Muzyka koi mnie [utwory które pomagają zasnąć]
Sen ma ogromne znaczenie – w życiu, w funkcjonowaniu, w leczeniu. Jeśli zmagacie się z czymś w ciągu dnia, spokojny, głęboki sen będzie trudny do osiągnięcia, dlatego warto pomóc sobie muzyką. Oto kilka utworów, które pomogą Wam zasnąć.
Jak podaje Wikipedia – bo czemu by od niej nie zacząć – sen to „stan czynnościowy ośrodkowego układu nerwowego, cyklicznie pojawiający się i przemijający w rytmie dobowym, podczas którego następuje zniesienie świadomości i bezruch”. Zniesienie świadomości i bezruch wydają mi się tu kluczowe – i najtrudniejsze zarazem. Zwłaszcza ten bezruch. Jako osoba w notorycznym rozedrganiu, pędzie, robieniu kilku rzeczy naraz, nieustającej gonitwie myśli bezruchu się boję, bo go nie umiem osiągnąć. Nawet kiedy odpoczywam w weekend, to robię kilka rzeczy jednocześnie – oglądam serial, pilnuję obiadu, robię pranie i gram na telefonie w jakąś głupią gierkę. Bezruch i zniesienie świadomości to więc coś, co uzyskuję wielkim wysiłkiem. I pomaga mi w tym muzyka.
Czym jest muzyka? Fizycznie to po prostu fale, które trafiają do naszego mózgu i wywołują w nim jakieś reakcje. Można powiedzieć, że muzyka może podziałać tak samo, jak masaż, bicze wodne, wystawienie się na wiatr czy poklepywanie po plecach. Tylko że muzyki realnie nie widać ani nie czuć. Oddziałuje na nas na poziomie emocjonalnym i trudno wytłumaczyć, dlaczego jakiś utwór może jednocześnie wzruszyć jedną osobę i śmiertelnie znudzić, a nawet rozdrażnić inną. Badania nad wpływem muzyki na nasz mózg trwają od dziesięcioleci. Wbrew pozorom nie zawsze polega to na tym, że naukowiec siedzi z podmiotem i słuchają na przemian symfonii i heavy metalu. Często badani są wystawiani po prostu na różne fale dźwiękowe – skrajne, łączone, przyjemne lub nie – a naukowcy obserwują reakcje neuronowe w mózgu. Mało ma to wspólnego z „reakcją na muzykę”, która przecież nie musi być czysto fizyczna czy chemiczna, ale jest też uwarunkowana czynnikami zewnętrznymi, takimi jak nasz nastrój, nasza osobista historia, ogólne upodobania, wychowanie, miejsce i tak dalej…
Dlatego też nie podepnę Was, ani nawet siebie, pod żadne urządzenie i nie sprawdzę, w którym momencie Wasz mózg postanowi się wyciszyć. Po prostu zaproponuję Wam kilka utworów, które moim zdaniem mają zdolność „zniesienia świadomości” i ułatwienia „bezruchu”, czyli po prostu pomocy w osiągnięciu spokojnego snu.
Nie bez powodu utwory te związane są z jednym konkretnym nurtem muzycznym, czyli minimalizmem. Muzyczny minimalizm, tak jak ten plastyczny czy nawet w kwestii dekoracji wnętrz, zakłada odrzucenie intelektualnie skomplikowanych i nieprzejrzystych form. Tak naprawdę minimalizm odrzuca właściwie wszystko – łącznie z klasyczną równowagą, antycznym pojęciem piękna, a nawet dwudziestowiecznym eksperymentem z równoważnością wszystkich dźwięków. W minimalizmie muzycznym najważniejsza jest prostota, powtarzalność małych motywów, łatwa do zrozumienia harmonia i rytm, który – w moim odczuciu – „wgrywa się” w rytm naszego oddechu. Nic dziwnego, bo minimalizm często czerpie z muzyki kultur pozaeuropejskich, głównie azjatyckich i afrykańskich, które w swych pierwotnych cechach są przecież minimalistyczne. Oparte na powtarzalnym rytmie bębnów czy innych instrumentów nie-melodycznych dźwięki towarzyszyły człowiekowi w codziennej pracy, świętowaniu, modlitwie.
