Pieśni długiego trwania [rozmowa o projekcie "Europolifonie"]
O śpiewie izopolifonicznym, muzyce Bałkanów i awangardowym brzmieniu tradycyjnych pieśni z Weroniką Grozdew-Kołacińską i Piotrem Pieronem, autorami projektu Europolifonie rozmawia Igor Torbicki
"Europolifonie" będzie można usłyszeć 19 listopada (niedziela) 2023 r. o godz. 17:00 w Wielkiej Sali Zamku Królewskiego w Warszawie podczas Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Europy Środkowo-Wschodniej Eufonie.
Igor Torbicki: Projekt Europolifonie będzie oscylował wokół śpiewu izopolifonicznego – zjawiska, które prawdopodobnie dla większości odbiorców będzie zupełną nowością. Wobec rozwoju waszej współpracy wokół czegoś tak specyficznego chciałoby się zapytać: jak wyglądały jej początki? Skąd wzięło się tak konkretne zarzewie waszego projektu?
Piotr Pieron: Z Weroniką znamy się od wielu lat. Przeprowadziliśmy wiele projektów artystycznych. Weronika jest etnomuzykolożką, artystką wszechstronną i człowiekiem o wybitnej wiedzy. A kiedy zaczął się ten projekt? Kiedyż to było? Bodajże w 2018 roku. Nasz sekstet koncertował wtedy w Kosowie.
Weronika Grozdew-Kołacińska: Tak. Zaczęło się od przygody proMODERN z albańską izopolifonią, czyli mówiąc prościej – tradycyjnym śpiewem polifonicznym opartym na burdonie (zanim jeszcze pojawił się projekt [Europolifonie – I.T.]).
PP: proMODERN został zaproszony na koncert do Prisztiny. Pragnęliśmy zaśpiewać coś lokalnego i zetknęliśmy się z przepiękną staroalbańską pieśnią, zaaranżowaną dla nas przez Maestro Rafeta Rudiego. To szef prisztińskiej filharmonii, absolutna legenda tamtego regionu, wybitny dyrygent symfoniczny i chóralny. Podzielił się z nami tą pieśnią. Ku uciesze publiczności wykonaliśmy ją i została z nami na dłużej.
Nagranie naszego wykonania zostało udostępnione przez prisztiński festiwal. Jeżeli dobrze pamiętam, Weroniko, jakiś czas później natrafiłaś na nie i powiedziałaś: „Pięknie wyszło!”. Poprosiłem więc Weronikę, która jest wyposażona w absolutnie gigantyczną wiedzę na ten temat, żeby opowiedziała mi więcej o tym, z czym się właściwie zetknęliśmy. Dowiedziałem się wtedy, jakim skarbem jest obecna tam, na Bałkanach, ludowa wielogłosowość. Ja się wtedy po prostu zachwyciłem! W efekcie wykiełkował pomysł na stworzenie programu koncertowego, jakiego w tej skali nigdy jeszcze w Polsce nikt nie zrobił, a przynajmniej nie w klasycznym wydaniu. Zwykle jest to domena śpiewaków ludowych czy artystów etno, którzy próbują zachować tę po trochu ginącą i z dużym trudem ocalaną sztukę. Natomiast nasz pomysł polegał na tym, żeby odkryć przed słuchaczami filharmonicznych sal fenomen pierwotnej muzyki wielogłosowej. Tej, która jest obecna w naszym regionie Europy Centralnej i szeroko rozumianej Wschodniej. Żeby pokazać ją światu muzyki klasycznej. Ona jest niezwykła, aktualna i świetnie brzmiąca, chwilami wręcz awangardowo! Niektóre z utworów, które zaśpiewamy w ramach Europolifonii, spokojnie mogłyby zostać przyjęte kilkanaście lat temu na Warszawskiej Jesieni jako nowo napisane kompozycje.
WG: Tak, ten pomysł pojawił się w 2020 roku.
