Grażyna Paciorek-Draus: Odporność jest jak mięsień
Przez ostatnie miesiące odporność kojarzyliśmy głównie z pandemią i obroną przed wirusem. Odporność ma jednak znaczniej więcej odcieni, wśród których jest ta, którą artyści powinni nabyć na drodze swojego rozwoju. O trudzie kształcenia dzieci, błędach szkolnictwa oraz budowaniu odporności scenicznej z dr Grażyną Paciorek-Draus, adiunktem Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina, trenerem przygotowania do występu publicznego i pracy ze stresem, rozmawia Kamila Tarnawska.
Czym jest odporność sceniczna?
Odporność jest zespołem wielu cech, takich jak umiejętność pokonywania trudności, szybkość powrotu do równowagi po negatywnym doświadczeniu, zdolność adaptacji do nowych warunków, zaufanie do siebie, poczucie skuteczności, zdolność do podejmowania nowych wyzwań mimo poniesionej porażki. Każdy z nas rodzi się z naturalną odpornością, ale jej poziom jest zróżnicowany u poszczególnych osób – widać to już w pierwszych latach życia. Jednakże nasze genetyczne wyposażenie to nie wszystko, odporność także nabywamy! Może się ona zwiększać lub zmniejszać na skutek różnych przeżyć. Kształtowanie odporności rozpoczyna się w domu rodzinnym, a dalej w szkole, w środowisku rówieśników. Bardzo ważne jest stopniowo pozyskiwane doświadczenie życiowe, bo im więcej przeżytych sytuacji, tym łatwiej rozpoznajemy to, co istotne i warte uwagi, zarazem też mniej przejmujemy się drobnostkami.
Czy jest dobry moment na rozpoczęcie świadomego nabywania odporności? Czy w ogóle można w tym przypadku mówić o czymś takim, jak dobry moment?
Jeśli mówimy o zawodzie muzyka, to odpowiednim momentem jest już początek nauki w szkole muzycznej. W rękach nauczyciela spoczywa nie tylko rozwój muzyczny dziecka, lecz także budowanie wzajemnej relacji i kształtowanie właściwej komunikacji – wspierającej lub wręcz przeciwnie, takiej, która wyniszcza poczucie własnej wartości i obniża samoocenę dziecka.
Zawód muzyka jest związany z życiem na scenie, jest to nieustanne spotykanie się z oceną, a to właśnie lęk przed oceną jest głównym podłożem stresu scenicznego. W naszym systemie szkolnictwa artystycznego uczeń od samego początku jest w centrum uwagi. Każda lekcja, indywidualna czy w małej grupie, jest formą oceny, komentarzem do umiejętności i możliwości dziecka. Nie można się ukryć za innymi, każdy jest widziany i jest to naturalne, a nawet konieczne. Z drugiej jednak strony, poza tym naturalnym komentarzem, który jest częścią procesu uczenia się, mamy egzaminy, a ich ostatecznym efektem jest ocena punktowa, która nic nie mówi uczniowi o jego postępie, ale jedynie sytuuje go gdzieś między rówieśnikami i wskazuje, czy spełnia lub nie oczekiwania komisji. Rzadko niestety wystawieniu stopnia lub podaniu punktacji towarzyszy rzetelne i wyczerpujące omówienie, co uczeń już potrafi, nad czym powinien pracować, co zostało docenione, a co nie zyskało aprobaty i dlaczego. Brak tej informacji sprawia, że uczeń nie wie, jak przebiega jego rozwój, jakie są jego mocne i słabe strony, jest definiowany zimnymi cyframi – stopniami lub punktami. Można powiedzieć, że liczy się tylko wynik, a nie proces rozwoju, co często skutkuje niepotrzebnym stresem, a nawet zniechęceniem do nauki.
