Kiedy zamykam oczy [rozmowa o nowym projekcie edukacyjnym Filharmonii Łódzkiej]
Filharmonia Łódzka im. Artura Rubinsteina przystąpiła do realizacji wyjątkowego projektu skierowanego do uczniów Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego nr 6 im. mjr. Hieronima Baranowskiego w Łodzi. Są to dzieci z dysfunkcją narządu wzroku. W najbliższych miesiącach ci młodzi ludzie będą słuchać muzyki, tworzyć prace plastyczne, uczyć się, że tak naprawdę są w stanie pokonać wszystkie bariery. Będą też – a to dla nich bardzo ważne – śpiewać. O projekcie z jego autorami, Bibianną Szokalską i Janem Gromskim, rozmawia Grzegorz Szczepaniak.
Napisaliście państwo projekt do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego i dostaliście pieniądze, by go zrealizować. Tylko to nie może być początek tej historii, a opowieści najlepiej zaczynać od początku.
Jan Gromski: Rzeczywiście, nie jest to początek. Zaczęło się od naszych kontaktów ze szkołą, z ludźmi, którzy tam pracują i wykonują niesamowite rzeczy, z dziećmi. Poznawaliśmy się nawzajem przy jakichś wspólnych małych działaniach, aż wykiełkowała myśl, by zrobić coś większego. Okazało się bowiem, że jest nie tylko przestrzeń do realizacji takiego większego pomysłu, ale przede wszystkim są ludzie, z którymi można to zrobić i – co może jeszcze ważniejsze – dla których warto podjąć się takiego zadania. Projekt „Usłyszeć niewidoczne” dofinansowany przez ministerialny program „Kultura dostępna”, którego operatorem jest Narodowe Centrum Kultury, to efekt tego spotkania i przemyśleń, które się w jego wyniku pojawiły. Wielką orędowniczką tej współpracy jest pani Anna Tomaszewska, dyrektorka szkoły na ul. Dziewanny w Łodzi. To na pewno też pomogło i ośmieliło nas do wymyślenia i napisania tego projektu.
Zatem proszę zdradzić: jak on będzie wyglądał?
JG: Nasz pomysł składa się z trzech segmentów warsztatowych i koncertu. Zaczynamy od warsztatowego spotkania muzyki i sztuk plastycznych. Młodzi ludzie słuchać będą kwintetu dętego i kwartetu smyczkowego, a także perkusji. Tak się składa, że rozmawiamy dzień przed pierwszymi zajęciami, na których pojawią się instrumenty dęte, a uczestnicy będą tworzyć prace plastyczne, dla których inspiracją będzie przygotowana muzyka. Jesteśmy bardzo podekscytowani i nie możemy doczekać się efektów tych pierwszych i kolejnych działań.

Ktoś, kto na co dzień nie ma kontaktu z osobami z dysfunkcją wzroku, może zastanawiać się, jak to jest możliwe, że będą one tworzyć prace plastyczne. Nie przez przypadek takie aktywności artystyczne nazywane bywają „sztukami wizualnymi”. Kiedy zamykam oczy, to tego „plastycznego świata” nie widzę.
JG: Bo też zobaczyć można nie tylko oczami. Żyjemy w świecie pełnym stereotypów, które sprawiają, że nie wiemy, jaki on naprawdę jest. A przecież brak jednego ze zmysłów, czy jego ograniczenie, nie zamyka możliwości dostrzegania. Są inne zmysły, zwłaszcza dotyk. To dzięki niemu osoby z dysfunkcją wzroku mogą widzieć. I bardzo często używają tego słowa, kiedy dotykają przedmiotu, poznają jego strukturę, kształt, dowiadują się, czy jest on twardy, czy miękki, zimny lub ciepły itd. Zatem osoby takie mogą też tworzyć dzieła plastyczne. Powstają prace przestrzenne, ale także obrazy. Dotyk jest niesamowitym zmysłem. Pozwala zrozumieć fakturę dzieła, czyli jego kształt. Fakturę mają też obrazy, bo powstaje ona, kiedy nakładana jest warstwa farby.
