Lalka ma moc [o tatrze lalkowym]
Czy w dobie perfekcyjnych animacji filmowych, świetnych graficznie gier komputerowych czy na playstation teatr lalek może przyciągnąć uwagę naszych dzieci? Zastanawiając się nad tym, przypomniałem sobie, jak jakiś czas temu starałem wymigać się brakiem sił od dalszej zabawy z 5-letnim wnukiem. Ten poszedł smutny do swego pokoju, lecz po chwili przybiegł, trzymając lalkę Yody – mistrza Jedi. Przytknął ją do mego ramienia, wydając dziwne dźwięki, i stwierdził poważnie: „Yoda dał ci moc, możesz się już dalej ze mną bawić!”.
Nie ma chyba dziecka, które nie posiada ulubionej przytulanki, misia czy lalki. W małych rączkach te przedmioty ożywają. Są przyjaciółmi, towarzyszą w zabawach i pomagają spokojnie zasnąć. Są obecne w naszym życiu od zarania dziejów. Na początku jako lalka rytualna i talizman mający chronić przed „złymi mocami”, dodający sił, zapewniający zdrowie i powodzenie. Lalka była animowana w ograniczonym zakresie, stawała się przedmiotem magicznym w rękach szamanów i kapłanów. Każdy jej gest zobowiązywał siły wyższe do spełnienia próśb społeczności. Z czasem ludzie wprowadzili lalki jako bohaterów opowiadanych historii. W wielu mitach i legendach pojawiają się opowieści o lalkach, rzeźbach czy figurach, które zostają ożywione. Jak grecki mit o Galatei, rzeźbie ożywionej przez Afrodytę, w której zakochał się Pigmalion, czy hebrajski mit o ulepionym z gliny Golemie. Ten jednak był wadliwy. Nie potrafił mówić. Stał się symbolem niedoskonałego aktu tworzenia, bo był powołany do życia przez człowieka, a nie Boga. Co ciekawe, przez długie wieki lalki wykorzystywane w przedstawieniach nie mówią i są poruszane przez niemych artystów. Dopiero w XVII wieku otrzymują głos. Jest on zniekształcony za pomocą instrumentu trzymanego w ustach aktora – pivetty.
Lalka się zmieniła. Ewoluowała z magicznego przedmiotu kultu do samodzielnej postaci scenicznej. Jednak nie zmieniło się przypisywanie lalce charakterystycznych cech ludzkich za pomocą jej wyglądu. Neapolitański Pulcinella i jego międzynarodowa „rodzina” – francuski Guignol, angielski Punch, turecki Karagoz czy rosyjski Pietruszka – swym wyglądem sugerują charakter człowieka, którego przedstawiają. Lalka jest nośnikiem symbolicznych znaczeń. Pobudza wyobraźnię i choć od chwili, gdy pojawiła się w życiu ludzi dorosłych, mówiła o ich potrzebach, pragnieniach, ukazywała ich przywary i wady, to jest bardzo chętnie wykorzystywana w spektaklach dla dzieci. Więcej – jest kojarzona z teatrem dla najmłodszych. Choć dopiero na początku XX stulecia dostrzeżono, że teatr lalek ma niezwykły potencjał, który można wykorzystać w procesie wychowania. Wówczas zaczęły powstawać pierwsze teatry lalkowe dla dzieci. W latach 1944–1964 działało ich w kraju aż 31. Większość była wspierana przez najróżniejsze organizacje społeczne, z czasem część upaństwowiono, a część zlikwidowano. Obecnie działa 25 państwowych teatrów i ponad sto prywatnych. W samej Warszawie działają 3 stałe sceny lalkowe: Guliwer, Baj i Lalka.
Niezależnie od miasta, tego, czy teatr jest instytucjonalny, czy nie, w każdym doświadczyć można magii teatru przedmiotu. Bo jakby nie było, lalka jest przedmiotem. Choć często w teatrze lalek tej typowej lalki niestety brak. Do kreowania scenicznego świata wykorzystuje się inne, niefiguratywne przedmioty. Ba, bywa, że i tych też nie ma, są jedynie aktorzy. Scenografię tworzą grafiki komputerowe wyświetlane na horyzoncie sceny. To, co jednak jest najistotniejsze, to to, że szeroko rozumiany teatr lalek operuje znakiem, symbolem. Wymusza uruchomienie wyobraźni, sprawia, że młodzi widzowie angażują się w prezentowaną historię, a lalki (przedmioty) traktują jak „żywych” bohaterów. Spontanicznie reagują, głośno ostrzegają bohaterów przed niebezpieczeństwem, cieszą się, smucą. Takich reakcji dzieci nie widziałem w kinie ani przed ekranem komputera czy telewizora. Z kina się wychodzi, komputer wyłącza. Ekran staje się martwy, pusty. Ożywiona materia w rzeczywistej, trójwymiarowej przestrzeni staje się kimś bliskim, realnym. Po spektaklu można do niej podejść, dotknąć, przytulić, spróbować ją zaanimować.