Drugą mającą swoje negatywne konsekwencje cechą naszego systemu, po części konieczną, jest nastawienie na perfekcjonizm, czyli kult bezbłędności. Profesorowie dążą do doskonałości technicznej i wymagają od uczniów idealnych wykonań, jednak warto pamiętać, że choć możemy być i bywamy perfekcyjni, nie jesteśmy tacy zawsze. Nie ma takiej możliwości, żeby każda lekcja i występ były doskonałe. Oczekiwania perfekcjonistów są nierealne i niemożliwe do spełnienia, zatem nauczyciel perfekcjonista w znacznym stopniu przyczynia się do osłabienia pewności ucznia, który prędzej czy później zaczyna przeżywać silne frustracje. Prowadzą zwykle do negatywnej oceny swoich możliwości, co z kolei zabija radość z grania i motywację do pracy. W naszej metodyce uwaga skupiona jest przede wszystkim na błędzie – jego eliminacji i unikaniu. Uczeń wciąż słyszy czego NIE robić, zamiast usłyszeć CO i JAK należy zrobić. Powoduje to narastający lęk przed popełnieniem błędu i poczucie, że zawsze jest źle, że niezależnie od włożonej pracy nauczyciel nigdy nie jest zadowolony, a to buduje u ucznia przekonanie, że jest za słaby i „nie nadaje się”. Innym aspektem lęku przed błędem jest spowolnienie rozwoju. Jeśli bowiem będziemy bali się pomyłek, to nie podejmiemy ryzyka, by zagrać coś trudniejszego, co było naszym marzeniem, nie pojedziemy na przesłuchania, wycofamy się z koncertu etc. Dla niektórych uczniów nieudane występy stają się traumą, a powinny być raczej informacją, doświadczeniem niemiłym, lecz wartościowym. Nauczyciel powinien zadbać o właściwie podejście do błędu, który jest czymś naturalnym w procesie uczenia się. Przecież kiedy jako niemowlęta stawiamy pierwsze kroki, często się przewracamy – bo podejmowanie prób, choć nie zawsze udanych, jest jedyną drogą, by nauczyć się chodzić i biegać. Podobnie jest z uczeniem się wszystkiego, także z grą na instrumencie. Ważne jest, by nie uciekać przed wyzwaniami i wyciągać wnioski z porażek, gdyż tylko wtedy możliwa jest poprawa odporności i sukces na scenie. Odporność jest jak mięsień: jeśli podejmujemy wyzwania – wzmacnia się!
Jak odróżnić stres od tremy?
Stres jest naturalnym mechanizmem, który przygotowuje nas do udźwignięcia trudnego zadania. Tak zwane hormony stresu – kortyzol, adrenalina, noradrenalina – powodują szereg reakcji w organizmie, które podnoszą naszą wydajność. Obecnie ludzie żyją w zbyt dużym, niekontrolowanym napięciu, którego nie rozładowują, co ma negatywne skutki dla zdrowia. Naturalnego stresu – utrzymanego na odpowiednim poziomie i adekwatnego do sytuacji – nie powinniśmy się wyzbywać, bo jest on formą informacji o tym, co się dzieje wokół nas, ponadto może być wykorzystany jako paliwo do sprostania wyzwaniom. Badania wskazują, że kiedy walczymy o coś ważnego w naszym życiu, zawsze pojawia się stres, bo towarzyszy on rozwojowi. Ludzie, którzy oceniają swoje życie jako satysfakcjonujące, szczęśliwsi i z osiągnięciami, to jednocześnie osoby stykające się z trudnościami, doznające stresu, które nie boją się wyjść poza strefę komfortu. Trema natomiast jest to stan drżenia, a nawet paniki powiązanej z bardzo konkretną sytuacją, np. występu lub z poszczególnymi osobami. Tremę więc hodujemy.
W środowisku muzycznym bardzo dużą rolę odgrywa konkurencja, która powoduje w artystach dużo stresu. Odnoszę wrażenie, że powoli przestaje być zauważalna różnica między stresem, zwłaszcza tym motywującym, a tremą. Do czego może doprowadzić taka nieumiejętność rozróżnienia tych pojęć?
