Jörg-Andreas Bötticher: Dla mnie wszystko zaczyna się od śpiewu

01.09.2024
Jörg-Andreas Bötticher, fot. Elias Boetticher

18. Festiwal Goldbergowski przypomina o związkach z Gdańskiem najsłynniejszego ucznia Bacha - Johanna Gottlieba Goldberga. Podczas koncertu finałowego wystąpi zespół Abendmusiken Basel, pod kierownictwem Jörga-Andreasa Böttichera. Z Maestro rozmawiał Igor Torbicki.

 

Maestro, podczas Festiwalu Goldbergowskiego wykona pan wraz z Abendmusiken Basel utwory Johanna Erbena, Caspara Forstera oraz Matthiasa Weckmanna. Dwóch z tych kompozytorów było związanych z Gdańskiem. Czy dostrzega pan szczególne cechy w muzyce, którą stworzyli kompozytorzy z tego miasta?

 

Od dawna jestem zafascynowany gdańskimi muzykami i kompozytorami. Wraz z zespołem specjalizujemy się w muzyce siedemnastowiecznej. Gdańskich kompozytorów gramy całkiem często – mieli swój wyjątkowy styl, trudny do zwięzłego opisania.

 

Przypadek Johanna Balthasara Erbena jest bardzo szczególny. Został on wysłany w podróż, podczas której odbierał edukację w całej Europie. Odwiedził Paryż i Rzym, poznał Frobergera i Weckmanna. Szczególny wpływ mógł mieć na niego czas spędzony w Rzymie. Generalnie kompozytorzy gdańscy, zaczynając od Paula Sieferta, poprzez Balthasara Erbena, ale i późniejsi, jak Johann Valentin Meder, a nawet Freisslich i tak dalej, komponowali na bardzo wysokim poziomie, szczególnie w dziedzinie muzyki kościelnej. Ich utwory mają bogatą kolorystykę i wywodzą się z bardzo różnorodnych stylów kompozytorskich.

 

A Forster… Trudno będzie realnie określić cały jego styl, ponieważ na koncercie wykonamy zaledwie jedną Sonatę. Ale generalnie jego utwory są bardzo uroczyste, nieco podobne do stylu austriackiego w wydaniu Schmelzera czy Bibera, tylko nieco wcześniejsze chronologicznie. Powiedziałbym, że muzyka XVII wieku to czas rozkwitu kompozycji w Gdańsku i ogromnie doceniam wszystkie muzyczne skarby tamtego czasu, które odkrywamy i wykonujemy.

 

 

A pan nie tylko wykonuje je na organach, ale i dyryguje nimi. Jaką ma Pan metodę na połączenie tych dwóch ról?

 

To ważne pytanie… Przede wszystkim rola dyrygenta w XVII czy XVIII wieku różniła się od dzisiejszej. Nie dyryguję orkiestrą symfoniczną, w takim przypadku jednoczesne granie na organach byłoby niemożliwe. Nasz zespół jest niewielki, więc potrzebnych jest tylko parę gestów – a istnieje wiele sposobów na dyrygowanie taką formacją przy pomocy małych ruchów, spojrzeń lub zaledwie oddechów. W Gdańsku będziemy mieć sześciu śpiewaków i 6–8 instrumentalistów – kluczowy jest tu dobry kontakt z grupą continuo, na przykład z wiolonczelą, gambą czy kontrabasem.

 

W XVII czy XVIII wieku dyrygowanie rękami nie było standardem. Aż do XIX wieku niektórym dyrygentom zarzucano nadekspresję w gestach – dobra orkiestra po prostu ich nie potrzebowała. Powiedziałbym, że zmieniło się to w czasach Berlioza i Mendelssohna.

 

Oczywiście są pewne granice symultanicznego dyrygowania i grania. Czasem dźwięk organów sam w sobie jest rodzajem dyrygentury. Ale w niektórych konkretnych miejscach, jak w Kościele św. Trójcy w Gdańsku, mamy pewną trudność, ponieważ organy znajdują się z boku. W takiej sytuacji utrzymanie kontaktu z zespołem jest bardziej wymagające, więc albo należy skorzystać z pomocy innego dyrygenta, albo mieć świetne porozumienie ze śpiewakami. Podczas Festiwalu Goldbergowskiego będę grał na pozytywie, więc nie napotkamy tego rodzaju trudności.

fot. A.J. Becking

 

Tak więc, z biegiem czasu, rola dyrygenta zmieniła się z technicznej w bardziej emocjonalną?

