Diana Zamojska: Alarmy były średnio trzy razy w ciągu doby [rozmowa o powstawaniu filmu "Dwie siostry"]

22.02.2025
Diana Zamojska

Dwie siostry” to najnowszy film Łukasza Karwowskiego, który prowadzi nas w głąb rodzinnych relacji na tle konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. O twórczych wyzwaniach w świecie pełnym wojny opowiada Diana Zamojska – odtwórczyni jednej z dwóch głównych ról (aktorka, reżyserka, masażystka lomilominui, scenarzystka).

Dwie siostry” znalazły się w konkursie głównym tegorocznego 49. Festiwalu Filmowego w Gdyni. Jak doszło do tego, że postanowiłaś wziąć udział w tej produkcji?

 

Wszystko zaczęło się od telefonu. Małgorzata Adamska (castingerka), która proponowała Łukaszowi Karwowskiemu (reżyser i producent filmu) różne aktorki do tego projektu, zadzwoniła do mnie z zapytaniem, czy nie chciałabym wziąć udziału w castingu. Projekt był dość trudny. Dowiedziałam się, że sceny miały być kręcone w Ukrainie i z tego względu część aktorek rezygnowała z udziału w filmie. Produkcja miała co prawda wybraną jedną aktorkę do roli – Karolinę Rzepę, ale szukali dla niej tytułowej siostry. Zgodziłam się wziąć udział w castingu, ale problem był taki, że pani Małgosia zadzwoniła akurat, kiedy jechałam do Berlina do przyjaciółki. Pani Małgorzata powiedziała, że nie szkodzi, żebym nagrała scenę z przyjaciółką, jak do niej dotrę, telefonem. Wysłałam nagranie mejlem późno w nocy. Już rano dostałam telefon, że reżyserowi bardzo się podoba nagranie i czy możemy zrobić kolejny etap castingu, tym razem już z Karoliną Rzepą na zoomie. Byłam wtedy w kawiarni, ale udało mi się znaleźć gdzieś kąt, aby się połączyć. Zobaczyłam trzy osoby – byli to reżyser Łukasz Karwowski, jednocześnie producent filmu, Małgorzata Adamska i Karolina Rzepa. Usłyszałam: „Diana, jesteś? Super, grajcie scenę po prostu… trzy, dwa, jeden, akcja!”. To była scena całkowicie improwizowana! Nagrałyśmy całość, potem na chwilę się rozłączyliśmy i chyba pół godziny później dostałam telefon, że tak, że wszystko się podoba i że bardzo chcą ze mną współpracować.

 

I co wtedy pomyślałaś?

 

To nie była prosta decyzja. Dostałam informacje, że zdjęcia będą trwać około trzech tygodni w samej Ukrainie, a nasz wyjazd do Kijowa miałby być już za cztery dni. Pamiętam, że najpierw zadzwoniłam do mojej mamy, potem do chłopaka, do agentki, następnie jeszcze przegadywałam to kilka razy z przyjaciółką…

 

Czyli były duże wątpliwości, zanim podjęłaś decyzję, że: „Okej, jadę!”?

 

Tak – były wątpliwości. Dokładniej mówiąc – oczywiście, że pracę aktorską samą w sobie chciałam wykonać. Już sam opis filmu bardzo mi się podobał. Metafora „dwóch sióstr” to odniesienie do Polski i Ukrainy, które znalazły się w szczególnej sytuacji. Więc zawodowo chciałam wziąć udział w filmie, ale wiadomo – nie obyło się bez wątpliwości, czy się pchać do kraju, w którym jest wojna. Zadzwoniłam do mamy, mając myśl gdzieś z tyłu głowy, że będzie mnie odciągać od tego pomysłu. A moja mama powiedziała, że film wydaje się bardzo ciekawy, rzeczywiście decyzja jest trudna, ale nie pomoże mi jej podjąć. Potem zadzwoniłam do mojego chłopaka i on również nie odwiódł mnie od pomysłu jechania na plan zdjęciowy do Ukrainy. Szczerze mówiąc, przeszło mi wtedy przez myśl, że moi bliscy się o mnie w ogóle nie martwią! [śmiech] Ostatecznie jednak dzięki przyjaciółce, która również pomogła mi przejść przez casting, podjęłam decyzję, że tak – trzeba jechać. To może być ważny film. I to zrobiłam. Wróciłam po trzech dniach z Berlina, przepakowałam w pół godziny walizkę i o północy ruszyliśmy do Kijowa.

