Mona Lisa - najdroższa kobieta świata
Many dreams have been brought to your doorstep…
Wiele marzeń przyniesiono w twoje progi…
(Nat King Cole, Mona Lisa, sł. Jay Livingstone i Ray Evans, 1949)
Tak, to Mona Lisa. Portret florenckiej pani (Mona to po włosku pani, dama), która pozowała Leonardowi da Vinci do portretu malowanego przez wiele lat, a rozpoczętego 520 lat temu.
To wciąż najsłynniejszy obraz na świecie. Bezcenny. Ale to nie tylko dzieło Leonarda, to portret kobiety, który spowodował, że napisano na jej temat tysiące tekstów. Mona Lisa stała się wbrew sobie ikoną, ale też celem i obiektem pożądania. Czy sekret tego obrazu tkwi w jej enigmatycznym uśmiechu, czy w sposobie, w jaki na nią patrzymy?
Odrobina historii
Kim była Mona Lisa? Wciąż trwają badania biografów Leonarda oraz historyków sztuki. Wszyscy chcą odkryć jej prawdziwą tożsamość. Wielu z nich fantazjuje na temat Lisy, wymyślając coraz to bardziej niewiarygodnie hipotezy. Wszystko jednak wskazuje na to, że przedstawioną na obrazie kobietą jest Lisa Gherardini, żona Francesco del Giocondo. Ten florencki handlarz tkanin był także klientem zlecającym Leonardowi zamówienie, być może z okazji przeprowadzki rodziny do nowej rezydencji albo z powodu narodzin w 1502 roku ich drugiego syna.
Książka Giorgio Vasariego, opublikowana w 1550 roku, zawiera w sobie fragmenty tekstu, które w pewien sposób o tym świadczą: „Leonardo zobowiązał się do namalowania portretu żony Francesca del Giocondo, Mony Lisy […]. Mona Lisa, była bardzo piękną kobietą. Kiedy ją portretował, kazał muzykom grać lub śpiewać i nieustannie prosił błaznów, by ją zabawiali, aby usunąć tę melancholię, jaką zwykle daje malowanie portretów…” Giocondo oznacza po włosku szczęśliwy, wesoły, stąd pewnie starania Leonarda, by modelka uśmiechała się na obrazie. Opis portretu w Żywotach najsławniejszych, malarzy, rzeźbiarzy i architektów Vasariego być może jest nieprawdziwy. Wielu szczegółów (jak na przykład brwi modelki) w ogóle nie ma na obrazie. Możliwe, że Vasari, opisując obraz 30 lat po śmierci da Vinci, wcale nie widział dzieła?
Portret przedstawia młodą kobietę, która siedzi na krześle. Jej ułożone dłonie spoczywają na widocznej u dołu obrazu poręczy krzesła. Modelka jest ukazana w pozie trzy czwarte. Gdyby siedziała prosto, widzielibyśmy tylko jej profil, ale ona zwraca się w stronę widza. Ma ciemne włosy, przykryte przezroczystym welonem, i równie ciemne oczy, nad którymi, co ciekawe, nie widać brwi. Brak widocznych brwi u kobiety pozwolił wysnuć hipotezę, że zgodnie z panującą w XVI wieku modą usunęła je, aby stworzyć wrażenie bardzo modnego wysokiego czoła. Jednak podczas badań obrazu w 2007 roku naukowcy odkryli, że pierwotnie na obrazie brwi były widoczne. Prawdopodobnie z czasem wyblakły na obrazie. Czyli opis Vasariego może być prawdziwy! Jego informacje o obrazie nie byłyby tak wiarygodne, gdyby nie wydarzenie z 2005 roku. Na marginesie dzieła Cycerona, przechowywanego w bibliotece Uniwersytetu w Heidelbergu, datowanego na październik 1503 roku, odkryto notatkę napisaną przez Florentczyka, Agostino Vespucciego. Autor informuje nas, że Leonardo nigdy nie kończył swoich dzieł, ale przede wszystkim notuje, że artysta malował wówczas „twarz Lisy del Giocondo”, co zdaje się zamykać odwieczny spór o tożsamość kobiety przedstawionej na arcydziele z Luwru.