Było dokładnie tak, jak powiedział Piotr. Usłyszałam w wykonaniu proMODERN utwór Co widziały oczy Janiny, czyli historyczną pieśń albańską o niesamowitych współbrzmieniach, utożsamianą przede wszystkim z tradycją Labów. Poczułam zachwyt, bo w Polsce mało się śpiewa tradycyjnej ludowej muzyki polifonicznej. Jeżeli już mamy do czynienia z jakimiś wielogłosami, to najczęściej są to śpiewy ukraińskie, białoruskie, a także te pochodzące z południa Polski – góralskie. Dzieje się to głównie w sferze folku. Kultura naszego kraju nie jest bogata w tego rodzaju zjawiska wokalne – dlatego projekt Europolifonie może okazać się bardzo atrakcyjny dla polskiego odbiorcy.
Kiedy odezwał się do mnie Piotr z pomysłem, byłam wniebowzięta. Moim zdaniem to strzał w dziesiątkę na polskiej i europejskiej scenie. Sięgnęliśmy nie tylko po wielogłosowość centralnej czy wschodniej części naszego kontynentu, ale również południowej. Zawędrowaliśmy nawet do Sardynii.
Wszystko to zbiegło się z opublikowanym przeze mnie w 2020 roku artykułem, który ukazał się w kwartalniku „Muzyka”, czasopiśmie wydawanym przez Instytut Sztuki Polskiej Akademii Nauk. Tematem był fenomen „głosów bułgarskich”. Pisałam między innymi o ich „awangardowości”, a także wszelkiego rodzaju aranżacjach i kompozycjach, które w kulturze bułgarskiej oparto na tradycyjnym, wielogłosowym, burdonowym śpiewie. I tak, od słowa do słowa, koncepcja projektu dojrzewała. Zanim żeśmy się z Piotrem spotkali, niestety zaskoczyła nas pandemia – dlatego realizacja pomysłu przesunęła się w czasie.
PP: A w międzyczasie w 2020 roku proMODERN, wspólnie z naszymi przyjaciółmi z otwARTej sceny, nagrał projekt live, w którym znalazła się również tamta albańska pieśń. Wzbudziła absolutny zachwyt – zarówno realizatorów, jak i odbiorców. Odbiór pieśni wciąż jest dla nas ogromnym zaskoczeniem. Ta muzyka okazała się dla słuchaczy żywa, poruszająca. Ona po prostu ma ten bałkański klimat krwistej uczuciowo tragedii, co jest charakterystyczne dla całego regionu. Sukces tego klipu tylko wspomógł naszą chęć zrealizowania projektu Europolifonii.
Pomysł tego programu polega na wniesieniu fenomenu wielogłosowości ludowej do świata muzyki klasycznej. Jesteśmy klasycznie wykształconymi śpiewakami, którzy nie ścigają się na umiejętności z wykonawcami etno, lecz pokazują wartość muzyczną materiału wyciągniętego z europejskich krain. Nie mogę się doczekać tego koncertu, bo bardzo chcę podzielić się tą muzyką z publicznością.
WG: W warstwie tekstowej są to pieśni miłosne, obrzędowe, weselne czy nawet lokalnie patriotyczne i historyczne. Ale ich fenomen polega głównie na aktualności brzmieniowej. Odbiorcy bywają nim zszokowani, bo słyszą takie współbrzmienia i fakturę dźwiękową, które kojarzą im się raczej z muzyką współczesną aniżeli ludową. Nie ma tam przaśności czy przytupu, który przeważnie kojarzy się z ludowością. Są za to niesamowicie wysmakowane, wysublimowane harmonie, nawet w ramach zaledwie dwóch głosów.
Dysonans jest przy tym pojęciem relatywnym. To, co dla nas, wychowanych na wszechobecnej harmonice dur-moll, jest dysonansem, jest konsonansem dla osób uprawiających tradycyjną muzykę wielogłosową na Bałkanach czy w Ukrainie. A proMODERN, który od lat wykonuje bardzo trudny repertuar współczesny, zabrzmi – w moim odczuciu – podczas Europolifonii fantastycznie, choć sięgnie tym razem do wielowiekowych, pradawnych tradycji wokalnych. W etnomuzykologii nazywamy je „pieśniami długiego trwania”.
