Czy Henryk Sienkiewicz był „kiczopisarzem”? Twórczość polskiego noblisty w świetle koncepcji kiczu Hermanna Brocha
Twórczość Henryka Sienkiewicza, na równi z muzyką Fryderyka Chopina oraz nauczaniem Jana Pawła II, wydaje się jedną z polskich świętości narodowych. Książki noblisty, w dużej części powstające „ku pokrzepieniu serc”, znakomicie spełniały funkcję dodania otuchy rodakom od długiego czasu pozbawionym ojczyzny i dotkliwie cierpiącym pod jarzmem zaborców oraz pomagały powrócić do mitycznych, rycerskich czasów, gdy Rzeczpospolita odnosiła zwycięstwa nad swymi wrogami: wrażym Zakonem Krzyżackim, zbuntowanymi Kozakami czy szwedzkim najeźdźcą.
Lekarstwo na narodowe bolączki
Bohaterowie, tacy jak Zagłoba, Skrzetuski, Petroniusz i Jagienka, byli dla czytelników na tyle realni, że mało kogo śmieszyły msze za Longinusa Podbipięte, zamawiane po opublikowaniu w krakowskim „Czasie” i warszawskim „Słowie” (stanowiąca pierwszą część Trylogii powieść Ogniem i mieczem ukazywała się w odcinkach w obu tych czasopismach) fragmentu opisującego bohaterską śmierć jednej z ulubionych postaci wykreowanych przez pióro Sienkiewicza. Chodziły również słuchy, iż pewna znakomita dama doznała ataku histerii na wieść, że „Bar wzięty”. Współczesny pisarzowi znamienity krytyk literacki, Stanisław Tarnowski, w następujący sposób pisał o niezrównanym entuzjazmie, z którym przyjęto powieść:
„Kiedyś pamiętniki, może i historia literatury, wspominać będą, że kiedy wychodziło Ogniem i mieczem nie było rozmowy, która by się od tego nie zaczynała i na tym kończyła, że o bohaterach powieści mówiło się i myślało jak o żywych ludziach, że małe dzieci w listach do rodziców po zdrowiu swoim i rodzeństwa donosiły o tym, co zrobił Skrzetuski albo co Zagłoba powiedział. (…) Jak legenda wyglądać będą opowiadania o tej pani, co zapytana przy powitaniu, czy jej się stało co złego, że taka smutna, odpowiedziała »Bar wzięty!«, o tym pacierzu, który ktoś mówił za duszę Podbipięty i aż w połowie spostrzegł się sam, że to wymyślona śmierć i wymyślona postać”.
Sienkiewicz? Naszci jest!
Trudno się temu dziwić. Autor Quo vadis posiadał rzadki dar ożywiania swych postaci i czynienia ich równie rzeczywistymi, a może nawet i bliższymi niż spotykani w prawdziwym życiu znajomi. Dość dodać, iż Henryk Sienkiewicz nadal zwycięża w rankingach popularności polskich pisarzy wszech czasów, zaś Trylogia i Krzyżacy wciąż stanowią ukochane książki pokaźnej części polskiej publiczności literackiej. O tym, iż miłość do książek Sienkiewicza to nie tylko domena krajan wielkiego pisarza, świadczy zaś fakt, iż według danych Biblioteki Narodowej, do 2016 roku, opus magnum prozaika, za jakie uważana jest monumentalna powieść Quo vadis, ukazało się 2 tysiące razy w 59 językach i doczekało sześciu ekranizacji. W tym świetle posądzanie Sienkiewicza o kicz może się wydawać podnoszeniem świętokradczej ręki na jeden z filarów konstytuujących naszą tożsamość narodową i da się porównać chyba jedynie ze stwierdzeniem, że Robert Lewandowski jest kiepskim piłkarzem, zaś Adam Małysz skakał gorzej od Svena Hannawalda.