Fałszywe wiadomości, które regularnie pojawiają się wokół portretu, podsycają mit Mony Lisy. A im jest on większy, tym więcej zmyślonych opinii i dywagacji. Jedna z teorii mówiła nawet, że Mona Lisa jest ukrytym autoportretem samego da Vinci, ale trzeba przyznać, że to wyjątkowo absurdalne przypuszczenie. To błędne koło podsycające legendę, jak również informacja o tym, że Lisa była kochanką księcia Giuliano di Medici lub sugestia, iż sportretowany został adoptowany syn Leonarda, Salai, przebrany w kobiece szaty. Obraz staje się przez to dla nas jeszcze wspanialszy i odsłania tajemnice, które w istocie dalej pozostają nieodkryte. W ten sposób ciągle mówimy o tajemniczej Lisie, a ona staje się nieśmiertelna.
Sfumato
Mona Lisa została namalowana techniką olejną na desce o wymiarach 77 × 53 cm. Rozgłos, jaki obraz zyskał od XVI wieku, nie jest przypadkowy. Ekspresyjność portretu wiele zawdzięcza zastosowanej przez mistrza technice sfumato, która, zmiękczając linię rysunku, zaciera kontury i roztapia cienie, dając efekt rozmycia. Sfumato (zamglone, zadymione) to technika polegająca na kładzeniu wielu warstw półprzeźroczystego medium (u Leonarda były to zapewne warstwy oleju z odrobiną ochrowego pigmentu). Kierując się renesansową filozofią, artysta chciał wykreować dzieło dorównujące tym, które tworzy natura. Kluczowym aspektem w postrzeganiu zjawisk wzrokowych był dla niego cień. Stosując rozmycie (szczególnie w okolicach oczu i ust), nie dawał jednoznacznej odpowiedzi na to, jak postrzegać postać przedstawioną na obrazie. Nie bez powodu uśmiech Lisy jest odbierany jako enigmatyczny. Zastosowanie sfumato umożliwia odbiorcy wejście w przestrzeń filozoficznego doświadczenia. Dzieło staje się portalem do innego, nieznanego świata. Renesansowy ideał w malarstwie to także dążenie do perfekcji i ciągłe doskonalenie swoich umiejętności. Leonardo da Vinci, stosując wiele warstw farby olejnej i dbając o najmniejszy detal na obrazie, był tego wspaniałym uosobieniem. Kolejne warstwy farby nakładał bardzo delikatnymi pędzlami. Badacze obrazu naliczyli ponad sto pięćdziesiąt cieniutkich warstewek, z których każda musiała doskonale wyschnąć, by móc nałożyć następną. Intrygujący uśmiech Lisy od dawna jest tematem wielu debat i do tej pory nie wiadomo, co miał oznaczać. Hipotezy mówią o ukrywającym się za tym uśmiechem stanie błogosławionym modelki (która według innych biografów właśnie urodziła drugiego syna), cechach boskich tej dwudziestoparoletniej dziewczyny czy wyrazie dumy bądź antycznej harmonii. Nieokreśloność i zagadkowość tego dzieła świadczy o jego dużej uniwersalności. Odbiorca może sobie pozwolić na dowolną interpretację. Brak ostrych konturów, silnie nasyconych barw i trudność rozpoznania poszczególnych elementów powodują, iż atmosfera na obrazie jest bajkowa, oniryczna i tajemnicza. Cechą charakterystyczną dzieła jest także to, że z którejkolwiek strony nie stanęlibyśmy przed Moną Lisą, to zawsze będzie ona patrzyła wprost na nas. Ponadto da Vinci posłużył się techniką oszukującą zmysł widzenia, wykorzystując do tego cienie rzucane przez kości policzkowe. Dzięki temu uśmiech kobiety staje się bardziej widoczny, gdy patrzymy na jej oczy, a znika po skierowaniu wzroku bezpośrednio na jej usta. Gdyby nie ten charakterystyczny uśmiech, powyższy opis dałoby się przypasować do większości kobiecych portretów. Ale Mona Lisa jest tylko jedna. Portret namalowany przez Leonarda stara się przekroczyć fizyczny wygląd modela, aby przeniknąć jego psychologię i dotknąć metafizyki. Ci, którzy w XVI wieku mieli okazję zobaczyć dzieło w pracowni Leonarda, już wtedy byli zachwyceni. Świadczą o tym między innymi wykonane kopie, poczynając od rysunku Raphaëla około 1504 roku czy jego portretu Maddaleny Doni datowanego na ok. 1506 rok. Obydwie prace bardzo przypominają portret Lisy, jeśli chodzi o pozę modelki i kompozycję.
