Na co pójść nowym roku do kina?
Na przełomie roku czekają na nas dwa świetne filmy. Pierwszy z nich wyreżyserował gigant światowego kina, Steven Spielberg, a drugi Ruben Östlund – człowiek, który swoim dziełem już nie pierwszy raz podbił serca jurorów w Cannes.
„Fabelmanowie” (USA, 2022) to jeden z bardziej dojrzałych obrazów w reżyserii Spielberga. Częściowo oparty na wspomnieniach reżysera daje głęboki wgląd w życie rodziny amerykańskich Żydów na przestrzeni kilku dekad. Opowieść koncentruje się wokół postaci chłopca, który jest zafascynowany kinem. Bo i o pasji do kina właśnie jest to opowieść. O tym, jak dorasta się do bycia twórcą, który (kiedyś) przerośnie swojego idola, Johna Forda (1894–1973), w którego, notabene, wciela się w epizodzie w finale filmu sam David Lynch. Jak ważne na tej drodze jest wsparcie rodziny i różnorakie inspiracje, jak uczymy się sztuki filmowej poprzez życie, a sztuki życia poprzez filmy lub ich realizację. Sporo tu humoru, reżyser daje widzowi do zrozumienia, że na ekranie wszystko ma prawo zostać upiększone czy zniekształcone – na tym polega „zabawa” w kino. Jednocześnie nie ma w tej historii nikogo, na kogo nie popatrzyłby obiektywnie, a jednocześnie – co jest piękne i wyjątkowe – z miłością. Tu nie ma „dobrych, złych i brzydkich”, są za to „zagubieni, poranieni, pełni nadziei i z dobrą intencją”.
Spielberg zadedykował film swoim rodzicom i może dlatego wszystkie wątki rodzinne ujął w zaskakująco czuły i uważny sposób. W rezultacie oglądamy dramat, który rozpala w nas wiarę w życie bez względu na wszystko. Jeśli ktoś jest fanem Spielberga albo po prostu lubi filmy czy nawet seriale budzące nostalgię za dzieciństwem, jak np. kultowe „Cinema Paradiso” czy „Cudowne lata” z lat 80., to pod koniec roku powinien koniecznie poznać i „Fabelmanów”. „Polecamy ten pełen humoru, wzruszający, świetnie grany (Michelle Williams jako matka, Paul Dano jako ojciec!) i bardzo dobrze zrealizowany film. Jak rzadko mamy okazję zobaczyć na ekranie kulturalną, inteligentną rodzinę, związaną ze sobą uczuciowo i wobec siebie lojalną”, podkreśla zainspirowana dr Bogna Lewtak-Baczyńska z redakcji Presto. Film został zrealizowany wraz z ulubionymi współpracownikami reżysera, takimi jak: Michael Kahn (montaż), Janusz Kamiński (zdjęcia) czy John Williams (muzyka) i mimo na pozór „błahej” tematyki od pierwszej do ostatniej minuty wciąga i trzyma w napięciu. A co najważniejsze, „Fabelmanowie” uzupełniają naszą wiedzę na temat tego, co stoi u podstaw talentu i umiejętności filmowych Spielberga – dorastał w rodzinie etycznej, pełnej zainteresowań naukowych i artystycznych, to budujące.
Zupełnie inne kino prezentuje Ruben Östlund w swoim filmie „W trójkącie”, który do polskich kin oficjalnie wejdzie 6 stycznia 2023. Jest to bardzo gorzka satyra na sztucznie utworzoną hierarchię i nierówności społeczne, na obłudną żądzę luksusu, swoista metafora współczesnego świata, zjadanego przez różne siły i rekiny show-businessu. Obraz, nagrodzony m.in. Złotą Palmą w Cannes i Europejską Nagrodą Filmową, śmieszy do łez, ale i zmusza do myślenia. Choć sporo jest w nim scen, które mogą wzbudzić naszą odrazę, choroba morska pasażerów odbywających luksusowy rejs zostaje pokazana aż nazbyt szczegółowo… Lecz nawet jeśli nie wszystko w tym filmie wzbudzi w nas aprobatę, to i tak znajdziemy w nim coś dla siebie, mnóstwo tutaj trafnych spostrzeżeń, świadczących zarazem o wielkiej odwadze cywilnej reżysera. Cóż, być może sztuka pozwala nam na więcej. I tak rosyjski kapitalista pije z amerykańskim komunistą, seksowny model wybiera sobie równie sexy modelkę, po czym na każdym kroku ją dyskredytuje w imię rzekomej równości płci, małżeństwo starszych państwa ma na sumieniu biznes militarny i uroczo wyznaje sobie miłość aż po grób, z nostalgią wspominając, jak to przetrwało „trudne” czasy nawet wtedy, gdy do wszystkiego zaczęło się mieszać ONZ (!)… i cóż z tego, że broń wymierzona może zostać w końcu i w nich samych! Mało tego – zamożni klienci wywierają na obsługę presję, aby wzięła wolne i poszła popływać, bo bycie szczęśliwym (tak, jak to widzą bogacze, rzecz jasna) to rozkaz, nawet jeśli nie będzie komu pracować i dbać o bezpieczeństwo… słowem, wszystko zostaje postawione głowie i szampańska zabawa trwa. Znajdujemy się na jachcie, w którym dla pieniędzy załoga jest gotowa uprać żagle, których… nie ma. Do czasu – wreszcie dochodzi do katastrofy i ocaleją nieliczni, którzy będą musieli się nauczyć nowych norm i zasad współżycia. O przeżyciu zaczną wreszcie decydować umiejętności, spryt i zdolność adaptacji. Wszystkie relacje są zawsze uzależnione od potrzeb, są rodzajem transakcji – zdaje się udowadniać reżyser. Straszna to rzeczywistość, ale jednocześnie do bólu prawdziwa. Podczas seansu „W trójkącie” możemy przejrzeć się w ekranie niczym w lustrze i zapytać samych siebie, czy naprawdę się na taki świat zgadzamy i czy w ogóle mamy wybór.