A co z kolorami? One nie mają faktury.
JG: Sami jesteśmy bardzo ciekawi. Z nabytego już doświadczenia wiemy, że prace wychodzące spod rąk osób z dysfunkcją wzroku bywają niezwykle barwne. To jest być może nieco zaskakujące, ale to przecież efekt wyobraźni tych twórców. Oni nie widzą kolorów jak osoby, które mogą posługiwać się zmysłem wzroku, ale mogą je sobie wyobrażać. A wyobraźnia nie ma żadnych ograniczeń. Teraz jesteśmy ciekawi, jak na tę wyobraźnię wpłyną dźwięki. Jakie wywołają one działania artystyczne. Choćby to, czy te dzieła, które będą efektem spotkania z muzyką, będą właśnie kolorowe, czy może będzie zupełnie inaczej.
Brzmi trochę jak zapowiedź artystycznego eksperymentu.
Bibiana Szokalska: To będzie pewnego rodzaju eksperyment artystyczny. Ciekawi jesteśmy, jakie prace plastyczne powstaną jako efekt wewnętrznych przeżyć uczestników i ich odbioru muzyki. Bo choć nie używają zmysłu wzroku, doskonale potrafią „zobaczyć” dźwięki w sobie – przełożyć emocje i odczucia na kolor, kształt, fakturę. Dzięki temu będą mogli w formie plastycznej wyrazić to, co wywołała w nich muzyka grana na żywo. Wielką wartością tego wydarzenia jest też to, że dzieci mają możliwość zetknięcia się z muzyką w przestrzeni stworzonej specjalnie z myślą o nich. Ich opiekunowie często podkreślają, jak ważne są takie momenty: kiedy to nie one muszą się dostosować do otoczenia, ale to otoczenie jest dostosowane do nich. Możliwość wyjścia do nowego miejsca, dotknięcia instrumentów, usłyszenia muzyki na żywo – to dla nich coś absolutnie wyjątkowego. Doświadczenie, które zostaje w pamięci na długo.

Truizmem jest stwierdzenie, że bardzo istotne jest to, co młodzi ludzie usłyszą. Ale zastanawiam się, jak dokonywaliście wyboru repertuaru. A może to będzie jedna wielka improwizacja?
BS: To rzeczywiście wymagająca kwestia. Wiele było rozmów z muzykami, poszukiwań, pytań. Wydaje się, że to musi być muzyka bardzo urozmaicona, bardzo różnorodna i to w wielu aspektach, nie tylko pod względem rytmu czy tempa. Zatem dobór utworów to nie była łatwa sprawa i dla instrumentów smyczkowych, i dla dętych. Jeszcze większe wyzwanie dotyczy jednak naszej perkusistki. I tu – ma pan rację – potrzebna jest improwizacja. Bardzo ważnym elementem tej części projektu będzie to, że uczestnicy będą obcować nie tylko z muzyką wydobywającą się z instrumentów, ale też nimi samymi. Będą mogli ich dotykać, by pełniej zrozumieć, jak powstaje w nich dźwięk, ale też jaki one mają kształt. Jesteśmy przekonani, że to będzie ważne doświadczenie i będzie miało wpływ na zrozumienie tego, co uczestnicy słyszą, i na to, jakie będzie to wywoływać reakcje.
Efektem tej części projektu ma być koncert.
JG: Tak i będzie to część zadania dostępna nie tylko uczestnikom, ale też publiczności. W czerwcu zaprosimy zatem na „Koncert w ciemności”, który rzeczywiście odbędzie się bez świateł, byśmy mogli spróbować odczuwać muzykę tak, jak jest to dane osobom z dysfunkcją wzroku. Usłyszymy wszystkich muzyków biorących udział w projekcie. Ten koncert będzie też w pewien sposób częścią wernisażu prac powstałych w pierwszej części naszego projektu. Zostaną one pokazane w foyer Filharmonii Łódzkiej. Zarazem to będzie taki newralgiczny element projektu, ale nie jego koniec.