Sława
Portret Mony Lisy należy do czołówki najsłynniejszych dzieł w historii sztuki. Ten niewielkich rozmiarów portret jest jednocześnie wielkim dziełem artystycznym. Monumentalnym wręcz zważywszy na to, ile uwagi poświęca mu się od przeszło 500 lat. Mona Lisa zapewniła Leonardowi trwałe miejsce w historii, a sobie nieśmiertelność. Co sprawiło, że stała się tak sławna i rozpoznawalna? Jest mnóstwo portretów, kunsztownie wykonanych, przedstawiających często bardzo znane postaci, które nie wywołują takiego zainteresowania. Dlaczego to właśnie obok mieszkającej w Luwrze Mony Lisy nie można przejść obojętnie? Według współczesnych kanonów piękna – czymkolwiek one dokładnie są – trudno też tę jedną z najbardziej rozpoznawalnych kobiet w historii określić mianem pociągającej czy idealnej. Ponadto obraz nie niesie za sobą politycznego przesłania, nie opowiada też żadnej konkretnej historii. To tylko uśmiechająca się kobieta, która wywołuje niesamowite zamieszanie. Może od tego, co przedstawia obraz, ważniejsze jest, w jaki sposób zostało to ukazane? W tle rozpościera się dziwny krajobraz. Niezwykły, ponieważ prawdopodobnie w całości wymyślony przez artystę. Widać niespotykane formacje skalne, urwiska, wyschnięte koryto rzeki, jeziora na różnej wysokości, płynącą rzekę, nad którą wznosi się most. Pejzaż został ukazany w perspektywie powietrznej (w błękitach), co zwiększa iluzję głębi, w której ostre krawędzie poszczególnych elementów zacierają się. Swą niezwykłą tajemniczość obraz zyskał tak naprawdę dopiero w XIX wieku, gdy zaczęto patrzeć na Monę Lisę jak na femme fatale (kobietę upadłą), która próbuje zwabiać mężczyzn swoim uśmiechem i prowadzić do zguby. Dla krytyka, poety i opiumisty, Teofila Gautiera, była „pięknym sfinksem, który uśmiecha się tajemniczo, a jej bosko-ironiczne spojrzenie obiecuje nieznane rozkosze”. Innym drżącym z przejęcia francuskim krytykiem był Jules Michelet, który twierdził, że Lisa „fascynuje go i niepokoi dziwnym magnetyzmem, przyciągając i odpychając, pożerając i trawiąc. Zbliża się do niej wbrew sobie, jak ptak do węża”. Pojawiały się też takie opinie, że słynny uśmiech jest nieszczery i wymuszony, ponieważ na twarzy Lisy nie widać żadnych ruchów czy zmarszczek, typowo pojawiających się podczas uśmiechania. Takie sugestie powodowały, że zastanawiano się, czy Lisa nie chorowała, w wyniku czego część jej twarzy mogła być sparaliżowana. Są to oczywiście spekulacje niemające żadnego naukowego potwierdzenia.
Kolory obrazu i Mona Lisa z Prado
Co ciekawe, ten piękny, żółtosepiowy odcień obrazu, który dzisiaj widzimy, jest tylko wynikiem zastosowania warstwy zabezpieczającej. Werniks świetnie chroni malowidło, ale ma jedną, znaczącą wadę – z czasem żółknie. Kiedy więc Leonardo malował swoją słynną Lisę, na pewno użył innych kolorów. Jakich? Za podpowiedź można uznać znajdującą się w Hiszpanii kopię portretu. W 2011 roku w Muzeum Prado w Madrycie zainteresowano się portretem do złudzenia przypominającym słynne dzieło da Vinci. Oczyszczenie obrazu z warstw werniksu pokazało, że portret z Prado jest nie tylko jakąś kopią, ale kopią, która powstała w tym samym czasie, co oryginał i to prawdopodobnie w warsztacie Leonarda. Autorem kopii mógł być jeden z jego uczniów. Mona Lisa z Luwru nigdy nie była poddana renowacji. Już w 1625 roku skarżono się, że obraz jest tak zniszczony, że niewiele na nim widać. Dzieło przesłania welon krakelury, czyli warstwa werniksu z tysiącami drobnych pęknięć. Usunięcie go by sprawdzić, co kryje się pod spodem, wymagałoby od konserwatora nie lada odwagi.