diwe siostry film

 

A jak się przygotowałaś do samej roli? Czasu było niewiele…

 

Reżyser miał na film określony pomysł i zakładał, że będzie on improwizowany. Omówił ze mną całość projektu, opowiedział o aktorach ukraińskich, którzy już byli wybrani, i o lokacjach, czyli o wszystkich produkcyjnych rzeczach. Trwało to chyba z godzinę. Powiedział również, że scenariusz nie ma dialogów, że razem z drugą aktorką będziemy improwizowały sceny, które były zapisane w akcji. Kiedyś robiłam już spektakl metodą improwizacji w Teatrze Soho w Warszawie i ogólnie bardzo lubię improwizować, więc tym bardziej chciałam zagrać w takim filmie.

Już od momentu, gdy jechałam, a właściwie wracałam pociągiem do Warszawy, zaczęłam przygotowania do roli, myślenie o niej. A potem bardzo dużo dało mi spotkanie z Karoliną Rzepą, kiedy jechałyśmy autem do Kijowa przez całą noc. Bardzo długo rozmawiałyśmy o postaciach i wymyślałyśmy sobie szczegóły naszej relacji siostrzanej. Na miejscu też współdzieliłyśmy mieszkanie, więc długie rozmowy w kuchni stwarzały nam ten siostrzany obraz coraz bardziej. Moja rola powstawała tak naprawdę cały czas: i przed planem, i w trakcie improwizacji aktorskich już na zdjęciach, i po planie, kiedy z Karoliną siadałyśmy znów w kuchni – tym razem przy winie [śmiech] – i przegadywałyśmy sobie, co możemy jeszcze zaproponować, co już się „zgrało”. Była to naprawdę intensywna praca nad relacją siostrzaną.

 

Czy budując postać Gosi, korzystałaś z jakichś własnych doświadczeń?

 

Szczerze mówiąc, przy okazji tego filmu moja praca polegała na budowaniu czegoś z niczego, dlatego że ja mam kompletnie inną sytuację w mojej rodzinie. Nie ma tu jakichś głębszych konfliktów. My się wszyscy bardzo kochamy, pomagamy sobie i nie mamy przed sobą tajemnic. Wszystko jest jakby załatwiane na bieżąco, jeżeli coś w ogóle takiego jest. Więc szczerze mówiąc, ta rola jest kompletnie zbudowana w oderwaniu od mojego życia. Głównie bazowałam na historiach, które sobie opowiadałyśmy z Karoliną, i historiach zasłyszanych od znajomych. Plus na naszej naturalnej ludzkiej chemii, która na szczęście się pojawiła.

 

A czy mimo budowania roli od podstaw – jak sama zaznaczyłaś – byłabyś w stanie się ze swoją bohaterką utożsamić?

 

Wiesz co, zawsze trudno mi odpowiedzieć na takie pytanie. To była totalna kreacja, bo w filmie bardzo mocno jest podkreślona więź sióstr, które tak naprawdę nie utrzymują ze sobą kontaktu, a takim pretekstem do tego, aby znowu się spotkały, staje się ojciec… Jeśli chodzi o utożsamianie się w tym wypadku, no to tak – myślę, że gdyby mój własny ojciec leżał w szpitalu w sercu zbrojnego konfliktu, to na pewno mój brat i ja pojechalibyśmy po niego. Więc w tym sensie się utożsamiam z problemem tej postaci w filmie.

 

Zdjęcia były kręcone w 2023 roku, kilka miesięcy po wybuchu wojny. Co zastałaś na miejscu?

 

Pierwsze, co mnie uderzyło, to to, że całe miasto – dokładnie Kijów – jest otoczone przez wojsko i że kontrola paszportowa jest co kilka kilometrów przed wjazdem do miasta. Paszport trzeba było pokazać co najmniej trzy razy, jak się chciało dostać do Kijowa. Pamiętam również widoki, jak zniszczone czołgi lub budynki obstawione workami z piaskiem w celu ich ochrony. To był szok. Potem przyjechaliśmy do Kijowa i byliśmy świadkami alarmu w mieście. Takie alarmy były tak średnio trzy razy w ciągu doby, z reguły dwa w ciągu dnia, jeden w nocy. Na przykład budziły cię o czwartej nad ranem i wtedy właśnie trzeba było zejść do schronu, piwnicy lub metra. Myślę, że pierwszy alarm wzbudził tylko czarne myśli, na zasadzie: „Co my tu robimy? Może to była jednak zła decyzja?”. Potem po prostu żyłyśmy jak wszyscy w tym mieście – „normalnie”, bo się nie da cały czas myśleć o wojnie i bać się o życie, człowiek by zwariował.

