Wszystko będzie, jak być powinno [„Mistrz i Małgorzata” w Teatrze Muzycznym w Gdyni]
„Mistrz i Małgorzata” w Teatrze Muzycznym im. Danuty Baduszkowej w Gdyni w reżyserii Janusza Józefowicza to odważny i przepełniony wspaniałą muzyką spektakl. Widzowie mogli przeżyć historię, która w dzisiejszych czasach szczególnie budzi emocje.
Przyszło nam żyć w niezwykle trudnym okresie, dobie strachu, niepokoju i poczucia utraty wolności, dlatego akcja i problematyka spektaklu uderzyły z podwójną siłą. Dzieło literatury rosyjskiej, na kanwie którego spektakl powstał, choć dzisiaj budzi mieszane i kontrowersyjne uczucia, ma jednak głęboko zakorzenioną tradycję i przeszłość niepozbawioną pierwiastka radzieckiej cenzury. Początki powieści Bułhakowa to m.in. potajemne odczyty, wstrzymywane druki czy niszczenie egzemplarzy. Jednak i w tamtych czasach nie brakowało entuzjastów literatury niebojącej się mówić o rzeczach istotnych. Tak też stało się i teraz. Gdyński Zespół przeniósł na deski akcję powieści, ale poprzez muzykę, śpiew, znakomitą grę aktorską i ruch sceniczny pokazał znacznie więcej.
Skomponowana przez Janusza Stokłosę muzyka budowała napięcie, wzmacniała, ilustrowała, a kiedy trzeba stawała się tłem wydarzeń, idealnie korespondując z tekstami autorstwa Andrzeja Poniedzielskiego. Orkiestrę Teatru znakomicie poprowadził Dariusz Różankiewicz.
Najważniejszym elementem spektaklu byli jednak soliści. W rolę Mistrza wcielił się znakomity Jakub Brucheiser, który dysponował wyjątkowo ciepłą barwą głosu, wypełnioną alikwotami, z dbałością o emisję i impostację łagodnie prowadził frazy wokalne. Głos o subtelnym brzmieniu znakomicie połączony był z grą aktorską i ściśle z nią współistniał. Kreując rolę tytułową, sprostał wyzwaniu, oddając się jej z zaangażowaniem.
Partię Małgorzaty wykonała Beata Kępa, artystka obdarzona interesującą, nieco matową barwą głosu, która silnie korespondowała z charakterem kreowanej postaci. Enigmatyczna, dostojna, eteryczna Małgorzata, zjawiskowa w partiach solowych, jak i duetach, oczarowała również grą aktorską i ruchem scenicznym. Zmysłowa królowa balu, o doskonałej sylwetce, gracji w sposobie poruszania się, niezwykłej sensualności z pewnością zostanie zapamiętana przez gdyńską publiczność. W roli Piłata wystąpił Krzysztof Kowalski, który dysponował głosem o ciemnej, charakterystycznej barwie. Na szczególną uwagę zasługuje Krzysztof Wojciechowski, który wcielił się w rolę Mateusza Lewity. To artysta o niebywałych umiejętnościach wokalnych, którymi wywołał chyba najsilniejsze emocje wśród publiczności. Gra aktorska, dbałość o każdy jej element uczyniła Lewitę postacią, o której nie można zapomnieć. Fraza „…ja cię przeklinam, przeklinam cię, Boże…”, tuż u stóp ukrzyżowanego Jeszuy (Maciej Glaza), wykonana w wydającej się nie mieć końca fermacie, z pewnością u niejednego wywołała dreszcze.
Ogromnym kunsztem aktorskim wykazał się występujący gościnnie Robert Gonera, który wcielając się w rolę Wolanda, jak przystało na diabła, intrygował, kusił, bawił słowem, tworząc szatański portret obojętnego, pewnego siebie, wszechwiedzącego obywatela. Gonerowski Woland, jak i on sam, obsypany został gromkimi brawami przez gdyńską publiczność podczas ukłonów końcowych.
Ciekawą i niezwykle odważną rolę wykreowała również Karolina Trębacz (Hella) należąca do piekielnej świty, piękna i wierna towarzyszka Wolanda, która z burzą rudych włosów, półnaga, kokieteryjnie ubrana, przechadzała się po scenie, emanując pikanterią, którą przypisać można tylko asystentce diabła…
Filip Bieliński jako Iwan Bezdomny również stanął na wysokości zadania, prowadząc swoją partię aktorską niezwykle dynamicznie i konsekwentnie.
Należy wyróżnić także cały zespół wokalny TM oraz tancerzy, którzy poprzez choreografię oraz feerię pulsujących barw i efektów budowali sceny zbiorowe. Spektakularnie kreowali radziecki klimat z „Międzynarodówką” na ustach i czerwonymi sztandarami. A choć dziś to kontrowersyjne, sztuka na kanwie powieści Bułhakowa silnie koresponduje ideowo z obecnymi czasami.
Scenografia autorstwa Andrzeja Worona mistrzowsko przeniosła nas w realia Moskwy stalinowskiej, z całym wachlarzem zarówno jej urokliwych zakątków, jak i tych bijących autentyczną brzydotą, a także Jerozolimy czasów Poncjusza Piłata. Przeniknięcie tych obu światów było uderzające. Prężnie działający mechanizm sceniczny w postaci licznych kurtyn, sceny obrotowej pozwolił na błyskawiczne i płynne zmiany scen. Spektakl nie był zamknięty tylko na scenie, bowiem akcja toczyła się również na widowni. Takie wyjście do ludzi jest czymś niezwykle odświeżającym w dobie pocovidowej, gdzie niemal każdy z nas spragniony jest kontaktu z drugim człowiekiem, a tym bardziej z artystami.
Dość komicznym elementem spektaklu były projekcje multimedialne wyświetlane po obu zewnętrznych stronach sceny. W porównaniu do pozostałych elementów sztuki były jej zdecydowanie najsłabszym ogniwem. Punktem burzącym nieco aurę spektaklu była projekcja filmowa ze sceną lotu na miotle, która przez swoją sztuczność, zbliżenia i nienaturalne ujęcia stanowiła jeden z nielicznych mankamentów widowiska.
Bardzo ciekawe były kostiumy Klaudii Filipiak. Wierne epokom i światom kreowanym w spektaklu, oddawały charakter postaci, styl ówczesnej mody. Nie sposób tutaj nie przywołać choćby strojów moskiewskich dziewcząt, puszystego Behemota czy zjawiskowej kreacji balowej Małgorzaty.
W dwuaktowym spektaklu można było odnaleźć się w światach Poncjusza Piłata, stalinowskiej Moskwy, cichych zaułkach, odrealnionych scenach magicznych. Machina wzajemnie napędzających się trybów Teatru Muzycznego w Gdyni jest sprawnie działającą, ale i przede wszystkim twórczą zbiorowością talentów i ciężkiej, codziennej pracy.
Zarówno Bułhakow na kartach swojej powieści, jak i artyści Teatru jasno wyartykułowali sprzeciw wobec zniewolenia i bierności społecznej. Udowodnili, że jedynie dobro i wierność sobie sprawią, że rzeczywistość będzie transparentna.
Problematyka „Mistrza i Małgorzaty” rozpatrywana w kontekście etycznym ma tak ponadczasową wartość i przesłanie moralne, że nie można przejść obok niej obojętnie – szczególnie dziś, w obliczu wojny. Walka Dobra i Zła jest bowiem odwiecznym starciem sił.