W najgorszym wypadku może doprowadzić muzyka, który jest bardzo interesującym artystą i ma duże zasoby, do rezygnacji z nauki, a nawet zawodu. Jednak istnienie konkurencji powoduje konieczność autorefleksji nad własnymi możliwościami, motywacją, także nad tym, czy muzyka jest naszym ikigai – sferą, w której czujemy się najlepiej, mamy najwięcej do zaoferowania, w której najpełniej się realizujemy. Czasy są takie, że młodzi ludzie muszą odnaleźć swoje miejsce na rynku pracy, nierzadko zmieniając swoje pierwotne plany. Bywa i tak, że pracujemy w innym zawodzie niż ten, do którego się kształciliśmy. To budzi obawy, odbiera poczucie bezpieczeństwa, ale z drugiej strony stwarza możliwości. Powinniśmy zrozumieć, czym w istocie jest stres, kiedy się pojawia i czy sytuacja, w której się znajdujemy, jest warta silnych emocji. Stres może nas wzmacniać, a może nas zabijać. Odróżnienie stresorów związanych z naszym rozwojem – tych, które mają sens od tych, które sensu nie mają – jest konieczne do zastanowienia się nad sobą i swoimi możliwościami. Świadomość tego kim jestem, gdzie mogę się znaleźć i co jest dla mnie ważne, pozwala dążyć do własnego rozwoju i życia w zgodzie z osobistym potencjałem zamiast mierzyć się z tym, co nie jest możliwe. To bowiem powoduje nieustające poczucie frustracji i przegranego życia. Najważniejsze to mierzyć się ze sobą, akceptując swoje możliwości. Wpajanie takiego podejścia jest konieczne już w szkole. Zamiast twardych, a czasem niemożliwych oczekiwań nauczyciel powinien zwrócić uwagę na postęp ucznia nie tylko w stosunku do idealistycznych wymagań i rówieśników, ale przede wszystkim w stosunku do niego samego. Jeśli będziemy porównywać uczniów do ich samych sprzed trzech miesięcy czy pół roku, zamiast tremy będziemy budować w nich zaufanie do siebie, poczucie wpływu ich pracy na osiągane wyniki, a wreszcie na satysfakcję i dumę. Muzyka powinna dawać skrzydła, a nie ich pozbawiać.
Czy pracując w środowisku nauczycielskim, zauważa Pani, że nauczyciele zdają sobie sprawę, jak wielki wpływ mają na uczniów? Czy brak tej świadomości wynika z braku odpowiedniej edukacji np. w trakcie zdobywania uprawnień pedagogicznych?
Moim zdaniem nadal funkcjonuje podejście w stylu „To jest szkoła artystyczna, wiedziałeś, na co się piszesz. Musisz sobie z tym poradzić albo się do tego nie nadajesz”. To nie jest właściwe. Nie każdy śmiały z natury uczeń okaże się lwem estradowym, zaś z drugiej strony nawet nieśmiałe dziecko może występować na scenie z sukcesem. Ważne jest jednak, żeby nauczyciele byli świadomi, jak istotny wpływ wywierają na budowanie odporności lub, przeciwnie, rozwój tremy u swoich uczniów. W żadnym zakresie ta świadomość nie jest wystarczająca. Pracując ze studentami, słyszę, że tylko nieliczni profesorowie i nauczyciele mają wiedzę dotyczącą psychologii występu i reagują na np. pogłębiający się stres ucznia. Najczęściej opierają się na własnych doświadczeniach, które są bez wątpienia cenne, ale jednostkowe. W procesie kształcenia nauczycieli-instrumentalistów zajęcia poruszające problematykę tremy, jej przeciwdziałania, niwelowania zbędnych napięć etc. powinny być obowiązkowe. Jako nauczyciele, najczęściej nieświadomie, niszczymy odporność dzieci na wiele sposobów. Powinniśmy posiąść rzetelną wiedzę dotyczącą właściwej komunikacji, sztuki planowania celów, indywidualnego przygotowania ucznia – technicznego, muzycznego, fizycznego i mentalnego – do występu. Również samym uczniom zajęcia dotykające tej sfery byłyby bardzo przydatne. Podczas warsztatów, które prowadzę ze studentami UMFC, bardzo często słyszę, że są to jedne z najważniejszych zajęć i że powinny być obowiązkowym elementem edukacji muzyków już w szkole średniej.
Mamy dziecko, które jest absolutnym geniuszem swojego instrumentu, wygrywa wszystkie konkursy, nawet te międzynarodowe. Słyszy od rodziców i od nauczycieli, że jest najlepsze, przez co zaczyna tak siebie postrzegać. Kiedy styka się z kimś, kto mówi jej, że nie jest najlepsze, dziecko zamyka się w sobie i powoli traci swoją pewność siebie. Jak traktować takiego ucznia, żeby nie zatracić w nim odporności scenicznej i pewności?