W wielu teatrach organizowane są warsztaty dla dzieci. Poznają one, jak tworzyć lalki, jak je animować. W ubiegłym roku w warszawskim Guliwerze, podczas warsztatów prowadzonych przez chilijskiego artystę-lalkarza Davida Zuazolę, powstał spektakl o Warszawie – „Miasto Świateł”. Nie ma w nim lalek, są charakterystyczne budowle i miejsca stolicy, wskazane przez dzieci. Nie ma w nim opowieści o ludziach, nie ma chronologii historycznej ani fabuły, a mimo to wciąga, zaskakuje pomysłowością i spostrzegawczością młodych twórców. Czy teatr lalek może przyciągać uwagę naszych dzieci tak jak animacje filmowe i gry? Sądząc po efektach warsztatów, obserwując młodą widownię na spektaklach i festiwalach – oczywiście tak. Teatr lalek rozwija wyobraźnię, posługuje się umownością w scenografii, kostiumach i przedmiotach, które na chwilę ożywają, by opowiedzieć nam jakąś historię.
A co z moim wnukiem i Yodą, który miał mi przekazać siły do dalszej zabawy? No cóż. Obaj wiedzieliśmy, że to tylko zwykła figurka, zabawka. Ale wnuczek ją ożywił – jak w teatrze. Nie mogłem więc pozbawić go przekonania o magii teatru i wyobraźni. Przyjąłem sporą dawkę energii od Yody i ku wielkiej radości brzdąca kontynuowałem z nim zabawę.
Robert Drobniuch - Dyrektor Teatru GULIWER
Teatr Guliwer jest teatrem rozpoznawalnym w Warszawie i w całym kraju. Pracowało na to kilka pokoleń znakomitych artystów oraz pracowników teatru. Spotykając naszych widzów – młodszych, jak i starszych – wielokrotnie słyszę pochlebne opinie o spektaklach czy poruszające wspomnienia z wizyt w teatrze. To jest kapitał, z którego chcemy korzystać dziś i w przyszłości. Przed nami nowe otwarcie, które niestety zdeterminowały nadzwyczajne okoliczności: pandemia i wojna w Ukrainie.
W związku z tym nasze podejście do tego, co robimy, wymaga pogłębionej refleksji nad tym, czym dziś są kultura, sztuka, edukacja i co możemy zrobić, aby zadbać o naszą przyszłość. Odpowiedzi na te pytania w obecnej sytuacji nabierają jeszcze silniejszego wyrazu i łączą się z większą odpowiedzialnością.
Rozpoczynając swoją przygodę z Teatrem Guliwer w 2020 roku, zaproponowałem koncepcję teatru otwartego, widocznego i dostępnego, a wspólnie z zespołem rozbudowaliśmy tę ideę o „teatr potrzebny”. Bo teatr – jako narzędzie do społecznego rozwoju po doświadczeniu COVID-19 oraz w kontekście wojen czy globalnych kryzysów – staje się jeszcze bardziej istotny i niezbędny. Dzięki niemu ludzie mogą się realnie widzieć, spotykać, doświadczać autentycznych emocji, mieć sposobność do namysłu nad otaczającą rzeczywistością, ale też czuć własną sprawczość, poddawać się sile inspiracji i wrażliwości.
Takie spektakle, jak: „Miasto Świateł”, „Królestwa” czy „Wszystko w głowie” niosą ze sobą energię skierowaną do widzów, włączającą ich do realizacji, wskazując tym samym nowe kierunki uczestnictwa w kulturze, ale też uczą najmłodszych teatru opartego na bliskości. Dziś dobry teatr jest blisko człowieka, przełamuje skostniałe schematy czy układ widowni, widza stawia w centrum spotkania. Widz zostaje zaproszony do dialogu i współuczestnictwa w procesie twórczym. Dlatego też w naszej ofercie znajduje się coraz więcej warsztatów i działań partycypacyjnych – jak np. projekt #połączenia, polegający na rezydencjach artystów w szkołach, czy projekt teatru dokumentalnego angażujący osoby neuroróżnorodne i niewidome w proces powstawania spektakli.
Pogłębianie relacji z osobami w doświadczeniu wojny, emigracji, wykluczenia społecznego – to jest energia i problem, z którymi się spotykamy. A na końcu chcemy też w teatrze spędzić miło i bezpiecznie czas – w tolerancji, szacunku i z otwartą głową. Taką przestrzeń chcemy budować.