Mazowsze pod Giewontem
– relację z niedawnego koncertu kolędowego w Zakopanem zdaje
Anna Markiewicz
Zimowe Zakopane. Jaki obraz wyświetla nam się przed oczami? Ośnieżone góry, woźnice z sankami zaprzężonymi w konie, karczmy ozdobione światełkami, a może korki w okolicach wyciągów narciarskich? Wszystko to prawda, ale ten turystyczny raj to także świat kultury. Natężenie festiwali największe jest latem, ale i zimą jest czego posłuchać. Festiwal Kolęd, Pastorałek i Pieśni Bożonarodzeniowych „Dobrze, ześ się, Jezu, pod Giewontem zrodziył” ma w tym roku trzynastą edycję, lecz bynajmniej nie pechową. Przeciwnie, w Zakopanem występują do 2 lutego znakomici artyści, a wśród gwiazd z pewnością trzeba wymienić Państwowy Zespół Ludowy Pieśni i Tańca „Mazowsze” im. Tadeusza Sygietyńskiego. Zespół, o którym słyszał chyba każdy Polak, a na pewno cała Polonia, stęskniona za naszą kulturą. Ja miałam to szczęście, że 9 stycznia mogłam posłuchać mazowszańskiego kolędowania w Zakopanem na żywo.
Górale kochają Mazowsze
Szczerze mówiąc, wcale nie byłam tego taka pewna. Publiczność zakopiańskiego festiwalu stanowią głównie miejscowi, choć i turyści, którzy po całym dniu szaleństw na śniegu i na Krupówkach znajdą w sobie siły, by udać się na koncert. Serca tutejszych słuchaczy nie są łatwe do podbicia. Jeszcze przed koncertem zastanawiałam się – czy polubią opracowania kolęd tak inne od góralskiej nuty? Czy to nie jest wożenie drewna do lasu? A może znają je już od dawna i powitają zespół jak starych znajomych?
Już w autobusie zorientowałam się, że „całe Podhale jedzie na Mazowsze”. W gwarze rozmów przebijały się obawy o wolne miejsce w kościele. Sanktuarium na Olczy, gdzie odbywał się koncert, jest naprawdę duże, ale szybko się okazało, że i takie wnętrze zapełniło się zbyt szybko. Próżne moje nadzieje na miejsce siedzące, ale za to miałam świetny widok na wszystko, co się działo wokół.
A działo się, działo
Atmosferę radosnego oczekiwania na wejście artystów podkręcały dobiegające z podziemi dźwięki rozgrywającej się orkiestry, pospieszne przesuwanie dodatkowych krzesełek, by zyskać lepszą widoczność i ostatnie zmagania kamerzystów z materią techniczną. Chętnych, by filmować i fotografować wydarzenie, było naprawdę wielu. Wchodzili sobie w kadr, co skończyło się dosłownie złapaniem za plecy pewnego pana przez kamerzystę z telewizji i przestawieniem go w inne miejsce. Było to już w trakcie koncertu, nieszczęsny fotograf mógł więc tylko spojrzeniem wyrazić swój protest, wyglądało to komicznie.
Gdy w końcu zabrzmiała muzyka, wraz z nią rozpoczął się… quiz „Jaka to melodia?”. „Mazowsze” prezentuje kolędy we wspaniałych symfonicznych aranżacjach, które nieraz poprzedza introdukcja-zagadka. Kilka osób wokół mnie dobrze się bawiło, zgadując na głos, co teraz będzie. Zapowiedzi nie słuchali, zbyt zajęci strzelaniem fotek i nagrywaniem relacji. Nie zawsze więc typowali trafnie. Potem jednak ochoczo nucili gromieni spojrzeniem pozostałych. Atmosfera w „sektorach stojących” była trochę jak na jarmarku, ten i ów przytupywał na rozgrzewkę (do rytmu, górale są muzykalni), a dzieci podrygiwały na ramionach bohaterskich tatusiów.
Kolędy symfoniczne
Tymczasem na estradzie panowało pełne skupienie, by zaśpiewać, zagrać jak najpiękniej. Koncert w założeniu był promocją najnowszej płyty Mazowsza pod tytułem „Cantique de Noël”. Album zawiera kolędy z różnych krajów, m.in. francuską, rosyjską, ukraińską, a nawet islandzką. W Zakopanem natomiast publiczność mogła usłyszeć ich dużo więcej. Większość polskich, wiele w opracowaniach nowych, innych od tych, które na czarnych płytach goszczą jeszcze w tysiącach polskich domów. Lista autorów aranżacji i instrumentacji jest zbyt długa, by ją tu przytoczyć w całości, ale muszę wspomnieć kilku z nich. Tadeusz Niećko opracował m.in. „Cichą noc”, ale też moją ulubioną radosną kolędę rosyjską „Radujtiesa wsi ludije”, która kojarzy mi się z kreskówkami Disneya. Mieczysław Piwkowski to autor mazowszańskiej wersji „Bóg się rodzi” (ciekawostka, dziś ta kolęda jest wykonywana prawie dwa razy szybciej niż na starym nagraniu z lat 60.) i magicznej aranżacji kolędy „Mizerna cicha”. I wreszcie szef artystyczny zespołu „Mazowsze”, maestro Jacek Boniecki, nie tylko dyrygent, lecz także znawca orkiestrowej materii. Opracował m.in. rozpoczynającą koncert kolędę „Wśród nocnej ciszy”, która naprawdę przywołała wzruszającą atmosferę wigilijnego wieczoru. A także monumentalną francuską „Cantique de Noël” oraz, chyba najpiękniejszą tego wieczoru, kolędę „Gdy śliczna Panna” z solowymi partiami – skrzypiec (tę zagrała zaiste ślicznie koncertmistrzyni Izabela Jaskólska-Stańczak) i sopranu. Nie brakowało tego wieczoru momentów autentycznego, łapiącego za gardło wzruszenia widocznego wśród mniej rozbrykanej części publiczności. Wszystko razem idealnie się zgrało – miejsce, zimowa aura, repertuar i wspaniałe wykonanie.
