Koszmarnie dobry Nicolas Cage [„Dream Scenario”, reż. Kristoffer Borgli]
Przeciętny człowiek, zwyczajny mąż i ojciec, nieco nudny wykładowca, gość, jakich wielu… Taki jest Paul Matthews. Do czasu. Nikt nie wie, jak to mogło się wydarzyć. Wiadomo tylko, że mężczyzna zaczął pojawiać się w snach ludzi na całym świecie, z dnia na dzień stając się społecznym fenomenem. Jak się jednak okaże, medialna popularność ma swoją cenę…
Nikogo nie dziwi fakt, że Paul jest obecny w snach swojej żony, córki, przyjaciół czy studentów. Sprawa zaczyna być jednak niepokojąca, gdy okazuje się, że mężczyzna śni się ludziom, którzy nigdy wcześniej go nie widzieli. Co robi Paul w cudzych snach? Na początku nic. Dosłownie nic. To jednak wystarczy, aby w krótkim czasie zyskać ogromną popularność w telewizji i Internecie. Paul staje się obiektem zbiorowej histerii, bohaterem niezliczonych sennych opowieści, gościem programów, a nawet twarzą kampanii reklamowej. Mężczyzna zyskuje sławę i zdobywa zainteresowanie społeczeństwa głodnego sensacji. I tak jak nieumyślnie zostaje ulubieńcem świata, tak samo niechcący zyskuje on status wroga numer 1, a jego życie zamienia się w koszmar.
Film „Dream Scenario” w reżyserii i według scenariusza Kristoffera Borgliego to gorzka refleksja na temat tego, czym dzisiaj karmi się społeczeństwo, które ulega wpływom medialnej narracji. Jak niewiele trzeba, by wypromować coś lub kogoś, niezależnie od jakości „produktu”. Jakże łatwo jest przyjąć, że coś zasługuje na nasz podziw albo że jest beznadziejne. Jak prosto jest uczynić z przeciętności wartość, a coś cennego sprowadzić do nieistotnego drobiazgu. I jak łatwo jest nam uwielbiać, oskarżać lub potępiać na podstawie nieprawdziwych, niepełnych lub zmanipulowanych informacji…
Można by mnożyć takie stwierdzenia w nieskończoność. Wystarczy spojrzeć na relacje influencerów i celebrytów czy przeczytać wpisy i komentarze użytkowników w serwisach informacyjnych lub rozrywkowych. Kristoffer Borgli z pewnością przejrzał wiele takich stron, bo choć fabułę filmu oparł na nieprawdopodobnej sytuacji, to skutki, jakich doświadczał bohater, w zatrważający sposób przypominają to, co dzieje się dziś w medialnej i międzyludzkiej przestrzeni. Zwiastun filmu zapowiadał lekką komedię z dreszczykiem. Scenariusz „Dream Scenario” ostatecznie okazał się być przekonującym i przerażającym odbiciem mechanizmów, jakie funkcjonują w społeczeństwie, które ocenia zjawiska i ludzi według liczby „lajków” i wyświetleń, bezrefleksyjnie zmieniając opinie i nie zadając sobie trudu dotarcia do prawdy. Film Borgliego uwiera, budzi wyrzuty sumienia, wzbudza poczucie dyskomfortu i zagrożenia. I dobrze. Należy się nam. Czy coś zmieni? Nie wiem.
Wiem natomiast, że ten błyskotliwy scenariusz mógł w pełni zabłysnąć przede wszystkim dzięki aktorskiemu kunsztowi Nicolasa Cage’a. To z pewnością jedna z jego najlepszych kreacji, a na pewno najlepsza w przeciągu ostatnich dwóch dekad. Cage wziął na siebie nie tylko ciężar głównej roli, która wymaga dużego dystansu i zaangażowania. Gra on również odrębne role w snach – wszędzie jest inny, lecz zawsze autentyczny. Potrafi rozśmieszyć, ale też przerazić, budzi współczucie, ale też niechęć i odrazę. I świetnie odnajduje się w odmiennych stylach – komediowym, romantycznym, surrealistycznym czy w stylu grozy. To jego film i jego żywioł.
W grudniowym wywiadzie dla magazynu „Vanity Fair” Nicolas Cage powiedział, że planuje zagrać jeszcze w trzech lub czterech filmach, a później rozstać się z aktorstwem. „Chciałbym zakończyć swoją karierę w dobrym stylu” – mówił Cage. Jeśli w kolejnych rolach zaprezentuje podobny poziom, co w „Dream Scenario”, to czekają nas trzy lub cztery świetne aktorskie kreacje. Oby tylko nikomu z nas Cage się nie przyśnił…