Wrażenie współczesności, które wytwarza się w wyniku obcowania z materiałem sprzed dzisiejszej epoki, nazwałem kiedyś dla siebie „awangardą retroaktywną”. To jednak niejedyna płaszczyzna, która zwraca uwagę w kontekście Europolifonii. Inną są zagadnienia techniczne.
Mam więc pytanie z dziedziny wokalnej: jakie są różnice w emisji i sposobie śpiewu pomiędzy muzyką, która zabrzmi na koncercie, w porównaniu z „typowym” repertuarem, który wykonuje proMODERN? Mówiąc inaczej, czy wykonywanie materiału pochodzącego z regionów południowej Europy stawia inne wymogi techniczne niż, nazwijmy to, „muzyka Zachodu”?
PP: Sama specyfika śpiewu w sekstecie, który wykonuje muzykę współczesną, jest dość szczególna. Jest wąską specjalizacją, choć faktycznie osadzoną w „zachodniej” estetyce. Przy projekcie Europolifonii proMODERN stara się pokazać ludową wielogłosowość, wykorzystując cały warsztat klasycznego śpiewaka, okraszając nasz śpiew tym, co możemy zapożyczyć od etno-artystów, którzy muzyką ludową parają się na co dzień. Mam na myśli zabiegi barwowe czy artykulacyjne, pewne elementy ich techniki. Ta zaś, jako całość, jest bardzo trudna i wymaga często wieloletniej praktyki – wielu etno-artystów to ludzie, którzy poświęcają się tej stylistyce w całości. Inni śpiewają tak, jak śpiewała ich mama, babcia i wcześniejsi przodkowie. Nie znają innej techniki, więc w tym, co robią, są wykształceni absolutnie mistrzowsko.
Nie chcemy się z nimi ścigać. Pomysł na Europolifonie jest odwrotny. Chodzi o to, żeby pokazać wartość fenomenu brzmienia, muzyki samej w sobie. Niezwykłość ludowej wielogłosowości polega na tym, że nie są to akompaniowane melodie czy też monodie śpiewane grupowo, lecz dwu- lub trzywarstwowe układy niemal równorzędnych głosów. Ta równorzędność bywa wymienna – zdarza się, że na przestrzeni dwóch taktów głosy wymieniają się melodią prowadzącą i burdonem, czyli głosem o stałej wysokości. Kunszt tej polifonii jest niezwykły. Gdy pokaże się to w sposób, mam nadzieję, odpowiednio doskonały w ramach aparatu klasycznego, materiał dźwiękowy tylko na tym zyska. Specjalizujemy się w śpiewie zespołowym od ponad 10 lat, stanowiąc, co mogę dumnie powiedzieć, czołówkę naszego kraju i otrzymując już 5 nagród Fryderyka. Jeśli nałożymy na muzykę ludową wszystkie umiejętności muzyków klasycznych, takich jak śpiewacy proMODERN, rezultat może być atrakcyjny i aktualny.
WG: Sama idea zespołowego, gromadnego śpiewu wywodzi się z tradycji. Nie chodzi o to, żeby kogoś naśladować, tylko o wniesienie własnej ekspresji do tej muzyki. Ona jest przekazywana z pokolenia na pokolenie, przechodzi przez różne głosy – tak w czasie, jak i w przestrzeni. Chodzi o zgodność brzmienia – jak w litewskiej pieśni sutartinė, co dosłownie znaczy „zgodność” lub wręcz „zgodliwość”. Aby to uzyskać, zespół musi być sobą, śpiewać swoim własnym głosem.
Przypomnijmy może, że proMODERN miał wspaniałą przygodę z utworem Karlheinza Stockhausena Stimmung. Kompozytor oparł go na śpiewie alikwotowym, który należy przecież do tradycyjnych, bardzo dawnych technik śpiewu. Posługuje się nim również, przykładowo, Anna-Maria Hefele. W głosach utalentowanych wokalistów „klasycznych” techniki tradycyjne zyskują nowy sens, nową oryginalną interpretację.
