Zbójnicy w Warszawie [Janosik z 1921 na festiwalu Eufonie]
Piąty dzień V Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Europy Środkowo-Wschodniej Eufonie przyniósł coś, co zawsze odbieram szczególnie ciepło – przełamanie standardowej formuły koncertowej. W warszawskim teatrze Palladium odbyła się projekcja niemego słowackiego filmu Janosik z 1921 roku, a towarzyszyło jej wykonanie muzyki Stanislava Palucha. Rezultat był widowiskowy, choć niełatwo zgodzić się z częścią decyzji kompozytora.
Na początek kwestie techniczne. Slovak Sinfonietta Zilina, która zaszczyciła Warszawę swą obecnością, grała nieskazitelnie – właściwie nie sposób było usłyszeć jakichkolwiek nieczystości. Dyrygent, Vladimir Martinka, oprócz pulpitu z partyturą miał do dyspozycji tablet z podglądem filmu, na którym wyświetlały się znaki graficzne umożliwiające dokładną synchronizację wykonawców z materiałem wideo.
Stanislav Paluch jest nie tylko kompozytorem muzyki do rzeczonego filmu, ale również skrzypkiem kolektywu Bashavel, który towarzyszył orkiestrze na scenie. Główna cechą muzyki była jej różnorodność – przeradzała się od klasycznego fortepianowego stylu „taperskiego” aż do rozmachu na pograniczu pianistyki Errolla Garnera, balansowała między smyczkowymi opracowaniami pieśni ludowych a improwizacjami skrzypcowymi w duchu Stephane’a Grappelli. Te ostatnie akcenty, ocierające się niemalże o gypsy jazz, przyjąłem ze szczególnym entuzjazmem jako wieloletni wielbiciel historycznego Quintette du Hot Club de France. Synchronizacja warstwy audytywnej z wideo była równie różnorodna – od ścisłych związków wydarzeń na ekranie z instrumentami perkusyjnymi orkiestry aż po swobodne improwizacje bez konkretnych punktów wspólnych między dźwiękiem a obrazem.
Nietrudno się domyślić, że muzyka Palucha jest swoistą interpretacją filmu, jego indywidualnym odbiorem Janosika. Śpiewne opracowania materiału ludowego były zawsze zgodne z akcją dziejącą się na ekranie. Kilka wątpliwości nasunęło mi się w kontekście fragmentów utrzymanych w duchu szeroko rozumianego jazzu – jedną ze scen, której akompaniowała ta muzyka, była śmierć ojca Janosika. W moim odbiorze była to sytuacja budująca rdzeń filmowej postaci, jakim była uzasadniona nienawiść do możnych w wyniku personalnych krzywd. Wydaje mi się, że scena ta, jak i kilka innych, byłaby bardziej komunikatywna z poważniejszą muzyką. Zastanawiałem się również nad zasadnością umieszczenia w muzyce cytatu nawiązującego do melodii Ej, uchniem, czyli pieśni rosyjskich burłaków. Być może melodia ta jest obecna również w kulturze słowackiej?
Wydarzenia prezentujące inną formułę niż „zwyczajne” wykonawstwo muzyczne mogą wprowadzić do festiwali powiewy świeżości – coraz popularniejsze stają się prelekcje, koncerty z udziałem publiczności czy właśnie projekcje filmów. Fakt, że Eufonie zdecydowały się na taki ruch, bardzo cieszy. Być może podczas kolejnej edycji przyjdzie czas na następną filmowo-muzyczną podróż?