Operowy sznyt
Przyszła pora, by wspomnieć solistów. Złoto najwyższej próby, głosy, które śmiało mogą wkroczyć na niejedną operową scenę. Każdy inny, każdy zapadający w pamięć i serce. Maria Babicz to zwyciężczyni II Ogólnopolskiego Konkursu Wokalnego im. Stanisława Jopka. Jej niezwykle lekki, słodki w barwie sopran w repertuarze kolędowym mógł zabłysnąć w całej swej naturalności i prostocie. „Ona jest z innego świata” – obwieścił pan obok mnie. I nie wiem, czy miał na myśli tylko ten głos, czy natchnione spojrzenie ogromnych ciemnych oczu wpatrzonych gdzieś w dal. Łukasz Karauda to wspaniały baryton, zwycięzca Międzynarodowego Konkursu im. Ady Sari w Nowym Sączu, bywalec światowych scen operowych z wszechstronnym repertuarem, charyzmą w głosie i geście. Ma w sobie coś niepokojącego, magnetycznego, przykuwa uwagę każdą nutą. Bardzo polecam zapoznanie się z zasobami nagrań tego artysty w internecie. Wybitny śpiewak ma już zajęte serce, ale jego głos można kochać bez ograniczeń. Trzeci z solistów wieczoru to tenor Andrei Baravik. Artysta polskiego pochodzenia, urodzony na Białorusi, od 2009 r. jest związany z Mazowszem jako solista chóru i wykonawca partii solowych w repertuarze zespołu. Jego głos i sceniczny image to sama radość, szczerość, witalność. Jeśli coś mnie zaskoczyło w odniesieniu do solistów, to niepotrzebnie, nienaturalnie podkręcone nagłośnienie. Raz doszło chyba wręcz do sprzężenia, bo przez krótką chwilę buczało. Szczególnie panowie dysponują tak potężnymi głosami o wybijającej się barwie, że była to przesadna troska o ich słyszalność.
Bez ograniczeń
Soliści nie mogliby pokazać całego uroku swoich głosów, gdyby nie wielkie wsparcie coraz liczniejszej w składzie orkiestry, jak i chóru. Ten czarował nie tylko świetnie zgranymi głosami, skalą ekspresji i dykcją, ale też urodą i wdziękiem. Orkiestra zaś… Powiem krótko, drżyj, konkurencjo. Mazowsze od dawna już nie jest ludową kapelą taką, jak ją pokazano w filmie „Zimna wojna”. To zespół o ogromnych możliwościach wykonawczych, skupiający świetnych, doświadczonych muzyków. Szef orkiestry coraz śmielej sięga zatem po repertuar daleko wykraczający poza muzykę ludową. W kolędach ta wszechstronność jak najbardziej się przydała, muzycy potrafili wyczarować każdą barwę i nastrój.
Góralu, niech będzie ci żal
…znów zaproś Mazowsze do hal! Doceniła je zakopiańska publiczność, nagradzając na koniec spontaniczną, długą owacją na stojąco. Część osób wstała już w trakcie wieńczącej występ kolędy „Bóg się rodzi” akcentując w ten sposób podniosły nastrój. Większość dotrwała do końca koncertu, choć zimno dawało się we znaki. Ja cieszyłam się, że mam śniegowce i rękawice na kożuchu, a kto chciał być elegancki, zmarzł na pewno. I chyba tylko dlatego zespołowi udało się zakończyć koncert bez bisów, latem na pewno artyści nie zostaliby „wypuszczeni na wolność” tak łatwo. Może podziałała też obietnica szefa zespołu, że Mazowsze jeszcze powróci do Zakopanego. Mam nadzieję, że burmistrz Leszek Dorula stanie na wysokości zadania i zaprosi tak gorąco przyjmowanych artystów ponownie. Na koniec koncertu spora grupa słuchaczy ustawiła się w kolejce po kolędowe płyty, a pozostali zajęli miejsce w korku, próbując wyjechać na główną drogę – prawie jak na Stadionie Narodowym.
Usłysz to sam
Na koniec mam dobrą wiadomość – koncert był nagrywany przez Telewizję Polską. Można będzie usłyszeć go raz jeszcze na antenie TVP3 w niedzielę 23 stycznia o godz. 20.30 (także na vod.pl). Polecam gorąco przeżycie tych emocji osobiście. Jak również śledzenie innych koncertów i spektakli. Na Facebooku zespołu można natrafić na transmisje niektórych z nich, co trudno przecenić w czasach czujności pandemicznej. Jest też kanał Mazowsza na YouTubie, który nie jest oczywiście kompletnym, jednak cennym archiwum dokonań zespołu.
Wszystkie zdjęcia wykorzystane w tym artykule pochodzą z archiwum zespołu Mazowsze.