Bogata współbrzmieniowość Europolifonii będzie polegać również na stosowaniu charakterystycznej ornamentyki, której nie sposób pominąć, ponieważ tworzy strukturę melodyczno-tonalną, a czasem też rytmiczną tradycyjnych ludowych utworów. Można ją wykonywać na różne sposoby, niekoniecznie nawet sięgając do tego rodzaju emisji, którą w Polsce, w odniesieniu do wykonań ludowych, nazywamy poetycko „śpiewem białym”. Jest to przy tym określenie trochę mylące, ponieważ każdy region etnokulturowy, a nawet każdy śpiewak, ma swój własny styl wykonawczy. Albańskie pieśni z kultur Labów, Tosków czy Czamów śpiewane są zupełnie inną emisją, można powiedzieć, bardziej „naturalnym głosem” – choć mnóstwo w nich zabiegów techniczno-sonorystycznych służących zdobieniu. Inaczej wyglądają śpiewy ukraińskie, bułgarskie czy serbskie, w których emisja głosu jest dużo bardziej ostra, surowa, czasem ściśnięta, innym razem donośna i krzykliwa… Można by tu szukać różnych semantycznych określeń. Oczywiście są to duże uogólnienia i nie do końca uprawnione porównania.
Chcę jedynie zaznaczyć, że nie ma na wykonawstwo wokalne jednego słusznego sposobu. Śpiew tradycyjny nie posiada jednolitej emisji i metody wykonawczej, zresztą podobnie jak śpiew klasyczny. Dlatego bardzo ważna w Europolifoniach była praca koncepcyjna. Wysłałam Piotrowi około 30 wybranych przeze mnie z ogromu tradycyjnego repertuaru utworów, a on, decydując się na te, które wejdą do programu koncertowego, musiał pragmatycznie przewidywać, w jaki sposób zabrzmią one w wykonaniu proMODERN. To była ogromna i trudna praca. Coś, co nam się podoba „na ucho”, robi na nas estetyczne wrażenie, niekoniecznie musi dobrze zabrzmieć w naszym głosie czy w wykonaniu zespołowym. Sama jestem ogromnie ciekawa, jak to zabrzmi! [śmiech]
PP: Jestem Weronice niezwykle wdzięczny za wprowadzenie w ten świat. Kiedy zaczęliśmy współpracować, zostałem zasypany toną fenomenalnych utworów z przeróżnych europejskich stron i krain. Selekcja polegała na tym, żeby złożyć z nich jakąś opowieść, a potem inkrustować ją w aparat sześciu klasycznych śpiewaków. Nie wszystko się nadawało. Szukaliśmy między innymi utworów, które ukazują styl danego regionu w pewnej soczewce. Takich kompozycji, które najlepiej uświadomią i uwrażliwią publiczność na koloryt i specyfikę układów polifonicznych charakterystycznych dla konkretnej europejskiej krainy.
Za proMODERN i za Weroniką są całe miesiące pracy, a projekt tworzy się już dobre trzy lata. I nawet gdy były okresy, w których materiał po prostu leżał i dojrzewał w głowie, to pracy koncepcyjnej było co niemiara. Konsultowaliśmy nasze prace z partnerami zagranicznymi. Ja sam odzywałem się do profesorów m.in. albańskich czy serbskich uczelni, którzy dla nas te pieśni analizowali. Zmagali się z tłumaczeniem staroserbskich tekstów, które są niezrozumiałe nawet dla dzisiejszych mieszkańców tamtych regionów. Mam nadzieję, że nasza praca pomoże ukazać program Europolifonii w jak najbardziej wiarygodny sposób. Gorąco pragniemy przynieść publiczności coś, co jest tradycyjne, a jednocześnie żywe i oryginalne.
Wasz entuzjazm jest zaraźliwy. Trudno w tym momencie nie oczekiwać z niecierpliwością wykonania tej muzyki.
Wspominaliście o ornamentyce. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że kojarzę ten wątek w muzyce Bałkanów przede wszystkim z twórczości akordeonowej, a nie wokalnej. Ciekawi mnie w tym kontekście kwestia improwizacyjności. Czy materiał, który będzie wykonywany, ornamentyczny bądź nie, jest w całości i ściśle zapisany w nutach?
