Łukasz Długosz: Muzyka jest sztuką czasu
O wyzwaniach stojących przed wykonawcami muzyki Krzysztofa Pendereckiego, o specyfice prawykonań a także o tym dlaczego każde wykonanie jest osobnym dziełem z flecista Łukaszem Długoszem rozmawia Igor Torbicki.
Łukasz Długosz wykona Koncert na flet i orkiestrę Krzysztofa Pendereckiego 21 listopada 2023 r. o godz. 20:00 podczas Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Europy Środkowo-Wschodniej Eufonie
Koncert fletowy Krzysztofa Pendereckiego, który wykonasz na nadchodzącej edycji Festiwalu Eufonie, powstał w 1992 roku. Był to specyficzny czas w twórczości tego kompozytora – jego muzyka była wtedy nieporównywalnie bardziej przystępna w odbiorze niż w latach sześćdziesiątych i wcześniej.
Jak wygląda kwestia przystępności od strony wykonawczej? Czy uromantycznienie, czy też raczej „uneoromantycznienie” środków wyrazu powoduje, że Koncert jest lżejszy zarówno dla publiczności, jak i solisty?
Bynajmniej! Pod względem technicznym i wyrazowym to jeden z najtrudniejszych koncertów fletowych końcówki dwudziestego wieku. Powstał, tak jak mówiłeś, w 1992 roku, ale jego nowsza wersja, edycja popremierowa, została wydana rok później przez wydawnictwo Schott. Po wielu wykonaniach, w których miałem zaszczyt z tym utworem występować pod batutą Maestro Pendereckiego, zostało do partytury naniesionych przez nas kilka zmian. W tej chwili Schott będzie edytował kolejną wersję Koncertu fletowego.
Odnośnie do przystępności jest to dzieło bardzo wymagające. Rzadko poświęcałem tyle czasu na przygotowanie jednego utworu, jak podczas pracy nad tym dziełem. Ważnym elementem jest również korespondencja między instrumentami – dlatego dzieło nazywa się Concerto da Camera. Każdy instrument orkiestrowy staje się w nim na chwilę również solistycznym, dialogującym z partią solową fletu. Jest to rodzaj symfonicznej muzyki kameralnej z rozbudowanymi partiami fletu, wzbogaconymi o wirtuozowskie fragmenty kadencyjne. Myślę, że jego odbiór jest atrakcyjny. Utwór jest jednoczęściowy, lecz bardzo zróżnicowany pod względem charakteru, nie dłuży się. Zróżnicowanie dotyczy również instrumentacji – usłyszymy w nim na przykład zestawienie fletu z klarnetem basowym lub perkusją.
Nie jest to „typowy” styl Krzysztofa Pendereckiego, który znamy najlepiej. To nie jest Koncert ani awangardowy, ani stricte postromantyczny. Tak czy inaczej, jest w nim bardzo dużo elementów charakterystycznych dla jego wspaniałej muzyki. Mnie zawsze ogarnia wielka radość, gdy mogę wykonać to dzieło.
A więc, w porównaniu z awangardowym okresem Pendereckiego, jest to muzyka łatwiejsza w odbiorze, ale niekoniecznie w wykonaniu?
Tak, aczkolwiek wiele zależy od odbiorcy. Dla mnie publiczność jest również jednym z wykonawców, który bierze udział w kreacji. Jeżeli obcujemy z publicznością, która inspiruje, która jest zaciekawiona i otwarta na nowe muzyczne doznania, to także awangarda może być dla niej wspaniałą propozycją. Może stać się znakomitym przesłaniem muzycznym, które publiczność zaakceptuje i zrozumie.
W przypadku Koncertu fletowego mamy do czynienia z klasycyzującą formą, nieposiadającą współczesnych technik wykonawczych. Po mojej namowie Krzysztof postanowił wprowadzić do partii fletu efekt frullato (zamiast podwójnego staccato) w kilku fragmentach utworu. Dla mnie to optymistyczne i efektowne dzieło. Czasem frywolne, czasem refleksyjne, ale przy tym uniwersalne i przystępne dla szerokiej publiczności.
Mam takie samo wrażenie. Kontynuując wątek twojej pracy z Maestro Pendereckim: które z jego sugestii dotyczących Koncertu fletowego albo ogólnych spostrzeżeń w tematach muzycznych zainspirowały cię najbardziej? Jak wyglądała wasza relacja w pracy artystycznej?
Ogromnie ceniłem kontakt z Krzysztofem. Po kilku wspólnych wykonaniach nasza relacja przeszła z oficjalnej na koleżeńską. Zagraliśmy razem kilkadziesiąt koncertów. Zauważyłem, że każde nasze wspólne wykonanie – zarówno jego dyrygowanie, jak i moje granie – było często odmienne od wcześniejszych ustaleń. Interpretacja nieprzerwanie ewoluowała i myślę, że fakt ten jest najważniejszym ogniwem naszego zawodu.
