Lepiej nauczyć się wierzyć w cuda ["Krakowiacy i górale" na 46. Opolskich Konfrontacjach Teatralnych / Klasyka Żywa]

28.06.2022
„Cud mniemany, czyli krakowiacy i górale” w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego

Po raz 46. przestrzeń Teatru Kochanowskiego w Opolu zamieniła się w tętniący życiem festiwalowy organizm, w którym płynęła świeża krew: spektakli, inspirujących rozmów i wydarzeń towarzyszących (koncertów). Z mojego spotkania z Opolskimi Konfrontacjami Teatralnymi / Klasyką Żywą zabrałam ze sobą kilka ważnych zdań i myśl, że wrócę tu na kolejne.

Czterdziesta szósta edycja festiwalu przyciągnęła do gmachu Teatru Kochanowskiego rzeszę wielbicieli polskiej klasyki oraz udowodniła, że ta przestrzeń dramatyczna nieustannie tryska witalnością i potrafi zaskoczyć niejednego wytrawnego widza. Tegorocznym zwycięzcą i zdobywcą Nagrody Głównej im. Wojciecha Bogusławskiego okazał się spektakl „Balladyna” w reżyserii Konrada Dworakowskiego. Jury wyróżniło również zespół artystów z Polskiego Teatru Tańca w Poznaniu za precyzję i zaangażowanie w spektaklu „Kurka wodna albo urojenie” w reżyserii Igora Gorzkowskiego i choreografii Iwony Pasińskiej, którzy równocześnie otrzymali dwie równorzędne nagrody indywidualne. Nagroda trafiła również do Igi Gańczarczyk i Darii Kubisiak, które odpowiadały za adaptację i dramaturgię spektaklu Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie „Cud mniemany, czyli krakowiacy i górale” w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego. To jednak niejedyny sukces tej inscenizacji. Tomasza Leszczyński został wyróżniony za aranżację muzyczną i przewrotną grę z konwencją. I przy tym spektaklu zatrzymajmy się na chwilę…

 

Zdawać by się mogło, że „Cud mniemany, czyli krakowiacy i górale” to niezbyt aktualna historia i rzeczywiście nie da się ukryć, że niezbędna okazała się interwencja Igi Gańczarczyk i Darii Kubisiak, które odpowiadały za adaptację tekstu Bogusławskiego. I aby wszystko stało się jasne, Cezary Tomaszewski wprowadza widza w świat wsi w klimacie country. Scenografia częściowo nawiązuje do pierwowzoru – zamiast prospektu przedstawiającego wieś Mogiła pod Krakowem, z kopcem Wandy i wieżami kościoła Cystersów, widzimy ogromną fototapetę z widokiem na polskie Tatry i Czarny Staw. Po bokach stoją chatki rodem z westernu, ruchome drzwi i bele siana z wyciętymi z kartonu mordkami zwierząt. Jak na prawdziwą wieś przystało, jest i koło młyńskie, które łudząco przypomina kołowrotek dla chomików oraz koło fortuny. To drugie skojarzenie zostaje pociągnięte przez reżysera i scenografów (Bracia – Agnieszka Klepacka, Maciej Chorąży). Na końcu sceny znajduje się to, co najbardziej polskie – artefakt z teleturnieju „Koło fortuny” – tablica z hasłem do odgadnięcia. Aranżacja Tomasza Leszczyńskiego muzyki Jana Stefaniego znacznie wykracza poza operowe ramy i przenosi swoim klimatem w przestrzeń musicalu country. Trzeba przyznać, że zespół Teatru Słowackiego nie tylko znakomicie gra i śpiewa, lecz także tańczy – nawet tak niełatwe choreografie, jak te, które zaproponowała Barbara Olech. Podczas panelu dyskusyjnego po festiwalowym pokazie spektaklu autorka choreografii wspomniała o tym, że pojawiło się kilka punktów, wokół których budowała ruch sceniczny. Jednym z nich była książka „Mimika” Bogusławskiego, w której zostały opisane różne emocje i to, jak się je pokazuje ruchem. „Potem przekładaliśmy to na choreografię i następnie zastanawialiśmy się, co każda piosenka znaczy”. Z kolei choreografia do numeru Basi – „Mospanie kawalerze, / Nie zeń się, prosę, ze mną” została zainspirowana utworem „Single Ladies” Beyoncé, który podkreśla zawarty w piosence manifest.

Cud mniemany, czyli krakowiacy i górale” w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego

Czas, w którym Bogusławski wystawia prapremierę „Cudu mniemanego…”, łączy się z serią wielkich zmian w świecie chłopów. Pieśni porywały do powstania kościuszkowskiego i rozpalały żar społecznonarodowy. Czerpanie z dzieła Bogusławskiego powoduje znalezienie tego, co żywe i aktualne, ale czy dzisiaj jeszcze kogokolwiek porywa ono do jakiegokolwiek zrywu? Czasy się zmieniają, a problemy istniejące w świecie niekoniecznie. Przybierają one jedynie inne formy, ewoluują, przeobrażają się w nowe nośniki. Dlaczego nie da się wyplenić tego, co tak niszczy nasze więzi społeczne?