WG: Właściwie każda muzyka tradycyjna, zarówno instrumentalna, jak i wokalna, opiera się w dużej mierze na improwizacji, która posługuje się pewnym kanonem właściwym danej kulturze, stylowi, artyście – tak jest np. w jazzie czy też innych nurtach muzycznych, historycznych lub współczesnych. Wspomniałeś o ornamentyce akordeonowej. To jest całkiem słuszna analogia do tej stosowanej w śpiewie. O ile się orientuję, to zarówno w muzyce akordeonowej, jak i fletowej z Bułgarii czy Serbii zdobienie melodii polega na wielokrotnym repetowaniu jednego dźwięku na różne sposoby. Podobne zabiegi pojawiają się również w ornamentyce wokalnej w tradycjach tej części Europy.
W tradycyjnej muzyce wielogłosowej istnieje wiele ścisłych związków i zapożyczeń z praktyki instrumentalnej. Nawet instrumenty mniej skomplikowane niż akordeon, na przykład najprostsze fujarki czy dudy, były niegdyś ogromną inspiracją dla stylów i technik wokalnych (i odwrotnie – sposoby śpiewania odzwierciedlano w grze instrumentalnej). Improwizacja w muzyce tradycyjnej dotyczy nie tylko ornamentyki, ale również tekstu słownego. Pojawia się w interiekcjach albo asemantycznych, onomatopeicznych „wykrzykach”. To są efekty sonorystyczne, które bardzo wpływają zarówno na ekspresję samego wykonawcy, jak i na odbiór zewnętrzny, bardzo ubogacają przekaz.
PP: Improwizacja ma jakość wtedy, gdy poruszamy się w dziedzinie świetnie przez nas znanej. Ludowi artyści śpiewają swoją muzykę od dziecka, więc w ramach tego stylu poruszają się bardzo sprawnie. Dobierają współbrzmienia, ozdobniki, okrzyki i dźwięki, które odpowiadają ich wrażliwości.
Jeśli umiejętność takiego doboru nie jest głęboko wyćwiczona, warto pewne zabiegi ustalić. Jednakże improwizowanych fragmentów będzie na Europolifoniach sporo. Obok kilku kompozycji inspirowanych pieśniami oryginalnymi, m.in. Aleksandra Kościowa, Krassimira Kyurkchiyskiego, Petera Lyondeva czy Andrzeja Borzyma, na koncercie zabrzmi wiele bardzo wiernych aranżacji ludowych wykonań. Stworzyłem większość z nich, tak na podstawie partytur oryginalnych, jak i ze słuchu. W wielu miejscach pozostawiłem możliwość ujawnienia się osobistej wrażliwości i twórczej intencji każdego ze śpiewaków. Na przykład, w pochodzie akordowym można w danym głosie dodać nieprzewidziany w partyturze dysonans lub wykonać gdzie indziej kadencję popisową, polegającą na wyśpiewywaniu szeregu ozdobników – i to od nas śpiewaków zależy, w jaki sposób to zrobimy. Chodzi o poszukiwanie ciekawych współbrzmień, stosowanie takiego materiału dźwiękowego, który będzie pasował do danego tekstu. Nawiążę tu do myśli Weroniki: słuchając muzyki jazzowej, nigdy nie wiemy ze stuprocentową pewnością, jaka część utworu została ustalona, a jaka nie. Na tym polega magia. W naszym przypadku te proporcje będą tajemnicą. Pozna je ten, kto przyjdzie na więcej niż jeden koncert Europolifonii!
Wszystkiego dowiemy się na koncercie – jestem pewien, że publiczność dopisze. Bardzo wam dziękuję i do zobaczenia na Eufoniach.
PP: Zapraszamy bardzo gorąco i do zobaczenia.
WG: Serdecznie zapraszamy i bardzo dziękujemy za świetną rozmowę. Piotrze, tobie również dziękuję za wciągnięcie mnie w ten piękny muzyczny pomysł!
***
W drugim odcinku cyklu podcastów poświęconych Festiwalowi „Eufonie”, dr hab. Tomasz Nowak zabiera nas w etnomuzykologiczną podróż po łuku karpackim. Z podcastu dowiemy się, jak bardzo zróżnicowany jest krąg tamtejszej kultury muzycznej. Posłuchaj podcastu TUTAJ