 

Zdjęcia nie obejmowały tylko samego Kijowa, ale były też kręcone poza stolicą?

 

Tak, to prawda. Część zdjęć do filmu powstawała w Irpieniu, Buczy czy Czernihowie. Te miasta mocno ucierpiały w trakcie wojny. Z dużej ich części zostały jedynie zgliszcza. W Irpieniu czy Czernihowie widzieliśmy zbombardowane bloki, domy, sklepy oraz żyjących tam obok ludzi, bo przecież trzeba dalej żyć… Te wszystkie widoki były bardzo smutne.

 

Czy jest jakiś obraz, który wywarł na Tobie szczególne wrażenie?

 

Niezwykle poruszający był dla mnie moment, kiedy kręciliśmy na dworcu w Buczy i wtedy na niebie pojawiło się piękne słońce… [chwila przerwy, głęboki oddech] To była już końcówka dnia zdjęciowego, poszłam na tył tego dworca, aby się przewietrzyć, i patrzę, a na peron wjeżdża właśnie pociąg, wiele wagonów, z którego wyskakuje mnóstwo żołnierzy. Dużo było młodych chłopaków – głośnych, uśmiechniętych, niektórzy odpalali swoje papierosy i… to piękne słońce. My tu kręcimy „film ukazujący wojnę w Ukrainie”, a tu przerzucają ludzi na front! Strasznie mnie to wtedy poruszyło, bo my kończyliśmy pracę z myślą, że później wrócimy do domu, a im być może już nigdy nie będzie to dane… [drżący głos, chwila przerwy] I to ostre słońce… Jakby na przekór wszystkiemu.

 

[po przerwie] Wracając do samego filmu – oprócz wątków wojennych mamy też tam wątek rodzinny, który wydaje się owiany wieloma tajemnicami…

 

Tak, zdecydowanie. Film przede wszystkim opowiada o skonfliktowanych od lat ze sobą przyrodnich siostrach i ich różnych relacjach z tym samym ojcem. To konflikt, w którym jedna siostra uważała siebie zawsze za gorzej traktowaną córkę, a druga raczej była pupilką taty. Wynika to z tego, że ich ojciec najpierw miał córkę z kobietą, którą bardzo kochał, a druga córka była natomiast „wpadką” – owocem romansu ojca z inną kobietą. I tam jest jeszcze taka duża rzecz, która rzutuje na cały film, ale nie mogę o niej mówić, bo chciałabym zostawić to do odkrywania widzom.

 

 

Odnajdujesz się nie tylko w rolach aktorskich, bo – jak wiem – zajmujesz się również reżyserią…

 

Trzy lata temu skończyłam Wydział Reżyserii w Gdyńskiej Szkole Filmowej i rzeczywiście piszę teraz dwa scenariusze, które chciałabym kiedyś wyreżyserować. Bardzo lubię, gdy te światy się ze sobą przeplatają w moim życiu – świat aktorski i reżyserski.

 

Premiera „Dwóch sióstr” miała miejsce 21 lutego bieżącego roku. Czy w obliczu ciężaru tematyki można odszukać w filmie lub samej produkcji coś pozytywnego?

 

Mam taką jedną króciutką anegdotę związaną z samym filmem. Nie mam prawa jazdy, a moja bohaterka musiała prowadzić auto. W końcu ten film to kino drogi! Powiedziałam o tym reżyserowi, że jest duuuuży problem, bo ja nie prowadzę. Usłyszałam wtedy: „W ogóle się tym nie przejmuj, mamy cztery dni w Ukrainie, zanim zaczniemy kręcić”. I koniec końców było tak, że kierownik produkcji ćwiczył ze mną manewry na placu lub jazdę po polnych drogach. On nie mówił ani słowa po angielsku, ani po polsku, więc uczył mnie po ukraińsku i częściowo na migi. Był świetnym nauczycielem. Dzięki niemu moja bohaterka mogła w filmie właśnie na takich polnych drogach prowadzić swoje auto. [śmiech]

 

Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć szerokiej drogi i powodzenia na premierze! Dziękuję za rozmowę, a wszystkich czytelników zapraszam na seanse „Dwóch sióstr” w kinach już od 21 lutego!

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.