Po warsztatach muzyczno-plastycznych przyjdzie czas na muzykoterapię.
BS: Jeśli ktoś jednak myśli, że te zajęcia będą polegały na tym, że uczestnicy będą wygodnie leżeć i słuchać muzyki, to jest w błędzie. Mówiliśmy już dzisiaj o stereotypach i wiem, że one dotyczą także postrzegania muzykoterapii. Technika, o której wspomniałam, jest oczywiście wykorzystywana, ale to tylko jedna z wielu technik, których się używa. Zajęcia mają pomóc w wyrażaniu siebie, więc muzyka może też skłaniać i skłania do różnych form aktywności, do tańca na przykład. Chodzi o to, by znikały bariery, by muzyka wyzwalała nas, by pomagała być sobą. Oczywiście tych celów działań muzykoterapeutycznych jest wiele, nie ograniczają się one do tego, o czym tu powiedziałam. Muzykoterapia jest niezwykłym procesem, który wymaga improwizowania, ale też planu, czasami trzeba zdać się na instynkt i nie ingerować w zachodzące procesy, ale zajęcia muszą być też przygotowane. Scenariuszami zajmę się wspólnie z Lindą Rojewską, niewidomą muzykoterapeutką pracującą z dziećmi w szkole na ul. Dziewanny, i Hanną Jastrzębską-Gzellą. Zresztą obie panie i Jerzy Grzegorski to filary tego projektu, osoby, które są bardzo zaangażowane w jego realizację.

Czy dobrze zgaduję, że ostatnia część, czyli warsztaty wokalne, to efekt zamiłowania dzieci ze szkoły do śpiewania?
JG: Tak, rzeczywiście były takie propozycje, a nawet bardzo usilne prośby, bo te dzieci uwielbiają śpiewać. Zatem zaprosimy je na warsztaty wokalne tak indywidualne, jak i grupowe. Będziemy nagrywać efekty tych warsztatów, może uda nam się razem wystąpić. Mamy w Filharmonii taki cykl „Odkrywcy muzyki” i jeśli nasi uczestnicy się odważą, to będą tam mieli okazję pokazać, czego się nauczyli, jak rozwinął się ich głos, jak potrafią śpiewać. Myślę, że to także będzie niezwykła przygoda – dla uczestników, ale też dla nas.
Takie projekty są niezwykle cenne i potrzebne, ale niosą też swoiste zagrożenie. Otóż wcześniej czy później się kończą i czasami uczestnikom grozi z tego powodu poczucie pewnej pustki, braku czegoś dla nich ważnego. Nie macie obaw, że i tym razem może się tak stać? A może już wiecie, co zrobić, by tak się nie stało?
JG: To prawda, zawsze jest takie zagrożenie, ale też prawdą jest to, że w tym przypadku ono nie wystąpi. Powód jest taki, że my już jesteśmy w tej społeczności, nie pojawiliśmy się tam wczoraj albo po to tylko, by taki projekt powstał. On wyrósł z naszych wcześniejszych działań, ze spotkań z kadrą i uczniami, z wielu rozmów, które odbyliśmy. Myślę, że ta współpraca będzie się rozwijała, będzie kontynuowana, a projekt jest bardzo potrzebnym i ważnym jej etapem, ale właśnie etapem. Zbudowaliśmy ten projekt na dobrym fundamencie i wiemy, że on pomoże w rozwoju naszej współpracy. Tak do tego podchodzimy, dlatego wydaje się, że zagrożenie, o którym pan wspomina, nie wystąpi.
Dziękuję za rozmowę.