70-metrowy okręt szwedzkiej marynarki wojennej z XVII wieku, zachowany w doskonałym stanie i przyciągający setki tysięcy turystów. Podczas podróży na Wyspy Alandzkie w 2010 roku we wraku statku z lat 40. XIX wieku znaleziono 168 butelek szampana Veuve Clicquot! Dopiero to niezwykłe odkrycie w 2010 roku sprawiło, że świat umieścił Wyspy Alandzkie na mapie. Z kolorowymi, drewnianymi domami otoczonymi sosnami, brzozami i łąkami pokrytymi niebieskimi kwiatami miejsce to wydaje się być poza czasem. Tak jak bezludna wyspa, na której osiedliła się „Mama Muminków”, fińska pisarka Tove Jansson. Kochała tę wyspę w archipelagu Pellinki, na której mieszkała ze swoją przyjaciółką.
Marzyły o latarni morskiej i o spokoju daleko od ludzi, gdzie jedynym kontaktem ze stałym lądem była łódź z wiosłami. Maleńka wyspa Klovharu i Bałtyk często stanowiły tło tworzonych przez Tove historii.
Złoto Bałtyku
Jedną z najpiękniejszych – dosłownie i w przenośni – tajemnic Bałtyku są bursztyny. W podaniach i legendach bursztyn był łzami bogiń, fragmentami podwodnego pałacu, a nawet… skamieniałym moczem rysia! Rzymianie nazywali bursztyn „electrum”, co było zapożyczeniem z greki od słowa „lyncurium”, czyli mocz rysia. Odwiedzając poza sezonem bałtyckie dzikie plaże, mam tę cudowną przyjemność znajdowania maleńkich (czasem większych!), złocistych bryłek skamieniałej żywicy sprzed 40 milionów lat!
Jak to? Przecież Bałtyk ma najwyżej 10–11 milionów lat. Skąd więc w nim takie kawałki żywicy, która dużo wcześniej wypłynęła z prastarych iglastych drzew? Żywica wydostawała się ze zranień, pęknięć pni i gałęzi drzew, tworząc nacieki, określane mianem sopli lub kropel. Gromadziła się również bezpośrednio pod korą lub wewnątrz pnia, tworząc formy podkorowe. Drzewa broniły się, osłaniając zranienia, blokując dostęp wirusom i grzybom pasożytniczym.
W eocenie na terenie Morza Bałtyckiego istniał kontynent zwany Fennoskandią. W tym samym czasie tereny części dzisiejszych ziem polskich pokrywało płytkie morze eoceńskie. Roślinność porastająca kiedyś Fennoskandię to właśnie „las bursztynowy”. Panował ciepły i wilgotny klimat, nie było zmian pór roku. Żywica jodeł, świerków, a nawet sekwoi, spływając wodnymi drogami wraz z okaleczonymi drzewami, między innymi na teren dzisiejszego Bałtyku, z czasem przerodziła się w bursztyn.
Gdy po sztormie widzę wiatr wiejący ze wschodu, wkładam gumowe buty i biegnę do miejsc, gdzie morze wyrzuciło najwięcej patyków i śmieci. Muszę się spieszyć, bo nawet dzikie plaże są odwiedzane przez bursztynników, którzy czatują w nocy, czekając na wysyp, by w świetle lampy UV (wtedy bursztyn świeci na żółto) zebrać co większe kawałki. O świcie pojawiają się panowie w wysokich kaloszach wędkarskich, każdy z „kaszorkiem”, czyli siatką jak na motyle, która służy do wyciągania z wody kłębiących się przy brzegu śmieci. Są one przeszukiwane od razu na plaży. Często widzę, jak wyciągają bryłki wielkości pięści. Nie zazdroszczę, bo wiem, że robią to dla pieniędzy, a ja się tylko bawię i marzę, by przeoczyli jakąś złotą grudkę. Dobrze się zbiera bursztyn w wieczornym słońcu, gdy złote okruchy świecą jak latarenki.
Najpiękniejsze są przeźroczyste bryłki koloru miodu i koniaku, zwane przez ludzi morza „cacko”. Ja lubię te ciemnoczerwone, „smocze bursztyny”, które podobno są najstarsze. Wzruszam się, zdając sobie sprawę, że trzymam w ręku historię sprzed 40 milionów lat! Fenomenem natury są inkluzje, czyli zatopione w żywicy maleńkie organizmy sprzed dziesiątek milionów lat, które często wyglądają jak żywe. Dzięki zachowanym w bursztynie bałtyckim inkluzjom można zidentyfikować owady i drobne zwierzęta żyjące w eoceńskim lesie bursztynowym. Większość z nich należy już do gatunków wymarłych. Bursztyn jest „kapsułą czasu”, bo zatopione w nim zwierzęta nie starzeją się od milionów lat, można badać je niemalże tak, jakby miało się przed sobą żywy okaz. Ze względu na wielką popularność inkluzji, począwszy od XVIII wieku, aż do dziś, nagminnym zjawiskiem jest wykonywanie „sztucznych inkluzji”. Najczęściej są to chińskie podróbki. Te jednak bardzo łatwo odróżnić od prawdziwych bryłek. Wystarczy nakłuć domniemaną inkluzję rozgrzaną igłą. Gdy poczujemy zapach lasu, będziemy mieć pewność, że mamy do czynienia z naturalną żywicą, a nie plastikiem. Trudniej natomiast wychwycić fałszerstwa perfekcyjnie wykonane przy użyciu prasowanego bursztynu i odpowiednio spreparowanych, współczesnych organizmów.
Bursztyn najprościej rozpoznajemy, wrzucając go do szklanki ze słoną wodą (wypłynie na powierzchnię) lub, po potarciu, przysuwając go do drobnych papierków (przyciąga je). Jest ciepły i ma ostre kanty.
Jedyną inkluzją, jaką udało mi się znaleźć, są zatopione w przeźroczystej bryłce pyłki kory pradawnej sosny. Kocham bursztyn, w którym trwają miliony lat, będąc przedmiotem zachwytu i zadumy dla wrażliwych na piękno. Bursztyny to nie są jedyne skarby, jakie znajduję nad Bałtykiem. Zbieram wyrzucone przez morze drewienka i szkiełka, z których robię dziwne rzeczy lub daję do twórczej zabawy dzieciom na warsztatach plastycznych. Wspaniały masaż oferują duże fale, a kąpiel wraz z nurkowaniem daje nam wrażenie radości, spokoju i szczęścia, zwłaszcza w te dni, gdy morze na chwilę staje się ciepłe.
„O, gdybyś mówić umiała muszko mała,
o ile więcej o świecie byś nam powiedziała”
Immanuel Kant