Podróże Mony Lisy
Leonardo nigdy nie rozstawał się z portretem Lisy. Nie oddał go panu Giocondo. Kiedy w 1516 roku przybył do Francji, zaproszony jako nadworny malarz przez Franciszka I, przywiózł z sobą ten obraz, który monarcha kupił w 1518 roku i umieścił go w swych łaźniach, które przypominały współczesne, prywatne baseny z salami jadalnymi, galeriami sztuki itp. W ten sposób obraz trafił do kolekcji królewskich, a następnie w 1797 roku do kolekcji nowopowstałego muzeum w Luwrze. Jednak w 1800 roku Napoleon, największy złodziej sztuki, nakazał zainstalowanie dzieła w swoich apartamentach w Pałacu Tuileries, gdzie pozostawało aż do powrotu do Luwru w 1804 roku. Ten portret nie został wystawiony natychmiast po przybyciu do muzeum. Minęło wiele lat, zanim wzbudził wystarczające zainteresowanie i został pokazany publiczności. Następnie przez ponad wiek przebywał w galerii otoczony innymi, chętniej oglądanymi obrazami.
W 1911 roku włoski szklarz, pracownik Luwru, wyniósł bez najmniejszego problemu obraz z muzeum. Przez dwa lata nie znajdowano miejsca pobytu dzieła. Zniknięcie Lisy poruszyło cały Paryż, mieszkańcy starali się nawet wesprzeć w poszukiwaniach policję, rozdając ulotki lub pisząc wymowne nekrologi w gazetach. Pod Luwrem natomiast tworzyły się codziennie długie kolejki pielgrzymów przybywających oddać hołd pustce, jaka pozostała w miejscu portretu pięknej Lisy. Podejrzewano o kradzież Picassa, a także poetę Apollinaire’a, którego nawet aresztowano. Dopiero zimą 1913 roku do dyrektora florenckiego muzeum Uffizi zgłosił się antykwariusz, Alfredo Geri. Skupował on dzieła sztuki i jego podejrzenie wzbudził list, który dostał w odpowiedzi na ogłoszenie zamieszczone w gazecie. Razem z Giovannim Poggim, dyrektorem Uffizi, udał się na umówione miejsce i oto po dogłębnej analizie okazało się, że przed ich oczami leży zguba. Niezwłocznie zawiadomiono policję.
Dwa lata piękna Lisa spędziła w ukryciu, leżąc w walizce z podwójnym dnem pod łóżkiem szklarza. Była tam do czasu, aż podjął decyzję o opuszczeniu Paryża i wyjeździe do Włoch. Po dwutygodniowym tournée po Włoszech, 30 grudnia 1913 roku obraz wrócił pociągiem pospiesznym na swoje miejsce. Od tej pory był już pilnie strzeżony. Mona Lisa nie należała jeszcze do najsławniejszych dzieł Luwru. To ta niezwykła kradzież sprawiła, iż portret stał się znanym na całym świecie arcydziełem. Ledwie wróciła do Luwru, znowu musiała wyjechać z Paryża. Była to wyprawa potajemna, ale tym razem za zgodą kustosza muzeum, który odważył się zorganizować tę eskapadę. Aby chronić obraz, przez całą I wojnę światową ukrywano go w Bordeaux, a następnie w Tuluzie. Do Luwru wróciła dopiero w 1918 roku. Miała tylko 20 lat na odpoczynek, bo II wojna światowa znowu doprowadziła ją do wygnania, by mogła się uratować przed grabieżą nazistów. Tym razem schroniła się w zamkach Chambord i Amboise w Montauban, ale także w Quercy. Wróciła do Luwru w 1945 roku. Po kradzieży Mona Lisa zawsze podróżowała potajemnie. Została wielką podróżniczką stulecia.
