Czy muzyka jest piękna?

26.04.2023

Choć muzyka nie zalicza się do tzw. sztuk pięknych, słowo „piękna” pojawia się w jej opisach bardzo często. Czy rzeczywiście jest to trafne określenie? Czy muzyka powinna taka być i czy faktycznie właśnie piękna w niej szukamy? Odpowiedzi na te pytania poszukuje Anna Markiewicz.

Piękno. Nie jest to bynajmniej określenie ścisłe, ponieważ uroda kształtów, barw czy dźwięków dla każdego może znaczyć co innego, podlegać modom, wpływom – nie jest to wartość stała. Ciekawa jest za to dalsza część definicji, którą słownik języka polskiego ujmuje słowami: „mający najlepsze cechy swojego gatunku, rodzaju itp. lub będący doskonałym w jakiejś dziedzinie”. To sformułowanie znacznie poszerza pole do rozważań nad pięknem muzyki. Przyjrzyjmy się więc, czy i jak bardzo zasługuje ona na to miano.

 

Piękna? Jak dla kogo

 

W obiegowej opinii muzyka piękna to ta, która wywołuje emocje – wzruszenie, zachwyt. Pobudza także zmysł słuchu przyjemną czy wręcz oszałamiającą w odbiorze barwą i harmonią. Działa niejako podprogowo, nie musimy analizować jej składowych, by poddać się jej urokowi. Wydaje się to proste i klarowne, ale czy tak jest rzeczywiście? Każdy słuchacz ma prawo odbierać inaczej to samo. Jednego zachwycają smutne, tęskne melodie, inny uwielbia pompatyczne fanfary, jeszcze inny dostrzega piękno w następstwie akordów i przenikaniu się kolejnych struktur harmonicznych. Jeden kocha dźwięk skrzypiec, inny fortepianu. Ktoś namiętnie słucha popisów sopranistek, kolejny zna wszystkie arie barytonowe, ale wzdryga się na samą myśl o barwie głosu tenora. Nasze gusty kształtuje też przyzwyczajenie. Warto pamiętać, że muzyka, która dziś koi nasze uszy, przeszła niekiedy długą drogę, nim została zaakceptowana. Niejeden kompozytor mierzył się z zarzutami zbytniego nowatorstwa, szokował, bywał wygwizdany lub zebrał fatalne recenzje. W końcu krytycy, a za nimi publiczność, stopniowo oswoili się z nowymi brzmieniami i koncepcjami. To dzięki odwadze prekursorów muzyka rozwijała się i rozwija nadal.

 

Udręka fachowego ucha

 

Nie ma czegoś takiego jak piękno uniwersalne i przyzna to każdy, gdy tylko wyobrazi sobie coś, czego w muzyce bardzo nie lubi. Nawet w obrębie tego samego instrumentu zmieniają się trendy wykonawcze. Na niektórych nagraniach zespołów dętych z lat 60. XX wieku rażą nieprawdopodobne wręcz nieścisłości intonacyjne, mówiąc potocznie fałsze. Wytwórnia o światowej renomie, ale lepiej grać po prostu wtedy nie umiano. Dziś sposób wykonywania chociażby suit na wiolonczelę solo Bacha znacząco odbiega od standardów sprzed trzech lub czterech dekad. Dokonane w tamtym czasie nagrania rażą romantyczną wibracją i gęstością dźwięku, purystom brakuje oryginalnego, niższego stroju, zmienił się sposób frazowania i realizacji akordów. Możliwe jednak, że osoba, dla której takie właśnie stare wykonanie byłoby pierwszą interpretacją Bacha usłyszaną w życiu, zachwyciłaby się samą muzyką, pięknem harmonii i prostotą formy. Nadmiar wiedzy fachowej niekiedy przeszkadza.

Jak istnieje muzyka

 

Sytuacja komplikuje się, jeśli przyjrzymy się poszczególnym kreacjom danego utworu. Wykonanie jest sposobem, w jaki istnieje muzyka. Nie jest nią taśma lub płyta, nie jest też partytura. Muzyką są dźwięki odtwarzane z nagrania lub realizowane podczas koncertu na żywo, ewentualnie dźwięki, które „grają” nam w głowie jak radio – ta przypadłość towarzyszy na co dzień muzykom, ale też wszystkim, którzy maniakalnie słuchają nagrań. Gdy zapada wokół nich cisza, ich prywatny „odtwarzacz” w mózgu dalej przywołuje wspomnienie słuchanych wcześniej melodii. Nieliczni potrafią sami wymyślić coś nowego, ulepić z dźwięków, barw i harmonii nowy kształt – dar ten dotyczy kompozytorów, ale i kreatywnych amatorów gwizdania pod prysznicem.