Praca z takim dzieckiem nie jest łatwa, ponieważ zostało już nauczone tego, że jest „najlepsze” i niestety bardzo szybko życie to zweryfikuje. Dziecko samo dość szybko zauważa, że się wyróżnia, ale warto tu podkreślić, że wyróżnia się w swoim, znanym sobie gronie uczniów. Większość z nas przechodziła okres, w którym czuliśmy się „gwiazdami”. Jednakże kiedy znaleźliśmy się w szkole drugiego stopnia, a później na studiach okazywało się, że podobnych „gwiazd” jest więcej, co zawsze prowadzi do weryfikacji swoich możliwości w nowym, mocniejszym środowisku, a często też skutkuje utratą pewności siebie. Im większe są nasze możliwości, z tym lepszymi, zdolniejszymi rówieśnikami będziemy się mierzyć. I to jest moment, kiedy odkrywamy, że nie jesteśmy już „najlepsi” ani jedyni i że konkurencja jest bardzo silna. Warto przekierować uwagę dziecka z jakiejś wyimaginowanej konieczności czy też przymusu bycia „najlepszym” na dumę z postępu i osiąganych sukcesów, radość z kontaktu z muzyką, na to, że znalazło się ono w gronie znakomitych, utalentowanych osób. Istotna jest też mądra postawa rodziców i nauczycieli – zapewniająca poczucie normalności i bezpieczeństwa, wspierająca, a nie wywierająca nieustanną presję. Największe problemy pojawiają się w wieku dojrzewania, kiedy to rośnie świadomość siebie, pojawia się ocena własnej skuteczności i miejsca wśród rówieśników. Często wtedy właśnie nierealna opinia, którą byliśmy karmieni, rozpada się, usuwając nam bezpieczny grunt spod nóg. Uczniowi, który przeżywa taki stan, można pomóc poprzez wskazanie mu jego zasobów, a także tego, nad czym można jeszcze pracować oraz docenianie jego postępów w stosunku do siebie samego, zaś porównywanie trzeba ograniczyć do osób, które są o parę kroków przed nim, a nie do nieosiągalnych mistrzów, choć warto mieć swój ideał.
Ważnym elementem jest też zrozumienie, że bardzo często dzieci, szczególnie w początkowych latach nauki, podświadomie wiążą uczucia okazywane im przez rodziców z poziomem swoich osiągnięć. Przykładowo, jeśli mam piątki, wygrywam konkursy, pięknie zagrałam koncert, to widzę, że mama jest dumna, radosna, czuję wtedy, że mnie kocha. Jeśli coś mi nie poszło, mama jest smutna albo zła, to dostrzegam nagłą zmianę – mama już mnie tak nie kocha. Uczeń w swoim rozumieniu bierze odpowiedzialność za negatywne emocje rodziców, którzy sukcesy i porażki swoich dzieci traktują jak własne, rękami dzieci zaspokajając swoje oczekiwania i ambicje, i podświadomie karząc je za niepowodzenia. To prowadzi do groźnych konsekwencji. Rodzice powinni wspierać dziecko w jego drodze artystycznej, zadbać o równowagę w jego życiu, pokazywać, że droga do sukcesu nie jest nigdy gładka i przede wszystkim akceptować realne możliwości dziecka.
Mówiąc o konkursach, warto wspomnieć, że występy są obecnie nagrywane. O ile starsze dzieci miały możliwość grania na scenie przed publicznością, o tyle dzieci z klas I-II nie są na tyle doświadczone. Co może powodować brak przygotowania dziecka do występów publicznych, zwłaszcza tych najmłodszych, w perspektywie powrotu koncertów do szkół?
Pierwsze zagrożenie to wzrost poziomu stresu. W bardzo dużym stopniu zależy to od nauczycieli, ich pracy nad przygotowaniem uczniów do ponownych występów publicznych. Trzeba wprowadzać to stopniowo. Najmłodsze dzieci nie miały dotąd okazji zmierzyć się ze sceną i publicznością w ogóle – to dla nich nowość. Może się zdarzyć, że nie uczestniczyły w koncercie nawet jako słuchacze. Można zacząć od wysłuchania występów starszych uczniów, następnie kolegów z klasy. Dobrym pomysłem jest granie w małych zespołach, a w końcu samodzielne występy choćby przed nauczycielem, rodzicami czy przed kolegami. Audycje klasowe to świetna okazja, by pokazać, że występ przynosi radość. Element oceny będzie tylko częścią całego przedsięwzięcia, nie należy nadawać mu zbyt dużego znaczenia. Omawiając występ, trzeba zawsze zwrócić uwagę na odczucia dziecka, jak się mu grało, co się podobało, a co nie. Uczniowie przywykli już do nagrań i choć oko kamery jest zimne i bezwzględne, to nagranie zawsze można powtórzyć, a występ na żywo nie daje takiej możliwości. Realny występ ma jednak ogromne zalety – niepowtarzalną atmosferę, ukłony, uśmiechy, oklaski – jest świętem! I o to właśnie trzeba zadbać – by granie na scenie stało się świętowaniem i powodem do radości.
