Na podium bez presji [recenzja płyty pokonkursowej Alexandra Gadijeva]

28.07.2022
Na podium bez presji [recenzja płyty pokonkursowej Alexandra Gadijeva]

Po tę płytę sięgałam z obawą. Alexander Gadijev podczas konkursu zapisał się w mojej pamięci jako artysta bardzo ciekawy, choć nie zdążyłam posłuchać na bieżąco wszystkich jego występów. Zastanawiałam się, czy słuchając go po kilku miesiącach od konkursu, będę w równym stopniu poruszona, a pianista pozostanie na mojej liście ulubieńców.

Na dwupłytowym albumie wydanym przez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina w ramach „Błękitnej serii” znalazły się wszystkie konkursowe występy Gadijeva (oprócz koncertów laureatów). W odróżnieniu od nagrań zwycięzcy konkursu, NIFC tym razem nie musiał dzielić się nimi z wytwórnią Deutsche Grammophon, dzięki czemu słuchacz dostaje całość konkursowego dorobku laureata drugiej nagrody w jednym pudełku, w porządku chronologicznym. I jest to bardzo korzystne, co wyjaśnię później.

 

Moje pierwsze wrażenia zdominowało śledzenie pewnej maniery wykonawczej stosowanej zapewne z rozmysłem, a nie nawykowo. Szczególnie w pierwszej z prezentowanych etiud, w tonacji cis-moll z op. 25. Chodzi o niejednoczesną realizację pionów, rozmyty puls, rzadziej w akordach, częściej pomiędzy melodią a akompaniamentem. Daje to efekt grania z namysłem, szukania współbrzmień, gry bez dyscypliny rytmicznej. Można powiedzieć – na konkursie ryzykowne. Z drugiej strony pozorowany spokój stał się być może patentem na rzeczywiste uspokojenie się. Słychać, że artysta w pierwszym etapie jeszcze szuka porozumienia z fortepianem, próbuje opanować nerwy. Nie przeszkadza mu to jednak od pierwszych nut pokazywać swoich atutów, czyli fantastycznej śpiewności i deklamacyjności nawet w szybkich przebiegach. Z pewnością włoskie geny mają tu dużo do powiedzenia. Dla porządku wspomnę, że artysta ma też częściowo słoweńskie pochodzenie i nie tylko Włochy, lecz także Słowenię reprezentował podczas konkursu. Tak śpiewną Etiudę h-moll nr 10 z op. 25 – zamiast rąbanych w maksymalnym tempie i dynamice oktaw – słyszy się rzadko. Tą interpretacją naprawdę mnie ujął, z tym większą przyjemnością słuchałam więc kończącej pierwszy etap Ballady f-moll op. 52, pełnej ciekawych pomysłów.

 

Pierwszy etap utwierdził mnie w przekonaniu, że Gadijev nie bawi się w tanią wirtuozerię. Zdecydowanie na pierwsze miejsce wysuwa się odwaga, chęć zaprezentowania swojej muzycznej wizji, ostrożność pozostaje w tyle. O kalkulacji, grze uśrednionej, by zadowolić każdy jurorski gust – nie ma mowy. Artysta gra na granicy nonszalancji, czasem można mieć wrażenie, że nie do końca jest skupiony, jakby jeszcze ćwiczył. Nie odczuwa się, że jest to konkursowa rywalizacja, walka. Omsknięcia palców, które zdarzają mu się bardzo rzadko, ale jednak, tym mocniej potęgują to odczucie. Podczas konkursu artysta sprawiał na mnie wrażenie z lekka nieobecnego intelektualisty, zatopionego w swoich myślach.

 

Drugi etap rozpoczyna Preludium cis- moll z op. 45, pozostające poza cyklem 24 Preludiów z opusu 28. Refleksyjne, przepełnione nokturnową ekspresją, znakomicie łączy się z następującą tuż po nim Barkarolą Fis-dur op. 60 (w dołączonym do płyty omówieniu repertuaru nie wiedzieć czemu zmieniono tonację na… fis-moll). Jej interpretacja jest niewymuszona, niczym łagodny puls fal, na których kołyszą się weneckie łodzie. Co prawda artysta urodził się w Gorycji, a więc w bardziej górzystym regionie, jednak śpiew gondolierów również gra mu w duszy. Słyszymy zatem ten utwór w ujęciu pozbawionym przesady, o szerokiej frazie, bynajmniej nie nudnej, ale frapującej. Po Barkaroli czas na tańce – Poloneza fis-moll op. 44 i Walca As-dur op. 42. I tu objawia się do tej pory nieujawniony talent artysty. Wspaniałe wyczucie charakteru obu utworów. Polonez jest polonezem – ten akurat często grywany jest zbyt „bohatersko”, u Gadijeva zawsze czuje się posuwisty krok, szlacheckie dostojeństwo. Pochody oktaw są śpiewne, niemal stuprocentowo pewne, choć znów odwaga wygrywa z kalkulacją. Walc jest jedną z moich najulubieńszych pozycji tego albumu. Ilość pomysłów, figlarnych zwrotów akcji skłania, by przesłuchać utwór co najmniej dwa razy, warto wyłapać wszystkie detale i nacieszyć się idealnym rozplanowaniem czasowym, zarówno w najdrobniejszym motywie, jak i całości. To był też moment, kiedy musiałam się upewnić, na jakim fortepianie artysta grał podczas konkursu. Niesamowite, perliste kaskady dźwięków w górnym rejestrze zawsze kojarzyły mi się z instrumentami marki Fazioli – a jednak Shigeru Kawai w tej konkurencji idzie z włoską manufakturą ramię w ramię, o ile jej nie pokonuje. Choć, rzecz jasna, sekret kryje się głównie w dłoniach artysty. Utworem kończącym nagrania z etapu II jest druga z przygotowanych na konkurs przez pianistę ballad, w tonacji F-dur, przed którą polecam zaczerpnąć chwilę oddechu po wirujących interpretacjach tańców. Pierwszy z krążków zamyka nagranie już z III etapu, Polonez-Fantazja As-dur op. 61, pełen refleksji, retrospektywnych nastrojów, dynamiki z oddali, ale też pasji i namiętności.