 

Inscenizacja Tomaszewskiego to historia, która ma korzenie w przeszłości, ale zawiera wiele odniesień do współczesności. Mamy Basię w trzech postaciach (Katarzyna Zawiślak-Dolny, Agnieszka Kościelniak, Alina Szczegielniak) – każda z nich jest inna, każda z nich symbolizuje różnorodność dziewczyn i kobiet, które mogą borykać się z problemami bohaterki. Basia biega w swoim kołowrotku niedecyzyjności i patriarchatu – buntuje się, ale otoczenie ma znacznie inne plany na jej życie, więc jedynym sposobem na bycie niezależną jest wyjście za mąż… Poruszająca jest postać Doroty wystylizowanej na Dolly Parton (Ewelina Cassette). Przez cały czas trwania spektaklu obserwujemy historię Doroty – żony żwawej, która ma męża ledwo się chwiejącego. W całej swojej zawziętości i intrygach jest gotowa do nieustannego upokarzania się, by tylko zaznać choć trochę czułości. Pragnąc Stacha (Mateusz Bieryt), stawia diagnozę, że nie da się zgorszyć świata już zepsutego.

 

Innym kluczowym wątkiem jest postać Studenta Bardosa (Daniel Malchar), który niczym narrator, a może ktoś, kto w swoich snach rozmyśla o tym, jak przetrwać i choć trochę być szczęśliwym, kontroluje bieg historii mieszkańców wsi. W jego scenariuszu jest miejsce na to, by pojawić się w stroju nawiązującym do postaci kanadyjskiego muzyka country Orville’a Pecka związanego ze społecznością LGBTQA+ (biały garnitur i kapelusz z frędzlami zasłaniającymi twarz) z pieśnią „Jolene” Dolly Parton na ustach. Jego paradoks polega na tym, że nigdzie nie może być w pełni sobą. W rodzinnej miejscowości musi ukrywać swoją orientację seksualną, a w wielkim świecie wielkomiejskich spraw – swoje pochodzenie. I właściwie w tym wątku Cezary Tomaszewski pokazał aktualność problemów, które zakorzeniły się w naszej tradycji. Więzi społeczne czy rodzinne to często więzienie dla tych, którzy mają inny pomysł na siebie. Iga Gańczarczyk i Daria Kubisiak dopisały dający do myślenia monolog o ludowości, która pobrzmiewa jak echo chłopomanii z czasów Młodej Polski.

„Cud mniemany, czyli krakowiacy i górale” w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego

Autorki zwracają uwagę na to, że w ludowości brakuje istoty człowieka. Z jednej strony szczycimy się polską cepelią, kulturą poszczególnych regionów i traktujemy ją jako znak rozpoznawczy naszego kraju, a z drugiej strony spoglądamy na kulturę wiejską z pogardą. Jedyną osobą, która rozumie Bardosa, jest Stara Baba (Lidia Bogaczówna), która go nie ocenia, bo wszyscy dookoła ocenili już ją. Skąd się wziął jej wątek? U Bogusławskiego pojawia się postać epizodyczna Starej Baby, którą Bartłomiej w stanie upojenia alkoholowego myli z panną młodą. Gdy orientuje się, że twarz kobiety jest pokryta zmarszczkami – ucieka wystraszony. Dlaczego ten żart bawi? Zespół aktorski Teatru im. Julisza Słowackiego w Krakowie funduje publiczności ogromną lekcję pokory i wykłada ważną prawdę. Gdy chcemy się bronić przed oceną społeczeństwa, bardzo często zaczynamy z siebie żartować, żeby zbudować dystans innych do siebie i jakoś to wszystko wytrzymać. Stara Baba porusza ogromny problem wykluczenia starszej kobiety w społeczeństwie. „My, broniąc się przed oceną społeczeństwa, tą negatywną, same próbujemy to lekceważyć i się z tego śmiać – do pewnego momentu, bo w pewnym momencie już się nie da dalej, już nie jest wesoło” – mówiła Lidia Bogaczówna w czasie dyskusji po spektaklu. Zwróciła również uwagę na to, że teatr pokazuje, że to jest ten moment w historii cywilizacji, w którym trzeba ludzi najpierw zawstydzić, żeby móc ich uświadomić. Zatem w ostatniej scenie nie widzimy „zgorzkniałej, wstrętnej, bezpłodnej” Starej Baby, która powinna być niewidzialna i nie mieć nic do powiedzenia, lecz Mądrą Kobietę, która wie, że „niezależność nie oznacza braku więzi, ale możliwość zawierania nowych”. Spektakl kończy się pełnymi nadziei słowami z monologu – „Nasza historia właśnie się pisze, Wiedźmy”.

 

Czy elektryczność w dzisiejszych czasach kogokolwiek jeszcze dziwi? Odpowiedź jest właściwie banalna – nie! To nic nadzwyczajnego, pstryk i jest. Zatem reżyser postanowił wprowadzić cud na miarę naszych czasów – ślub Bardosa ze Świstosem (Karol Kubasiewicz) – udzielony przez samego Kościuszkę. Uroczystość miała pogodzić zwaśnione strony i gdy już się na to zanosiło, na scenę zostają wniesione trupy poległych, w tym Stacha. Do zgody dochodzi jedynie w marzeniach Bardosa, który pyta: „Czy można się wyemancypować przez sen i we śnie?” i zostawia wszystkich z radą, żeby lepiej nauczyć się wierzyć w cuda.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.