Branża muzyczna jest jedną z tych, które w pandemii ucierpiały najbardziej. Zostały zamknięte sale koncertowe, a muzycy z dnia na dzień utracili możliwość pracy w swoim zawodzie, a co za tym idzie, możliwość zarabiania. Pozbawienie podstawowego bezpieczeństwa wynikającego z zarobków powoduje niebywały stres związany z brakiem pewności sytuacji. Jak powrócić do odporności scenicznej po tak traumatycznych wydarzeniach?
Praca nad odpornością powinna się zacząć już w momencie trudnej sytuacji utraty pracy i braku zarobkowania, lęku o zdrowie swoje i bliskich. To jest ten moment, w którym trzeba sobie zacząć pomagać choćby przez rozmowę z osobami, które nas mogą wesprzeć lub z osobami w podobnej sytuacji, a jeśli trzeba, rozmowę z terapeutą. Trzeba podjąć próbę zrozumienia i pogodzenia się z rzeczywistością, na którą nie mamy wpływu. Najgorszą rzeczą jest siedzenie i zamartwianie się. Najprostszym sposobem radzenia sobie jest zmiana trybu życia i myślenia. Najważniejsze jest przekierowanie lęku na działanie. Dobrym aspektem sytuacji kryzysowych jest możliwość odkrycia w sobie nowych umiejętności i zajęcie się rzeczami, na które nie było do tej pory czasu – dbanie o dietę, dobry sen, ruch fizyczny, kontakt z naturą. Ważne jest dostrzeganie nawet małych powodów do uśmiechu. Dobrze jest wprowadzić dyscyplinę – plan dnia. Jeśli to konieczne, trzeba się zastanowić nad możliwościami znalezienia innego niż dotąd zajęcia, które mogłoby przynieść dochód. Myślę, że branża muzyczna bardzo się zmieni, niestety na niekorzyść. Odbiorcy przyzwyczaili się, że da się żyć bez koncertów, bo to nie jest dobro pierwszej potrzeby, zresztą zawsze można posłuchać koncertów w internecie, za darmo. Rynek się zmieni, wiele osób straci pracę na stałe i będzie musiało ułożyć sobie na nowo życie zawodowe. Jednakże kryzys zawsze stwarza nowe szanse. Odkrywamy w sobie nowe możliwości i umiejętności, stajemy się aktywni, zdobywamy większą świadomość i wiedzę o sobie. Zrozumienie, że potrafimy poradzić sobie z przeciwnościami losu, buduje w nas zaufanie do siebie. Wtedy wzrasta nasza odporność, która nie chroni nas przed negatywnymi doświadczeniami, ale radykalnie zmienia naszą reakcję na trudne sytuacje.
Jeśli spojrzeć z perspektywy czasu, pandemia pozwoliła nam na pracę nad sobą, poznanie siebie i swoich możliwości. Problem pojawia się natomiast w zagospodarowaniu czasu, którego wcześniej nie mieliśmy.
Naszym wyborem jest to, czy będziemy umieli wykorzystać dodatkowy czas na rozwój, spełnienie niektórych marzeń, zdobycie nowych umiejętności, czy też zmarnujemy go, leżąc biernie przed telewizorem. Być może po pandemii nauczymy się żyć inaczej, wolniej, może poza poznaniem siebie zrozumiemy to, co nas boli, czego nam brakuje i co nas interesuje. Być może odnajdziemy w sobie większą elastyczność, zbudujemy swoją siłę. Czas ten bez wątpienia zweryfikuje nas samych i nasze podejście do życia. Paradoksalnie jednak właśnie teraz mamy szansę sprawić, by stało się ono dla nas źródłem większej radości i satysfakcji.