Mona Lisa dzisiaj
Historia Giocondy – bo tak też nazywa się piękną modelkę Leonarda – to fakty, czasem niewiarygodne i wiele fikcji tworzonych od podstaw. Udaremniając wszystkie zaklęcia historii, Mona Lisa nigdy nie przestała wymyślać siebie na nowo. Życie tego obrazu jest naznaczone wydarzeniami historycznymi, ale także kilkoma atakami wandalizmu, co jest znakiem, że nie jest to tylko obraz, ale że Mona Lisa stała się symbolem. Wszystko to przyczynia się do powstania mitu.
Portret Lisy wisi – pod bardzo ścisłym nadzorem – w sali 711 skrzydła Denon Muzeum Luwru w Paryżu. Obraz jest trudny do podziwiania i analizy ze względu na osłonę ze szkła pancernego oraz tłumy turystów, którzy tłoczą się tam z telefonami w dłoniach, aby uwiecznić ikonę sztuki na własnym zdjęciu. Nieważne, że są setki albumów, tysiące fotografii w mediach. Do obrazu jak do Mekki ciągnie niekończący się tłum turystów. To już nie tylko arcydzieło renesansowego malarstwa. Wielu wręcz o tym nawet nie myśli, patrząc na obraz ledwo widoczny ponad tłumem. Podobno, jak twierdzi jeden z biografów Leonarda – Martin Kemp, który stał przed obrazem twarzą w twarz (bez szyby!), „…zobaczyć Monę Lisę tak, jak prezentowana jest w Luwrze, to nie zobaczyć jej w ogóle…”. Większość zwiedzających może nawet myśleć, że obraz jest kopią. Nie ma to jednak żadnego znaczenia, poza etycznym, dla milionów ludzi, którzy pragną wierzyć, że zobaczyli oryginał. Siłą Lisy jest dzisiaj przede wszystkim popularność, ikoniczność. Do każdego dzieła sztuki podchodzimy, mając pewne oczekiwania. Gdybyśmy ich nie mieli, nie stalibyśmy przed nim. Z Lisą związanych jest mnóstwo oczekiwań, a niektóre z nich są bardzo silne. Najbardziej zobowiązuje być może świadomość, że to najsłynniejszy obraz świata, a może i najbardziej znany wizerunek. Niektórzy wychodzą z Luwru zawiedzeni. Nie tylko nie mogli przyjrzeć się dokładnie obrazowi, odgrodzeni szybą, tłumem i barierką, lecz zaskoczeni niewielkim rozmiarem portretu doszli do wniosku, że dzieło jest przereklamowane, że Mona Lisa tak naprawdę znana jest dlatego, że jest znana. Patrzymy na nią przez popkulturową mgłę. Widzimy ją poprzez parodie, karykatury, komiksy, pamiątkowe kubki i magnesy na lodówkę. Mamy jej portret wszędzie – na koszulkach, majtkach, smartfonach, maskach antycovidowych, naczyniach, notesach, w pornografii, a nawet widzimy ją jako foremkę do wykrawania ciasteczek i zabawkę dla psów! Artyści – tak jak kiedyś Dali czy Duchamps – już nawet nie przerabiają portretu, domalowując wąsy czy goły tyłek. To już jest passé. Tak bawi się już tylko młodzież tworząca swoje miniobrazki w telefonach oraz twórcy reklam, pełnymi garściami zagarniając na użytek dobrej sprzedaży tajemnicę tego niezwykłego dzieła. To są już tylko żarty, w których nie ma nic z bluźnierczej pasji futurystów, z demistyfikacyjnej złości. Wszystko już się dokonało. Pozostała zabawa, w której liczy się nowy pomysł, jeszcze jedno przewrotne skojarzenie, jeszcze jedna aluzja. Są to niekończące się wariacje, dla których internet otworzył gigantyczne możliwości. Jedno w tym wszystkim jest pewne. Osobliwa kariera obrazu Leonarda stała się świadectwem przemożnej ludzkiej potrzeby kultowego wizerunku.
I chociaż portret Lisy tak naprawdę jest bezcenny, to dla mediów dokonano orientacyjnej wyceny obrazu. Podobno Mona Lisa mogłaby kosztować co najmniej 50 miliardów euro. Kto da więcej?