 

Grałem to inaczej

 

Może być tak, ba, zdarza się to nagminnie, że nawet bardzo nam odpowiadająca kompozycja straci swój magiczny urok, pozostanie obojętna naszemu umysłowi i zmysłom, gdy wykonawca nie przypadnie nam do gustu – jego interpretacja, tembr głosu, brzmienie instrumentu lub maniera, z jaką wydobywa z niego ton. Ogromny problem mają w tej materii muzycy, którzy sami grali lub śpiewali dany utwór. Często trudno jest im przyzwyczaić się do cudzej wizji – nawet nieco odmienne tempo lub artykulacja mogą drażnić, wprowadzać niepokój. Na szczęście równie często zdarza się, że pomysły innego wykonawcy również zachwycają, stają się inspiracją.

 

Misja wysokiej rangi

 

Jak wielka odpowiedzialność spada więc na wykonawców! Od tego, jak bardzo przyłożą się do prezentacji układu dźwięków, który w intencji ma być muzyką, zależy często jej ocena przez słuchacza. Czy zdoła on dostrzec doskonałość formy? Czy zauważy przemyślane przetworzenia głównego motywu? Czy urzeknie go wymowa ciszy w pauzach? Czy wysoki rejestr zachwyci słodyczą, czy jedynie zirytuje jak piskliwe skrzypienie? Czy tempo zgra się z biciem serc publiczności, czy będzie drażnić nadmiernym pośpiechem lub rozwlekłością? Im mniej znana muzyka, im mniej gotowych matryc posiada już słuchacz na podstawie poprzednich doświadczeń, tym poważniejsza jest misja wykonawcy. To on musi przekonać słuchacza, że odkryte po stu latach zapomniane pieśni lub, przeciwnie, te ukończone tydzień temu są warte tego, by słuchać ich w przyszłości. To on musi wzbudzić pragnienie obcowania z utworem dłużej, bardziej wnikliwie.

 

Instynkt wie lepiej

 

Nie brakuje dziś malkontentów, którzy twierdzą, że piękna muzyka skończyła się w połowie XX wieku. Faktycznie, rozwój takich technik kompozytorskich jak dodekafonia, zabawy z przetwarzaniem szmerów rejestrowanych na taśmie czy wreszcie uporczywe unikanie harmonii dur-moll na rzecz drażniących dysonansów zrobiły swoje na rzecz umocnienia tej tezy. Niezależnie od osobistych gustów człowiek ma wbudowany pewien czytnik kodów, które działają uniwersalnie – bez zależności od tego, w jakiej kulturze człowiek dorastał. Tonacje molowe odbierane są jako smutne, durowe jako wesołe. Kantylena wyraża łagodność, a akcenty zdecydowanie. Dysonanse są powoli oswajane, ale nadal budzą niepokój, ucho szuka ich rozwiązania, oczekuje rozładowania napięcia. Na nic więc wieloletnie eksperymenty na słuchaczach i próby wychowania ich, by zaczęli dostrzegać piękno w dźwiękach, które ranią wrażliwość, drażnią emocje. O takiej muzyce można powiedzieć wiele – że jest interesująca, frapująca intelektualnie, że ma wyrafinowaną konstrukcję, olśniewa nowatorskimi pomysłami. Nadal jednak nie będziemy pewni, czy jest piękna. Jeśli obcowanie z nią nie będzie sprawiać nam przyjemności, nie będziemy pragnąć ponownego wysłuchania jakiegoś dzieła, nie będziemy starali się przywołać muzyki w pamięci, choćby tylko nieudolnie nucąc główny motyw – chyba nic z tego.

Nie znam się, ale lubię

 

We współczesnej muzyce poważnej zbyt często chyba „dorabia się ideologię” do w sumie dość marnych wytworów artystycznych. Obszerne opisy mające naprowadzić słuchacza na to, co powinien w utworze usłyszeć, jakich znaczeń się doszukać, są tylko dowodem nieudolności warsztatu twórcy. I, trzeba uczciwie przyznać, zjawisko to dotyczy także wielu innych dziedzin sztuki. Potrzeba nakłonienia każdego odbiorcy do jednakowych odczuć w obcowaniu z kompozycją, obrazem czy rzeźbą jest zjawiskiem nieco niepokojącym. Wmawianie słuchaczowi, że potrzebuje specjalnej edukacji, by móc czerpać satysfakcję z odbioru dzieła, jest w sumie trochę nieuczciwe. Oczywiście pogłębianie wiedzy, by zrozumieć lepiej misterną konstrukcję utworu, nie jest niczym złym – dla przykładu dziś większa część publiczności nie ma pojęcia o retoryce w muzyce baroku, a prześledzenie symboli zawartych w przykładowo Mszy h-moll Bacha otwiera oczy na świat wcześniej ukryty, zaciekawia, pobudza wyobraźnię. Podobnie jak np. poznanie dokonanej przez historyków sztuki interpretacji metafor na obrazie Hieronima Boscha. Jednak te najlepsze utwory posiadają warstwę dostępną dla każdego odbiorcy, nawet takiego, który obcuje z dziełem danego gatunku po raz pierwszy i nie ma żadnego przygotowania.