 

Drugi krążek rozpoczynają Mazurki z op. 56. Po manierze opóźnień nie ma już śladu, są jędrne, soczyste, wibrujące kwintami chłopskie smyczki. Oczywiście tam, gdzie trzeba, także refleksyjne i poetyckie tony, ale przeważa wrażenie, że pianista osiągnął już porozumienie z instrumentem i odważnie się z nim obchodzi. Nadszedł czas na Sonatę b-moll op. 35. Utwór, za który Gadijev dostał nagrodę fundowaną przez Krystiana Zimermana, choć wyboru dokonuje jury. Zgadzam się z werdyktem. Z początku miałam wrażenie niedostatku ekspresji mimo szybkiego tempa, wszystko wyjaśniło się przy powtórce ekspozycji. Zapasy namiętności artysta zostawił po prostu na drugi raz. I znów, nie ma w jego dźwięku żadnej natarczywości, brutalności, nawet w prowokującej do ostrej artykulacji materii. Zachowuje umiar, nie epatuje maksymalnymi możliwościami instrumentu. Marsz żałobny to materiał na osobną opowieść. Nigdy nie słyszałam równie niewylewnego, a paraliżującego wykonania. Przetrzymywany dłużej pedał wyzwala wrażenie jęczących dzwonów odprowadzających żałobników w drodze przez cmentarz, dynamika jak z zaświatów każe wstrzymać oddech. Rytm punktowany sprowadzony bardziej do podziału na trzy, nie cztery, daje wrażenie ociężałych, z trudem stawianych kroków. Jest statycznie, spokojnie, co stać się miało, już się dokonało. Sonata b-moll była pierwszym utworem, od którego zaczęłam słuchać Gadijeva podczas konkursu i nie zapomnę tamtego wrażenia pogodzenia się z losem mimo smutku. Finał jest tutaj już tylko formalnością. Wyjątkowo czytelny artykulacyjnie, ma też niezwykle precyzyjny puls, co doskonale koresponduje z emocjonalną powściągliwością poprzedniego ogniwa.

 

Tutaj proponuję kolejną przerwę, także po to, by nie odczuć zbyt dotkliwie przeskoku jakości realizacji dźwięku. W poprzednich etapach skupiona była na jak najlepszym ujęciu fortepianu, ze znakomitym zresztą skutkiem. Teraz trzeba ustąpić miejsca orkiestrze. Ta sprawia wrażenie, jakby była gdzieś daleko, słuchana z balkonu, to chyba mikrofony pozbawiły jej brzmienie soczystości i intensywności. Artysta wybrał Koncert f-moll op. 21. Znów odważnie, nie kalkulując, którym zwykle wygrywa się konkurs. Sięgnął po ten, w którym mógł zaprezentować atuty – śpiewność, świetne wyczucie charakteru tańców (kujawiak i mazur w 3. części), niezwykłą wręcz dyscyplinę pulsu. Słuchając gry Gadijeva, można pisać dyktanda, wszystkie grupki nut są niesłychanie czytelne. Ale – i to bardzo ważne – jest on jednocześnie mistrzem rubata także w szybkich przebiegach. Mowy nie ma o mechanicznej grze, odhaczaniu kolejnych „zaliczonych pozytywnie” pasaży. Właściwie wykonanie koncertu jest kwintesencją sztuki wykonawczej tego artysty. Z wszystkimi zaletami i drobnymi mankamentami. Mamy więc swobodę, odwagę, potoczyste tempa, zaniechanie taniej wirtuozerii. Brak ckliwego sentymentalizmu, a jednocześnie czułość. Balansowanie na krawędziach skali dynamicznej, ale bez brutalności. Mamy też, niestety, przypadki i omsknięcia, zaledwie kilka, ale słyszalnych – to jednak nie nagranie studyjne, ale konkursowe. Może właśnie przez to, jak wiele dobrych rzeczy pokazał podczas ostatniego stresującego występu, tym bardziej rażą te drobiazgi. Jako ciekawostkę mogę polecić powrót do nagrań etiud, ballad i tańców zawartych na pierwszym krążku – od razu po przesłuchaniu całości. Dopiero wtedy widać w pełnej okazałości konsekwencję, cechy gry, które kiełkowały w pierwszych etapach, by w pełni rozbłysnąć w sonacie i koncercie.

 

Do tego albumu wrócę nie raz. Wybaczę drobiazgi, by cieszyć się tym, co najważniejsze, szczerą, autentyczną muzykalnością włosko-słoweńskiego artysty. Przekornie dałam się uwieść temu, który uwodzić nie chce. Nie chcę tu wchodzić w polemiki, czy druga nagroda to dla niego za mało, a może za dużo, czy sonaty nie zagrał ktoś lepiej. Jest to artysta z pewnością wart dalszego śledzenia poza konkursowymi zmaganiami. Jest dojrzały i dojrzałość tę widać nie tylko w pierwszych siwych włosach, ale też słychać w grze. A teraz… czekam już tylko na sierpień i festiwal „Chopin i jego Europa”. Tam Gadijev ma zagrać mój ukochany utwór, Fantazję C-dur Schumanna, której idealnego wykonania szukam od 12 lat, kiedy usłyszałam ją po raz pierwszy. Może to będzie ten szczęśliwy traf?

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.