 

Zmieniła się kompletnie. Współczesna orkiestra musi być w pewien sposób neutralna, w pełni oddając swoje emocje dyrygentowi, który w interpretacji może zażądać od niej wszystkiego, czego chce. W XVII wieku stan rzeczy był inny i ja również go stosuję – jako dyrygent nie wymagam od orkiestry odzwierciedlania moich emocji. Jest to podobne to big bandu czy combo jazzowego – każdy ma swoją rolę, ale nie musi powstrzymywać swoich własnych emocji na rzecz moich.

 

 

Wyobraźmy sobie osobę, melomana czy melomankę, która od czasu do czasu pojawia się w filharmonii, ma podstawową wiedzę muzyczną o najważniejszych kompozytorach w historii, ale nie ma zielonego pojęcia o wykonawstwie historycznym. Co zarekomendowałby pan jako pierwszy krok do zaznajomienia się z tą dziedziną?

 

Również dobre pytanie [śmiech]. To, co mnie porusza i może wywołać podobne emocje u słuchaczy, to koncert na żywo. Tak więc przede wszystkim rekomendowałbym koncerty w wykonaniu muzyków, którzy świadomi są praktyk wykonawstwa historycznego. A jeśli to niemożliwe – mamy cały świat nagrań historycznych, na przykład z początku XX wieku. To prawdziwa skarbnica praktyk, które dziś są już zaniechane.

 

Ale w takim przypadku potrzebny byłby przewodnik po tej muzyce. Wie pan, w przemyśle nagraniowym kryje się tyle manipulacji… Bez przerwy słyszy się nagrania muzyków, którzy nigdy nie zagrają na żywo tak, jak na płycie. Muzyka pop to niejedyny gatunek, w którym znajdzie pan autotune – zdarza się to również w nagraniach muzyki poważnej. Tak więc, gdy odkrywamy coś nowego przy pomocy nagrań, musimy pamiętać, że są one produktami sztucznymi – które oczywiście również mogą być dobre i pokazać, jak dany utwór może brzmieć.

 

Dla mnie wszystko zaczyna się od śpiewu. Jeśli ma się możliwość słuchania dobrych śpiewaków czy chórów, trzeba z niej korzystać. Właśnie to może być pierwszym krokiem w historię, pierwszym kryterium określającym jakość wykonawstwa historycznego. Telemann mawiał, że „wszystko musi śpiewać” – w samej kompozycji, ale i w wykonaniu. A potem… Zacząłbym szukać wtajemniczonego przewodnika [śmiech].

 

 

W moim przypadku nagrania były kluczowe – płyta z Mszą h-moll Bacha w wykonaniu Marca Minkowskiego była moim wstępem do wykonawstwa historycznego. I liczę na to, że podobnym wstępem będzie również pański koncert z Abendmusiken Basel podczas Festiwalu Goldbergowskiego. Profesorze, dziękuję panu za tę rozmowę.

 

Dziękuję również.

 

 

Koncert 01.09.2024 godz. 19.30

 

Abendmusiken Basel | Jörg-Andreas Bötticher
Oblackie Centrum Edukacji i Kultury
ul. Elżbietańska 9/10, Gdańsk
Kościół św. Józefa


Johann Balthasar Erben
Dixit Dominus
á 12/6 voc: é 6 stromen:/Con Basso continuo/S. Batt: de Erbenn
Manuskrypt z 1665 r., Kolekcja Dübena

Ach, dass ich doch in meinen Augen
a 6 / 4. Viol: 2Viol: d'Gamb è Canto Solo
Manuskrypt z 1682 r. aut. Samuel Schirm (muzyk Kościoła Mariackiego w Gdańsku) Kolekcja Dübena

Erbarm dich mein o Herre Gott
SATTB, 4 Violen, bc
Manuskrypt Berlin

Laudate Dominum
a 10 / 6 Vocj é stromenti / con Basso Continuo
Manuskrypt z 1665 r., Kolekcja Dübena

Kaspar Förster (1616-1673)

Sonata à 7 in C
Manuskrypt, Kolekcja Dübena

Ich freue mich im Herrn
Soprano solo con 5 Viole,
Manuskrypt z okresu 1668-1672, Kolekcja Dübena

Peccavi super numerum in D
À 10 / 6 Voci é 4 Stromenti:
Manuskrypt z 1665 r., Kolekcja Dübena

Matthias Weckmann (1616?-1674)

Toccata in a
Ms: Ratsbücherei Lüneburg

Magnificat
à 12/ 6 Voci: / 6 Instr: / con / Basso Contio.
Manuskrypt Berlin


Wstęp wolny - obowiązują bezpłatne wejściówki.

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.