 

Gdy zabraknie grantów

 

Wielu kompozytorów, znanych nawet z bardzo awangardowych dokonań, w pewnym momencie życia tworzyło muzykę całkiem przystępną dla ucha. Dla niektórych twórców, np. Bogusława Schaeffera, był to pierwszy, jeszcze akademicki etap. Dla innych powrót do klasycznych czy wręcz romantycznych harmonii jak u Krzysztofa Pendereckiego. Jeszcze inni cały czas trzymają się łagodnego nurtu, odporni na pokusy tworzenia muzyki celowo „brzydkiej” i irytującej – np. Paweł Łukaszewski. Warto też zauważyć, że w większości sal koncertowych świata dominuje repertuar z minionych epok, ludzie wciąż chcą słuchać kompozycji doby klasycyzmu i romantyzmu. Popularność takich dzieł, właśnie tych eklektycznych, pięknych zwyczajnym pięknem, przypomina, że muzyka jest w pewnym sensie sztuką usługową. To słuchacz ostatecznie wybiera, do których utworów będzie chciał wrócić, jakie nagrania kupi, na czyj koncert przyjdzie ponownie. Póki kompozytorzy o tym pamiętają, póki mają warsztat dający im możliwość posługiwania się „banalnymi”, pięknymi melodiami i harmoniami, jest dobrze. Nawet gdyby zniknęły państwowe dotacje na awangardową twórczość, zarobią na chleb chociażby komponowaniem soundtracków na użytek filmów i gier komputerowych.

 

Sztuka czy rozrywka?

 

Pozostaje na koniec zadać pytanie – a może muzyka wcale piękna być nie musi? Może wyznaczanie jej roli obiektu, który ma nas oszałamiać, wzruszać, prowokować do głębszych przemyśleń, wcale nie jest dobrym pomysłem? Może wystarczy, gdy będzie nas rozweselać, relaksować? Niemała część twórców aktualnie tworzonej muzyki popularnej wcale nie ma ambicji artystycznych. Wystarczy nieskomplikowany rytm, parę najprostszych zestawów dźwięków, wokal na kilku tonach przetworzony w komputerze na metaliczny głos robota – i kolejny „hit” gotowy. Słowa piosenek też rzadko kiedy zaczerpnięte są z poezji: „solo, solo, e-e” może wymyślić każdy. Fenomen popularności chociażby disco polo, ale też techno i innych pokrewnych gatunków, pokazuje, że dziś odbiorca niekoniecznie szuka w muzyce piękna. Co więcej, nie zawsze pojmuje ją nawet jako sztukę. Muzyka jest czymś, co towarzyszy, po prostu jest na co dzień, brzmi, dźwięczy, jest na pierwszym planie lub w tle zwyczajnych czynności. Częściej niż rzeźba, poezja czy teatr schodzi do parteru, nie jest ani oryginalna, ani frapująca, nie zmusza do przemyśleń, ani nawet nie sprawia, że czas na chwilę staje w miejscu. Tym bardziej docenić trzeba jej przejawy w formie artystycznej. Może archaicznej, może coraz mniej atrakcyjnej, ale wielu ludziom wciąż potrzebnej. Mimo że kos śpiewa pięknie, a swoją melodię ma i wiatr, i burza, i nawet dźwięk pił niosących się wiosną na całym Podhalu. To są dźwięki tła. A muzyka, ta prawdziwa, stworzona przez człowieka dla człowieka, niech choć w intencji pozostanie sztuką. I tak, może być nawet piękna. To nie wstyd.

 

Wszystkie treści na PrestoPortal.pl czytasz za darmo. Jesteśmy niezależnym, rzetelnym, polskim medium. Jeśli chcesz, abyśmy takim pozostali, wspieraj nas - zostań stałym czytelnikiem kwartalnika Presto. Szczegóły TUTAJ.

Jeśli jesteś organizatorem życia muzycznego, artystycznego w Polsce, wydawcą płyt, przedstawicielem instytucji kultury albo po prostu odpowiedzialnym społecznie przedsiębiorcą - wspieraj Presto reklamując się na naszych łamach.

Więcej informacji:

Teresa Wysocka , teresa.wysocka [at] prestoportal.pl +48 579 667 678

Może Cię zainteresować...

Drogi użytkowniku, zaloguj się aby móc komentować nasze treści.