Karol Pałka: Co jest kluczem do szczęścia?
Jego projekty fotograficzne były nagradzane na wielu festiwalach oraz pokazywane na wystawach w Paryżu, Sète, Montpellier, Londynie czy Nowym Jorku. Sukcesy odnoszą i filmy – najnowszy dokument „Bukolika” otrzymuje nagrody w różnych częściach świata, a ostatnio był także wyświetlany w ramach prestiżowego Camerimage jako jedyny polski film w konkursie długometrażowych filmów dokumentalnych. O obserwacji świata na pograniczu duchowości i prozaiczności opowiada nam Karol Pałka.
rozmawia Maja Baczyńska
Jak Pan natrafił na bohaterki swojego filmu, czy łatwo było je przekonać do udziału w projekcie? Dlaczego mógłby dla nich ważny?
W roku 2015 natrafiłem na fotograficzną dokumentację z działań Daniela Rycharskiego i na jednej z fotografii zobaczyłem Danusię i Basię. Skontaktowałem się z Danielem, który wskazał mi miejsce ich zamieszkania. Pani Danusia od razu zgodziła się na realizację filmu, odpowiadając na moją prośbę: „Jeśli jest czas i ochota, to dlaczego nie!”. Jednak musiałem sobie zapracować na zaufanie moich bohaterek. Przez pierwsze pół roku obserwowaliśmy się wzajemnie z dystansu. Nasza relacja wyglądała dokładnie tak, jak pierwsze minuty mojego filmu. Dopiero po niecałym roku moich regularnych przyjazdów zaprosiły mnie do środka swojego domu. Myślę, że ten projekt był ważny z perspektywy wspólnie spędzonego czasu i wzajemnej wymiany doświadczeń. Z panią Danusią bardzo dużo rozmawialiśmy. Ona była ciekawa mojego świata, a ja jej. Poza samym robieniem filmu, spędzaliśmy razem dużo czasu wolnego, urządzaliśmy pikniki i ogniska. Myślę, że to mogło być z kolei ważne dla Basi – spędzanie czasu z rówieśnikami.
Czego się Pan nauczył, dowiedział dla siebie nowego, realizując „Bukolikę”?
Sandor Marai w „Dziennikach” pisał: „To, co zrobiłem, stwarza mnie, nie tylko ja tworzę dzieło”. Podpisuję się pod tym, że dzieło sztuki stwarza także artystę. Czuję, że ten film nie tylko mnie zmienił, ale też wciąż jeszcze na mnie silnie oddziałuje, dlatego jest zbyt wcześnie, abym mógł szczerze i w pełni odpowiedzieć na to pytanie.
W „Bukolice” świat wierzeń ludowych przeplata się z prostotą życia, trud codzienności z lekkością bytu. Co dla bohaterek mogłoby być kluczem do szczęścia? Czy zmiana ich dotychczasowej egzystencji, czy właśnie, paradoksalnie, trwanie w niej?
Do poczucia szczęścia potrzebne są cierpliwość oraz pewne umiejętności. Myślę, że moje bohaterki je posiadają. „Bukolika” była różnie odbierana np. przez publiczność szwajcarską i polską. W Polsce spotkałem się z opiniami, że „Bukolika” jest daleka od „bukoliczności”. Jednak proszę przyjrzeć się chociażby relacji Danusi ze zwierzętami. W pytaniu używa pani sformułowania „lekkość bytu”. Przypomina mi się fragment z książki Milana Kundery. Twierdzi on, że żaden człowiek nie może przynieść drugiemu daru idylli. Tylko miłość między człowiekiem a zwierzęciem jest idylliczna. Cytując Kunderę: „Nie ma w niej konfliktu, bolesnych scen, nie ma w niej rozwoju”. W jednej ze scen pani Danusia mówi, że człowiek nie powinien umierać. Podkreśla, że każdy powinien „swoją bidę ogarniać”. Twierdzi, że mogłaby zajmować się swoimi zwierzętami wiecznie. Warto tutaj podkreślić, że pani Danusia nie utrzymuje się z tej niewielkiej hodowli zwierząt, a jej krowy nie dają mleka. Wypasanie tych zwierząt jest więc formą teatru bądź rozrywki. Żeby to dostrzec i zrozumieć, potrzebna są wyżej wymienione cierpliwość oraz umiejętności. Szwajcarska publiczność podczas światowej premiery w Locarno doskonale to czuła. Nie potrafię odpowiedzieć, co byłoby kluczem do szczęścia dla moich bohaterek, ale spróbujmy odwrócić tę sytuację. Tekst piosenki, która otwiera i zamyka mój film, brzmi: „Każdy jest dla ciebie, wszystko specjalnie dla ciebie, cały wszechświat istnieje wyłącznie dla ciebie”. Uważam, że moje bohaterki są specjalnie dla nas i to one stawiają nam pytanie: co jest kluczem do naszego szczęścia? Trwanie czy zmiana naszej egzystencji? Mimo że świat przedstawiony w filmie jest odmienny od naszego, to zmusza nas do zadawania właśnie tych najprostszych pytań. Jest to rodzaj lustra, w którym możemy się przeglądać.