Rozmawialiśmy po każdym koncercie o tym, co dobrze wyszło, a co należy jeszcze ulepszyć. Ten utwór cały czas się rozwijał. Zdarzały się sytuacje, w których akustyka danej sali wymuszała wykonanie pewnych fragmentów szybciej, a w salach o znacznym pogłosie intuicyjnie zwalnialiśmy tempo.
Krzysztof pisał ten Koncert „dla przyszłych pokoleń”. Tak robiło wielu wybitnych kompozytorów z Luciano Berio na czele. Mówię tu o końcówce lat pięćdziesiątych i jego pierwszej Sekwencji, która wtedy była niewykonalna nawet dla tak renomowanego flecisty (który specjalizował się w muzyce współczesnej), jakim był Severino Gazzelloni. Fleciści w tamtym czasie nie byli jej w stanie technicznie wykonać.
Krzysztof miał dokładnie to samo podejście, tę samą retorykę. Pisał dla przyszłych pokoleń. Bardzo się cieszę, że nasze drogi skrzyżowały się dość wcześnie i że współpracowaliśmy przez kilkanaście lat. Każdy koncert był dla mnie scenicznym wyzwaniem. Zadebiutowałem z owym utworem, mając 23 lata, musiałem podołać legendzie. I to nie tylko kompozytorskiej, ale chwilę później również wykonawczej, bo szybko miałem okazję wykonać go z Maestro Pendereckim osobiście. Wychodziliśmy razem na scenę, tworzyliśmy, kreowaliśmy żywą interpretację tego Koncertu. Był to dla mnie zaszczyt i wyjątkowy czas.
W jakimś wywiadzie zapytano Krzysztofa o to, jak ocenia współpracę ze mną. Przekazano mi później, iż powiedział: „on sobie chyba nawet nie zdaje sprawy z tego, jak bardzo ten Koncert jest trudny” [śmiech].
Mniej więcej od tego momentu stałem się też, można powiedzieć, „nadwornym flecistą” Krzysztofa, ponieważ jako jedyny flecista zacząłem wykonywać dzieło pod jego batutą. Cieszę się, że przez wiele lat miałem zaszczyt uczestniczyć w procesie kreowania interpretacji tego utworu. Nagrałem z nim utwory (również Sinfoniettę nr 2), z których wiele zyskało europejskie oraz światowe nominacje i nagrody, a sam Koncert fletowy nagrałem w dwóch wersjach – wraz z Orkiestrą Filharmonii Narodowej pod batutą Maestro Antoniego Wita dla NAXOS oraz z Polską Orkiestrą Sinfonia Iuventus pod batutą Maestro Krzysztofa Pendereckiego dla DUX.
Uchwycę się wątku przyszłości, ale z trochę innej perspektywy. Prawykonujesz niezliczone ilości nowych utworów – zarówno kompozytorów polskich, jak i zagranicznych. Są wśród nich również przedstawiciele krajów będących przedmiotem zainteresowania Festiwalu Eufonie. Wiesz, czym dzisiaj interesują się kompozytorzy piszący na flet i co jest dla nich aktualne. Jak, według ciebie, „broni się” Concerto da Camera Krzysztofa Pendereckiego, napisany w 1992 roku, w kontekście zupełnie współczesnej twórczości fletowej?
Cieszę się, że wielu współczesnych twórców dedykuje nam, mnie i mojej żonie Agacie Kielar-Długosz, swoje utwory. Powstało dla nas już ponad 200 utworów, które wzbogaciły światową literaturę fletową. Wszystkie utwory zostały prawykonane, a duża część z nich wielokrotnie powtórzona i nagrana. Tylko od września br. nagraliśmy 3 płyty symfoniczne i 2 kameralne ze współczesnymi kompozycjami, co daje nam wielką artystyczną satysfakcję i motywuje do dalszych działań. Pragnę tu podziękować wszystkim dyrektorom wielu instytucji, z którymi współpracuję, za ich wielkie zaangażowanie w misje promocji kultury współczesnej.
Myślę, że to my, artyści-wykonawcy, musimy wykreować utwór. Jesteśmy, można powiedzieć, twórczymi-odtwórcami. Musimy wprowadzić w dzieło twórczy pierwiastek, swoją osobowość. Wspólnie z orkiestrą zaszczepić taką ideę, dawkę energii, która pozwoli wciągnąć publiczność w nasz artystyczny świat. Myślę, że w takiej sytuacji publiczność nie zawsze ocenia to, co słyszy, tylko bardziej odczuwa emocje chwili. Wchodzimy z nią w interakcję, która powoduje, że wspólnie znajdujemy się w świecie interpretacji. I w ramach tego świata staramy się wykreować wszystko najlepiej, jak tylko potrafimy.
Oczywiści same dźwięki są bardzo ważne – kompozycja, treść, forma… ale nie zapominajmy, że muzyka jest również sztuką czasu. Niemożliwe jest dwukrotne, identyczne wykonanie tego samego utworu – nawet przez tego samego artystę w tej samej sali. I to jest piękne, bo jesteśmy zdolni do wyrażenia w krótkim czasie bardzo wielu różnych emocji. Każdy z nas odczuwa, iż czasem nie jest w stanie wytłumaczyć, dlaczego dane wykonanie jest niewystarczające. Niewystarczające nie pod względem technicznym, lecz wyrazowym, emocjonalnym.