Pierwszorzędny pisarz drugorzędny
Należy jednak nadmienić, że na temat pisarstwa Sienkiewicza podnosiły się również głosy krytyczne. Polskiemu nobliście zarzucano między innymi: efekciarstwo, operowanie schematami i stereotypami, wielokrotne powtarzanie tych samych chwytów fabularnych, przekłamywanie historii oraz schlebianie nie najwyższym gustom przeciętnego czytelnika. Słowem, to wszystko, co dzisiaj określilibyśmy mianem kiczu literackiego. Znamienne wydaje się tu zawierające nieco ironiczną pochwałę określenie „pierwszorzędny pisarz drugorzędny”, którym obdarzył Sienkiewicza Witold Gombrowicz. Autor Ferdydurke swoje wrażenia z lektury dzieł noblisty opisał zresztą w sposób następujący:
„Czytam Sienkiewicza. Dręcząca lektura. Mówimy: to dosyć kiepskie, i czytamy dalej. Powiadamy: ależ to taniocha – i nie możemy się oderwać. Wykrzykujemy: nieznośna opera! i czytamy w dalszym ciągu, urzeczeni. Potężny geniusz! – i nigdy chyba nie było tak pierwszorzędnego pisarza drugorzędnego. To Homer drugiej kategorii, to Dumas Ojciec pierwszej klasy”.
Bogini piękna, bogini kiczu
Był więc czy nie był Sienkiewicz twórcą literackiej szmiry, którego moglibyśmy określić mianem „kiczopisarza”? To pytanie, na które odpowiedź nie jest wcale tak oczywista, jak mogłaby się wydawać. Po pierwsze, należy pamiętać, iż określenie kicz literacki (z niem. Kitsch – lichota, tandeta, bubel) to termin stosowany wobec utworu o niskiej wartości artystycznej, odznaczającego się wtórnością, w którym zły gust twórcy oraz jego niedostateczna biegłość warsztatowa idzie w parze ze schlebianiem upodobaniom niewyrobionych odbiorców. Określenie to powstało w kręgu monachijskich malarzy około roku 1870 i pierwotnie dotyczyło jedynie obrazów. Kiczem określano nieudolnie, acz niemal taśmowo produkowane naiwnie „ładniutkie” pejzaże, którymi chętnie obwieszało swoje krzykliwie umeblowane salony świeżo wzbogacone mieszczaństwo, czyli burżuazja. Później tym pejoratywnym mianem obdarzano wszelkie wytwory „sztuki niskiej” – czy to w zakresie malarstwa, czy muzyki, architektury lub literatury (grafomania).
Jedna z najciekawszych koncepcji kiczu została sformułowana w latach 50. XX wieku przez austriackiego pisarza i estetyka Hermanna Brocha. Był on zdania, iż kicz jest wynikiem rezygnacji z prawdy artystycznej na rzecz piękna, a więc stanowi pokłosie zaburzonego porządku aksjologicznego dzieła. W eseju Kilka uwag o kiczu pisał on:
„(…) Jeśli kicz jest kłamstwem – jak się go często i słusznie określa – to zarzut ten godzi w człowieka, który potrzebuje takiego kłamliwego i upiększonego zwierciadła, aby się w nim rozpoznać i z prostoduszną przyjemnością przyznać do swoich kłamstw”.
Jeszcze mocniejsze wrażenie wywiera głoszone przez niego zdanie „Bogini piękna w sztuce jest zarazem boginią kiczu”.
Rycerze z żelaza, dziewice z papieru
Czy jest to charakterystyka, którą możemy zastosować do utworów Sinkiewicza? Wiele zdaje się za tym przemawiać. W utworach pisarza bezsprzecznie możemy odnaleźć ustępy, w których nagromadzenie „śliczności” bądź daleko idących uproszczeń i przekłamań służyło głównie prostemu delektowaniu się, nie zaś literackiej prawdzie i prawdziwości. Wystarczy przywołać tu rozbuchaną do granic przesady wspaniałość starożytnego Rzymu z Quo vadis, nieposzlakowaną, acz budzącą pewne wątpliwości natury historycznej dzielność polskich wojowników z Trylogii czy nadnaturalną siłę i szlachetność rycerzy w Krzyżakach. Dodać do tego należy fakt, iż utwory Sienkiewicza niejednokrotnie bazują na powtarzającym się schemacie fabularnym, opartym na odbywanym przez parę głównych bohaterów „biegu z przeszkodami do