Umiłowanie piękna [O tryptyku baletowym Flight/Bolero/Elsa Canasta w Operze Wrocławskiej]

07.08.2023
Flight/Bolero/Elsa Canasta w Operze Wrocławskiej

Podobno każdy ma swój rozum i może stać się odbiorcą sztuki współczesnej, zresztą jakiejkolwiek sztuki. Oprócz rozumu wszyscy mają też swoją wrażliwość, potrzebują piękna, choćby dobierając ubranie czy urządzając dom.

Każdy z nas w jakiś sposób przetwarza świat i sztukę i najczęściej efekty tych działań są naszymi projekcjami, robimy to poprzez nagromadzone w życiu doświadczenia. Jeden człowiek zrozumie, że dana sztuka opowiada o smutku, drugi, że ta sama sztuka to historia tragicznego życia – i obie interpretacje będą właściwe. Claude Monet uważał, że dyskutujemy o sztuce, udając, że ją rozumiemy, jakby koniecznym warunkiem było zrozumieć ją, a nie pokochać. Nie ma więc niewłaściwych interpretacji, tam rządzi piękno w nas, umiłowanie piękna.

 

Edgar Degas twierdził zaś, że sztuka nie jest kwestią tego, co widzimy, ale tego, co sprawiamy, że widzą inni. Mimo to szłam do Opery Wrocławskiej na spektakl Flight/Bolero/Elsa Canasta z duszą na ramieniu, ale wyszłam stamtąd zadowolona, pewna siebie. Początkowo bałam się, że nie mam przygotowania do analizy tego typu spektaklu, potem jednak zrozumiałam, że nie w tym rzecz. Narzędzia, które mam, pozwolą mi udowodnić, że pokochałam ten balet.

Flight/Bolero/Elsa Canasta w Operze Wrocławskiej

 

Na stronie Opery Wrocławskiej można przeczytać, że spektakl Flight/Bolero/Elsa Canasta pozwala przybliżyć twórczość większego grona choreografów, stawiając przed tancerzami wyzwanie w postaci zmierzenia się z różnorodnymi stylami i technikami tańca. Dla mnie jednak równie ważna była snuta ciałami tancerzy opowieść, jej znaczenie, dokąd mnie prowadzi, jak poruszy.

 

I poruszyła mnie.

 

W tryptyku baletowym Flight/Bolero/Elsa Canasta pozornie nie ma powiązań, każda ze scen jest inna, przypisana odmiennemu porządkowi, z innej estetyki, ale odnosiłam wrażenie, że paralele są tam jednak obecne, trzy części spektaklu łączą się w historię ludzkich namiętności. Moim zdaniem zaprezentowane widowisko baletowe to jedna opowieść. To historia współczesnego człowieka, relacji, w które wchodzi, i tego, jak budowane związki ewoluują, zmieniają się, fluktuują. Zaś towarzysząca temu muzyka pod kierownictwem Adama Banaszaka wspiera przez dwie godziny każdy ruch, obrót, tupot stóp, skok czy piruet.

 

W spektaklu znaczenie ma zróżnicowany ruch, on buduje poszczególne utwory. W pierwszej części jest on płynny, łagodny, harmonijny. Tancerze przelewają się przez siebie, współpracują ze sobą, jak gdyby pchali pod górę wielki kamień, nieśli trudy życia lub ciągnęli razem linę, by przeciągnąć ją na swoją stronę. Ich stroje nie nawiązują do żadnego zjawiska, stylu, są szare i pomarańczowe, raczej geometryczne. Wykorzystane są też światła i cienie rzucane przez tancerzy na duże ruchome płaszczyzny wibrujące od mroczków. Czasem w grupie, czasem w pojedynkę tancerze przeżywają smutne życie i choć napięcie rośnie, nic nie wybucha, raczej przemija.

 

Zastanawiałam się, czy muszę się znać na fizyce, analizując przedstawienie, bo w drugiej części widać tylko plamy tancerzy na płótnach. Całe szczęście znam się na malarstwie i podziwiałam jeden wielki ruchomy obraz na deskach Opery Wrocławskiej – małe i duże, ciemne i jaśniejsze sylwetki tancerek, umięśnione ramiona tancerzy, czasem zdeformowane torsy, karki, zadarte nogi. Jedne kobiety wykonują tam szybkie, może nawet agresywne ruchy, inne są zmysłowe, powabne. W pierwszej minucie mężczyzna odpala nawet papierosa. Bo druga opowieść jest bardziej dynamiczna, dochodzą ostre kolory i kontrasty, bolero zabiera człowieka w konkretną, pełnokrwistą kulturę. Coś wybucha.

 

W trzeciej części znów królują stłumione barwy, światło jest rozproszone, ale nawet powietrze zostaje zaanektowane do tańca. Eleganckie tancerki w lekkich strojach sypią się ze schodów, tancerze w białych koszulach i spodniach od garnituru wspinają się po nich jak pająki. Wszystko śpiewem komentuje Tomasz Rudnicki. I to, co wybuchło w poprzedniej części, co było tylko kaprysem, namiastką życia, tutaj staje się pełnią. Na scenie kipi od erotyzmu. Miłość, która była w pierwszej części uczuciem platonicznym, jeśli w ogóle istniała, bo na co innego był czas, w drugiej części przypomina awanturę i wreszcie w trzecim utworze znajduje swoją formę, materializuje się, ucieleśnia, spełnia. Mężczyźni rywalizują więc o jedną kobietę, kobiety wchodzą w związki z innymi kobietami, a mężczyźni tworzą żywe, dialogujące ze sobą pary. To, co wcześniej wybuchło, eksploduje tu też po to, by nam pokazać, że życie jest ruchem w każdą możliwą stronę, że czasem toczy się w trudzie i znoju, jest jak przeciąganie liny na swoją stronę. I nie zawsze musi być tylko przyjemnie, czasem los to jedna wielka drama, ale warto żyć. Bo oprócz tego, że na świecie jest różnorodnie, bywa, że rzeczy się wykluczają wzajemnie, jest też przyjemnie, przede wszystkim jednak można kochać. I o miłości cielesnej jest trzecia część baletu domykająca pozostałe utwory.

 

Miłość to nie tylko sztuka, może więc sztuka to nie tylko miłość? To też życie miłosne ludzi rozumiane jako zmysłowość, fizyczne oddanie, które bywa naszym zwycięstwem, może nawet ewolucyjnie jest czymś najważniejszym? To jest pytanie, na które odpowiedź musi znaleźć każdy z nas, być może mierząc się z tryptykiem Opery Wrocławskiej albo po prostu kochając go

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.