Myślę, że tak samo jest u kompozytorów. Zdarza się, że dany kompozytor, przykładowo, napisze 10 utworów, a tylko jeden z nich jest grywany na scenach i lubiany przez publiczność. Dlaczego? Myślę, że to wynik konstelacji różnych czynników: czasu, kontekstu, emocji i inspiracji w trakcie pisania konkretnego dzieła. To wszystko kumuluje się, a efektem staje się utwór, który jest przyjęty przez słuchaczy, co – jak zauważyłem – niejednokrotnie nawet nie do końca interesuje samego twórcę.
Wracając do utworów współczesnych… Jest bardzo dużo kompozytorów, którzy piszą „nierówno”. Czasem się zdarza, że ten sam kompozytor pisze dla mnie i mojej żony wiele utworów. I muszę powiedzieć, że nie wszystkie z nich są świetne. Nawet te, które wyszły spod pióra znakomitych, uznanych twórców. Rzecz jasna, są bardzo dobre, jeśli chodzi o kunszt i warsztat kompozytorski, ale sam pomysł i sposób zobrazowania różnych pomysłów nie do końca może przypaść do gustu odbiorcom. Naszym zadaniem jest nie ocena tego, lecz inspiracja. Stworzenie takiej interpretacji, która w najłatwiejszy sposób przybliży publiczności idee, które są zawarte w tym, co gramy.
A jeśli chodzi o Eufonie, to wielu kompozytorów z krajów, których twórczość będzie prezentowana na festiwalu, dedykowało nam swoje utwory. Podążając tą obserwacją i odpowiadając na pytanie, nie uważam, aby Concerto da Camera, który jest w koncertowym „obiegu”, był niegdysiejszy w odbiorze, tym bardziej że kompozytor użył klasycznych środków wyrazu.
Przyszedł czas na ostatnie pytanie – wciąż w kontekście założeń Eufonii. Założenia programowe nadchodzącej edycji Festiwalu skupiają się wokół tradycji ludowych i tożsamości narodowej. Chciałbym cię zapytać o czysto subiektywną opinię jako artysty-wykonawcy: czy odczuwasz obecność tych wątków w Concerto da Camera Pendereckiego? A może odbierasz styl tego utworu jako bardziej uniwersalny?
W samym Koncercie – bardziej uniwersalny. Nie zapominajmy jednak o osobie jego autora. Krzysztof Penderecki kochał Polskę, był ambasadorem polskiej muzyki, tak jak Witold Lutosławski czy Henryk Mikołaj Górecki albo Wojciech Kilar. Tak się złożyło, że mamy teraz czas urodzinowych rocznic – dziewięćdziesiąta w przypadku Góreckiego i Pendereckiego, sto dziesiąta u Lutosławskiego. Myślę, że aspekt narodowy można w Koncercie Krzysztofa troszeczkę zauważyć, ale utwór w moim odczuciu jest uniwersalny. Można go dodać do każdego programu.
Aspektów ludowych w dziele nie ma, ale publiczność usłyszy je w innych pozycjach programowych koncertu 21 listopada – utworach właśnie Lutosławskiego (Małej suicie), a także kompozytorów ukraińskich.
Dokładnie. Oczywiście szkoda, że elementów polskiego folkloru czy tradycyjnej muzyki naszego kraju w Koncercie nie ma. Ale taka była koncepcja Mistrza i ją szanuję. On wiedział dokładnie, co chce uzyskać… a uzyskał to, jak sam mi powiedział, następująco: „Wiesz, pisząc ten Koncert, myślałem o skrzypcach i szybkich zmianach rejestrów. Wiedziałem, że na flecie jest to bardzo wymagające. I postanowiłem, że zmuszę przyszłe pokolenia do stawiania czoła temu, co trudne”. I faktycznie są w nim skoki interwałowe z trzeciej do pierwszej oktawy w szybkim tempie w różnych rodzajach artykulacyjnych. Przy innej okazji dodał, że chciał w wielu fragmentach potraktować flet bardziej perkusyjnie niż melodyjnie, jakby wbrew jego naturze.
Oby jak największa liczba wykonawców podejmowała to wyzwanie…
Wierzę, iż przyszłe pokolenia także docenią ten wyjątkowy Koncert i będą chętnie go wykonywać.
Co można jeszcze dodać? Chyba tylko życzyć jak najlepszego wykonania na Eufoniach. Dziękuję ci za tę rozmowę.
Serdecznie wszystkich zapraszam na Koncert podczas wyjątkowego festiwalu Eufonie. Dla mnie osobiście będzie to z pewnością nadzwyczajna chwila, upamiętniająca wybitnego kompozytora. Jestem wdzięczny losowi za to, że mogłem go spotkać na swojej drodze artystycznej. Dziękuję za rozmowę!
***