Ewa Płonka debiutuje w Covent Garden
Royal Opera House to jeden z najważniejszych teatrów operowych na świecie. Występowali i występują tutaj najwięksi śpiewacy. Warto przywołać tutaj chociażby takie nazwiska, jak: Maria Callas, Plácido Domingo, Kirsten Flagstad, Hans Hotter, Birgit Nilsson, Luciano Pavarotti, Elisabeth Schwarzkopf, Joan Sutherland czy też Kiri Te Kanawa.
Dziś Royal Opera House wciąż wyznacza artystyczne standardy. Debiut na deskach tego teatru to jak przesiadka z Opla do Ferrari. Jest to zawsze istotne wydarzenie w karierze każdego śpiewaka.
Niedawno w Royal Opera House zadebiutowała Ewa Płonka. Droga jej artystycznego rozwoju jest nietypowa, gdyż zaczynała karierę jako pianistka, a jej kariera wokalna przyśpieszyła gdy śpiewaczka była już w dojrzałym wieku. Dziś pojawia się na najważniejszych scenach operowych, takich jak: Bayerische Staatsoper, La Monnaie, Teatro Massimo czy też Staatsoper Unter den Linden. Głos Płonki jest unikatowy, można go jedynie porównać do wielkich śpiewaków z przeszłości jak na przykład Birgit Nilsson. Dziś niewielu śpiewaków dysponuje tak charakterystycznym, mocnym sopranem dramatycznym. Natomiast sam repertuar tej śpiewaczki jest bardzo szeroki, znajdują się w nim role od bel canto po Verdiego, Pucciniego i Wagnera.
Na deskach teatru w Covent Garden Ewa Płonka zadebiutowała wcielając się w rolę Wenus w operze Ryszarda Wagnera Tannhäuser. Obecna produkcja od strony scenicznej została przygotowana przez Tima Albery’ego, natomiast orkiestrę Royal Opera House poprowadził Sebastian Weigle.
Tannhäuser nie jest nazbyt emocjonalną operą. Akcja wydaje się zbyt hiperboliczna, aby wywoływać łzy wzruszenia, a nawet sama muzyka ma lepsze i gorsze momenty. Jednak dla tych lepszych warto wytrwać w operze prawie pięć godzin. Reżyser przedstawienia podkreśla metaforyczną naturę libretta Wagnera. Dla Albery’ego opera ta jest rozważaniem na temat roli sztuki. W pierwszym akcie scena Royal Opera House jest niejako podwojona. Venusberg to teatr. Uwodzi on pięknem i oferuje wspaniałe doznania. Jednak główny bohater pragnie autentyzmu. Poza sztuką, na jej zgliszczach rzeczywistość jest brutalna, panuje wojna, ludzie są przesiedlani. Nie jest to nowa produkcja, ale dziś nie sposób nie odnieść tego do sytuacji w Ukrainie. Albery stworzył interesującą i spójną inscenizację, jednak chwilami brak tutaj wyrazistej dramaturgii, która przyciągałaby uwagę widza. Długie wagnerowskie sceny wymagają dynamicznych rozwiązań reżyserskich, inaczej taka opera po prostu się wlecze.
Wykonanie Sebastiana Weigle’a, który poprowadził orkiestrę Royal Opera House, było uważne i klarowne. Muzyka Wagnera pod jego batutą brzmiała niemal symfonicznie. Każdy akt miał własne tempo, a całość konsekwentnie zmierzała do kulminacji. W tytułowej roli wystąpił Norbert Ernst. To wykonanie było poprawne, Ernst śpiewał z zaangażowaniem, ale jego głos brzmiał matowo. Wspaniale spisał się Gerald Finley jako Wolfram. Jego głos ma ciepłą barwę, technicznie był bez zarzutu, ale, co znacznie ważniejsze, było to poruszające, głębokie wykonanie, które nie pozostawia widowni obojętnej. Mika Kares był wyrazistym Hermannem. Lise Davidsen zrobiła duże wrażenie na publiczności potężnym, dramatycznym głosem, ale jej wykonaniu brakło nieco subtelności. Przy całym podziwie dla jej głosu była to dość zimna i mało wciągająca interpretacja partii Elizabeth. Ewa Płonka była fascynującą Venus. Jej głos miał w sobie coś bezpośredniego, był pełny, krągły i mocny. Ewa Płonka nie tylko imponowała potęgą i barwą głosu, ale też subtelną interpretacją. Jej wykonanie było charyzmatyczne, było w nim coś uwodzicielskiego.