Sen ma ogromne znaczenie – w życiu, w funkcjonowaniu, w leczeniu. Jeśli zmagacie się z czymś w ciągu dnia, spokojny, głęboki sen będzie trudny do osiągnięcia, dlatego warto pomóc sobie czymś, co bezinwazyjnie pogłębi Wasz relaks i wyciszy umysł.
Sprawdźcie, czy któraś z propozycji pogłębi Wasz sen.
HAEVN – WHERE THE HEART IS
Utwór Haevn można powiedzieć, że otrzymałam w prezencie od przyjaciółki. Gdy usłyszała o moich problemach ze snem i gonitwie myśli, wysłała mi link do tej kompozycji. Delikatny fortepian z kolistymi motywami miarowo kołysze do snu i uspokaja. Łagodny głos wokalisty gładzi zmysły, a słowa „You are falling to the stars” nasuwają w wyobraźni obraz łagodnego unoszenia się w przestworzach.
BIOSPHERE – POA ALPINA
Minimalizm w najczystszej formie, a zarazem przepiękny przykład głębokiego ambientu. Geir Jenssen pochodzi z Norwegii, nic więc dziwnego, że jego elektronika brzmi powietrzem, chłodem, przestrzenią, ciemnością. Tak – brzmi. Bo Jenssen na całym albumie Substrata udowadnia, że nawet wrażenia mogą mieć swoje brzmienie i formować w naszym umyśle obrazy abstrakcyjnych, miękkich kształtów, przepływających powolnie przez ciemne niebo. Do Biosphera zasypiałam wiele lat. Delikatny, melodyjny motyw wprowadzał mnie w lekkie kołysanie, a łagodne, ledwo słyszalne smyczki w tle otulały niepostrzeżenie. Do całkowitego wyciszenia polecam całą Substratę, przy której stan medytacji nabiera zupełnie nowego wymiaru.
MICHAŁ ŁANUSZKA – KOŁYSANKA NA DWIE GŁOWY
Kołysanka… dotarła do mnie podczas mojej wędrówki przez Irlandię i codziennie towarzyszyła mi podczas odpoczynku w namiocie targanym wiatrem i smaganym nagłymi deszczami. Głęboki głos Michała szepcze nam do ucha słowa miękkie, dobre, otulające, a towarzyszą mu zaledwie zaznaczona harmonia i fortepianowe brzdąknięcia. To prawdziwa kołysanka, bo nawet muzyka układa się tu w rytm delikatnego gładzenia po głowie. Michał śpiewa intymnie, a jego głos przenika przez głowę i rozchodzi się po ciele jak ciepłe kakao.
Posłuchaj TUTAJ
IMOGEN HEAP – CLIMB TO SAKTENG
lbum Sparks Imogen Heap to w moim odczuciu majstersztyk poetycko-muzyczny. Każdy utwór to historia, przemyślana i pięknie opowiedziana. W Climb to Sakteng Imogen oddaje się wrażeniom i oddechowi. Delikatne wokalizy zdają się być wyśpiewywane zgodnie z rytmem wdechów i wydechów. Fortepianowe pasaże naśladują krople rosy czy deszczu, a każdy kolejny instrument ma swoje unikatowe miejsce w tej muzycznej konstrukcji – głębokie, świetliste i ulotne jak wrażenia podczas wspinaczki w górach. Na to wszystko nakłada się rytm – „wysapywany” oddechem i wybijany różnymi grzechotkami. Realistyczna wokaliza tybetańskiego przechodnia dodaje autentyczności, a wszystko zamykają pobrzmiewające na wietrze dzwoneczki. Ot, mała podróż w sen.
MAX RICHTER I INNE CHŁOPAKI
Na koniec – playlista dla miłośników klasyki i muzyki instrumentalnej. Minimalizm to Richter, Glass, Part i wielu innych. Dla mnie to muzyka zbyt emocjonalna, przepełniona jakimś napięciem i oczekiwaniem, które niewątpliwie nadawane jest przez samego wykonawcę kompozycji. Wam jednak może przypaść do gustu i odpłyniecie w toń fortepianowych motywów zapętlonych wokół jednego dźwięku. Jeśli już zakosztujecie w minimalizmie i postanowicie zaprosić go na stałe do swojego relaksu, nie zapomnijcie o pierwszej części II Koncertu Fortepianowego Wojciecha Kilara. Można odpłynąć. Ale to już temat na inne zestawienie…