ołtarza”. Często bazuje on na trójkącie miłosnym: atrakcyjna kobieta + dwaj rywale, przy czym jeden z nich jest szczerym patriotą, drugi zaś zdrajcą ojczyzny. Dramatycznym punktem fabularnym jest trafienie bohaterki (sprzyjającej oczywiście patriocie) w ręce jego zaprzysięgłego wroga, a następnie jej oswobodzenie i zwrócenie prawowitemu ukochanemu. Ten właśnie schemat stanowi klamrę przewijającą się w całej Trylogii w następujących wariantach: Ogniem i mieczem (Helena Kurcewiczówna + Jan Skrzetuski + Jurko Bohun), Potop (Oleńka Billewiczówna + Andrzej Kmicic + Bogusław Radziwiłł), Pan Wołodyjowski (Michał właśc. Jerzy Michał Wołodyjowski + Barbara Jeziorkowska „Baśka” + Azja Tuhaj-bejowicz)
Nagie miecze, odziane białogłowy
Niewolne od pierwiastka kiczu, do cech którego należą m.in. wtórność, powtarzalność i schematyczność, są również kreacje sienkiewiczowskich bohaterów. Bardzo podobne, jakby odlane z jednej formy, są tzw. papierowe dziewice pokroju bohaterek Trylogii: Heleny Kurcewiczówny i Oleńki Billewiczówny, Maryni Pławickiej z Rodziny Połanieckich, Ligii Kalliny z Quo vadis czy Danusi z Krzyżaków. Programowo dobre, niezmiennie wierne oraz niemal nieznośnie cnotliwe oddają swą rękę i wianek jedynie mężczyźnie prawemu, miłującemu ojczyznę i niemal równie nudnemu jak one. Ich męskie odpowiedniki – Skrzetuski, Zbyszko z Bogdańca czy Winicjusz (po nawróceniu) – rekomendują się niemal identycznym zestawem cech, z tym iż na pierwszy plan ich charakteru nie wybija się cnotliwość, lecz odwaga i poświęcenie wobec ojczyzny/wiary. Trzeba w tym miejscu uczciwie przyznać, iż nie brak u Sienkiewicza genialnie wręcz nakreślonych, porywających bohaterów, takich jak Petroniusz, Jurko Bohun czy Onufry Zagłoba, a nawet i ci najbardziej, zdawałoby się, banalni i odtwórczy są niepozbawieni indywidualnego, niepowtarzalnego rysu, który bezsprzecznie zawdzięczają gigantycznemu talentowi pisarskiemu swojego twórcy.
Akant i białe gołąbki
Podobnie rzecz przedstawia się ze światem przedstawionym utworów autora Quo vadis. Możemy utyskiwać na brak zachowania historycznych realiów, zbyt łatwą piękność i nadmiernie „upięknioną” grozę pogańskiego Rzymu czy też przesadnie uestetycznione obrazy bitew, makabry i okrucieństwa z Trylogii. Pewnie niejeden raz sykniemy od nadmiaru słodyczy podczas lektury opisu pełnego akantu i białych gołąbków małżeńskiego szczęścia, będących udziałem Winicjusza i Ligii w ich sycylijskiej willi. To i tak nie zniechęci nas do lektury. Będziemy podziwiać odwagę arbitra elegantiarum Petroniusza, wybierającego piękną śmierć zamiast życia w świecie, w którym zwycięża zło, brzydota i brak dobrego smaku, śmiać się z forteli Zagłoby, wzruszać miłością Baśki i pana Michała. Podobnie jak nasi rodzice i dziadkowie, a potem i nasze dzieci, będziemy czytać po nocach… a następnie chodzić cały dzień niewyspani, marząc, by znowu dorwać się do przerwanej lektury. Będziemy wracać po wielokroć do ulubionych scen i powtarzać z pamięci najlepsze dialogi. Będziemy marzyć.
To nic, że kicz
Czy, biorąc pod uwagę wszystkie powyższe cechy pisarstwa Sienkiewicza, u którego kicz i artyzm najwyższej próby łączą się, tworząc niezwykły, literacki konglomerat, możemy nazywać go „kiczopisarzem”? Z pewnością możemy. Pytanie brzmi jednak „czy warto?”. Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć samodzielnie. Ja skłaniam się ku zdaniu, iż problem kiczu u pisarza, który dostarczył tylu chwil radości tak wielu Polakom, najlepiej podsumowują słowa Jana Maciejewskiego, trawestującego pamiętną kwestię Oleńki Billewiczówny: „Sienkiewicz? Może i tandeta, ale panowie, wyście tej tandety niegodni całować”.