Czy każdy nadaje się na księdza? [o filmie „Głos”]
„Najtrudniejsze było w ogóle do tego filmu doprowadzić, ponieważ ze względu na wybór tematu i miejsca – powołanie do zakonu męskiego – realizacja w pewnym momencie wydawała się niemożliwa”, opowiada Dominika Montean-Pańków o swoim filmie „Głos”.
„Naście zakonów odmówiło mi wstępu z kamerą – raz, że temat bardzo intymny, a dwa, że kobieta z kamerą za klauzurą (miejsce w zakonie męskim, gdzie nie może przebywać kobieta) była dla władz zakonów nie do pomyślenia. Aż wreszcie po prawie dwóch latach znalazł się jeden zakon, który nas wpuścił”, kontynuuje reżyserka. „Głos” (Polska, 2022) to film dokumentalny o młodych mężczyznach, niejednokrotnie chłopcach, którzy decydują się wstąpić do Nowicjatu Towarzystwa Jezusowego SJ w Gdyni. Nie każdy z nich na tej drodze wytrwa, jednak dla wszystkich będzie to ważna życiowa lekcja. Powody ich decyzji są różne, każdy z nich jest w innym punkcie życia.
„Wybrałam sobie nowicjat – czyli sam początek życia zakonnego dla kandydatów na zakonników – charakteryzujący się odcięciem kandydatów od życia, które prowadzili dotychczas: znajomych, telefonów, kontaktów z mediami społecznościowymi, internetu itd., to swoista pustynia dla nich, czas, w którym wyciszeni mogą podjąć decyzję, czy życie zakonne naprawdę jest dla nich, zostać lub odejść”, wyjaśnia Montean-Pańków. „I na samym początku tej drogi kandydatów do zakonu witała w progu kobieta z kamerą, a właściwie z operatorem, Wojtkiem Staroniem z kamerą. To wszystko było bardzo trudne i dla naszych bohaterów, i dla nas, twórców”.
Ostatecznie reżyserka dokonała bardzo ciekawego wyboru wypowiedzi, efekt jest imponujący. W filmie znajduje się też szereg scen zaobserwowanych zarówno w zakonie, jak i w domach rodzinnych bohaterów, dzięki temu oglądamy opowieść bliską życiu oraz przepojoną duchowością i tajemnicą, bardzo głęboką i dającą do myślenia.
„Co z tego filmu wyniosłam dla siebie? Film się zmienia z czasem, inaczej się go oglądało w styczniu, kiedy wypuszczałam go w świat, inaczej odbieram go teraz, po prawie roku od ukończenia”, opowiada Dominika Montean-Pańków. „Bardziej dla mnie wymierne stało się to, co wyniosłam z okresu zdjęciowego. Przez prawie dwa lata zdjęć w zakonie jezuitów w Gdyni, do którego jeździliśmy z Wojtkiem Staroniem (operatorem) oraz Piotrem Pastuszakiem (dźwiękowcem) przynajmniej raz w miesiącu na kilka dni, nauczyłam się cierpliwości wobec materii filmowej, dokumentalnej i człowieka w niej. Nie każde „dzianie” się, kiedy się dzieje tu i teraz przed kamerą, jest spektakularne. Czasami dopiero to „dzianie” się widać podczas żmudnego procesu przeglądania materiału filmowego i montażu”, tłumaczy.
Mocną stroną filmu są nagrodzone na Krakowskim Festiwalu Filmowym zdjęcia autorstwa Wojciecha Staronia oraz – również nagrodzony na KFF – montaż Milenii Fiedler, piękne są też skrzypcowe brzmienia wykorzystane w ścieżce dźwiękowej skomponowanej przez Adama Bałdycha, choć fragmenty fortepianowe dla mnie osobiście brzmią już mniej oryginalnie. Niemniej film jako całość jest bardzo spójny i pozwala nam zrozumieć tych, którzy udają się w odosobnienie, dołączają do zakonu, niejednokrotnie postanawiają żyć w celibacie i prowadzić życie księży. Aż szkoda, że dokument nie jest dłuższy i jeszcze bardziej wnikliwy, bo ogląda się go z autentycznym zaciekawieniem od początku do końca.
„W moim filmie jest dużo ciszy, medytacji, także zajęć prozaicznych, jak sprzątanie, mycie korytarzy, zwyczajności, ale w tym wszystkim gdzieś udało się Wojtkowi Staroniowi poprzez zdjęcia i Milenii Fiedler przez montaż wychwycić to, co dla mnie było w tym filmie najważniejsze i do czego zmierzałam od początku: metafizykę istnienia w określonej przestrzeni ludzkiego losu, który jest w niej zamknięty, jak owad w bursztynie, gdzie »tu i teraz« staje się na wieki”, konkluduje Dominika Montean-Pańków.
I muszę przyznać, że kiedy przyglądamy się bohaterom „Głosu”, którzy tak bardzo pragną doświadczyć obecności Boga, empatyzujemy z nimi bez względu na to, czy w zakonie pozostaną, czy też powrócą do normalnego życia, do kumpli z osiedla, pracy zawodowej, czy być może założą rodziny. Wydają się nam nadzwyczaj ludzcy, a jednocześnie kierowani uniwersalną potrzebą odnalezienia właściwej drogi życiowej, do czego wszak potrzeba przestrzeni i wyciszenia. Na szczęście filmowi bohaterowie przez całą opowieść odbierają nauki od bardzo mądrego przewodnika, którego słów i widz słucha z uwagą. Pozostaje mieć nadzieję, że tak zdarza się nader często i gdy jedni poszukują drogi do Boga, drudzy – ci, którzy stają na tej drodze – przede wszystkim są gotowi w człowieku spotkać drugiego człowieka i pozwalać mu rozwijać się zgodnie ze swoim potencjałem, bez oczekiwań. Bo w rzeczy samej i w zakonie codzienność zdaje się nam być dziwnie znajoma – i są takie obszary zakonnego życia, czasem zupełnie prozaiczne, jak przygotowanie do procesji czy mszy, w których kandydatom-mężczyznom na księży musi pomóc z kobiecą starannością zakonnica. Dzień mija za dniem jak wszędzie. Tylko modlitw więcej. I świadomość poszukiwania.