Muzyka lekiem na jesień [Kevin Chen w Filharmonii Łódzkiej]
Wielokrotne ataki kaszlu podczas ostatniego koncertu świadczą już niestety o nieubłaganie zbliżającej się zimie. Nim jednak zabrzmiały w naszych domach utwory Corellego, ostatni koncert w Filharmonii Łódzkiej przyniósł nam jeszcze wakacyjne wspomnienia z nie tak dawno zakończonego festiwalu Chopin i Jego Europa – festiwalu nie tylko wielkich pianistów, ale też tych, na których muzyczna podróż jeszcze czeka.
Koncert 18 października rozpoczął przedstawiciel młodego pokolenia, 19-letni Kevin Chen, którego mieliśmy wcześniej okazję wysłuchać właśnie podczas wspomnianego festiwalu. Pianista przerwał ciszę na sali pierwszymi taktami IV Koncertu fortepianowego G-dur op. 58 Ludwiga van Beethovena i całkowicie oczarował publiczność swoją wirtuozowską techniką oraz mocno zachowawczą, lecz bezbłędną interpretacją. Jego gra miała w sobie spokój i nawet w niezwykle szybkich pochodach (przerażających swoją wirtuozerią niektórych młodych pianistów) słuchacz mógł zamknąć oczy i bez przeszkód chłonąć brzmienie fortepianu oraz orkiestry, energicznie prowadzonej przez swojego dyrygenta Pawła Przytockiego.
W pierwszej części zabrakło jedynie tak bogatej w tej kompozycji dynamiki, która wraz z początkiem drugiej części „pognała” nieco zbyt pospiesznie do niezwykle efektownego Rondo. Vivace. Intensywne fragmentami forte nie wpływało jednak na przykrycie fortepianu przez orkiestrę i tworzyło spójną całością.
Po przerwie usłyszeliśmy III Symfonię d-moll WAB 103 Antona Brucknera, którego dwusetną rocznicę urodzin obchodziliśmy we wrześniu tego roku. Kompozytor zadedykował ten utwór jednemu ze swoich ulubionych twórców: Ryszardowi Wagnerowi. Inspiracje widać oczywiście w partyturze, specyficznej harmonii i zagęszczeniu motywów. Słychać je było także w wykonaniu tego utworu przez orkiestrę FŁ, której energiczne, długie kulminacje i potężna dynamika oddawały „wagnerowskiego” i „brucknerowskiego” ducha. Duch ten zaistniał również w licznych bitwach stoczonych przez sekcję dętą. Warto bowiem wspomnieć, że symfonia ta nie należy do „najwygodniejszych”, również przez wzgląd na ważne motywy poświęcone instrumentom dętym blaszanym.
Dla wszystkich „zasłuchanych” i wyleczonych z jesiennej chandry mam dobrą wiadomość. Czeka nas jeszcze kilka spotkań z Brucknerem w Filharmonii Łódzkiej i mam nadzieję więcej takich koncertów, interpretacji, energii na scenie.