Co czyni „Bukolikę” uniwersalną dla widzów na całym świecie? Czy właśnie wspomniany wcześniej efekt lustra?
A może po prostu tajemnica.
Wracając do utworu muzycznego, który otwiera i zamyka film: ogromnie podoba mi się montaż do muzyki w tych sekwencjach… Skąd pomysł, aby właśnie on odgrywał tak istotną rolę w „Bukolice”? Sam w sobie, w swoim brzmieniu, stanowi jakby konfrontację tradycji z nowoczesnością.
To nie było w żaden sposób planowane. Uważam, że takich rzeczy nie da się w filmie dokumentalnym zaplanować. Zamiast tego trzeba otworzyć się na rzeczywistość, a to wymaga odwagi i bycia w stałym skupieniu. Gdy jestem w procesie robienia filmu, staram się nie oglądać żadnych innych filmów, za to bardzo dużo słucham muzyki i czytam. Natknąłem się na utwór „Baby” DakhaBrakha i od razu pomyślałem o moich bohaterkach. Zacząłem przesłuchiwać wszystkie utwory i zupełnie intuicyjnie podłożyłem „Specially For You” pod montowane przeze mnie materiały i to zaczęło działać. Potem okazało się, że nawet słowa piosenki traktują o tym samym. To było w 2016 r. Lata później podczas zaawansowanych prac z montażystką Kasią Boniecką zgodnie stwierdziliśmy, że nie zmieniamy w tym początku nawet jednej klatki. Ta scena weszła do filmu dokładnie tak, jak ją zmontowałem w 2016 r.
Czuje się w niej silną autorską wizję, brawo. A jak długo trwały zdjęcia, jak wyglądała reżyseria w przypadku tego tematu, jeśli może Pan zdradzić? Czy świadomie wprowadzał Pan pewne postaci, czy inicjował sytuacje w życiu bohaterek (np. pojawienie się księdza, otrzymanie magnetofonu w przesyłce), czy też była to czysta obserwacja i wyłuskanie szczęśliwych dla filmu momentów z wielu godzin nagranych materiałów?
Zdjęcia do filmu trwały cztery lata i jest to z pewnością rodzaj dokumentu obserwacyjnego. Dużo obserwowałem i próbowałem ten świat jak najlepiej zrozumieć, dowiedzieć się, jak funkcjonuje. Czasami byłem świadkiem jakichś ciekawych sytuacji, które mogłyby okazać się pomocne w budowaniu mojego filmu. Starałem się później stworzyć okazję, aby mogły wydarzyć się ponownie. Najczęściej działy się nawet bez mojej pomocy. W filmie takim, jak ten, istnieje prosta zależność: tyle, ile dajesz z siebie, tyle potem możesz uzyskać na ekranie. Mogę też przyznać, że próbowałem inscenizować pewne sytuacje, jednak były to próby nieudane i ostatecznie do filmu nie weszły.
Nad czym Pan aktualnie pracuje?
Pracuję nad kolejnym dużym projektem, zupełnie odmiennym od „Bukoliki”. Jest we wczesnym stadium rozwoju, dlatego jeszcze nie mogę zdradzić szczegółów.
Zatem trzymam kciuki!