Krótka historia ucieleśnienia ["A Body for Harnasie" w NOSPR]
Monumentalny projekt A Body for Harnasie był przykładem intensywnej współpracy wielu instytucji i próby synergii sztuk. Mimo zapowiadanej interdyscyplinarności na zdecydowane prowadzenie wysunęła się muzyka i jakość jej wykonania, a element wizualno-taneczno-technologiczny okazał się skądinąd interesującą, ale jednak tylko towarzyszącą ciekawostką.
Katowicki NOSPR to jeden z najwspanialszych przykładów infrastruktury świadomej swojego otoczenia, historii regionu, a także wysokich wymagań, jakie obiektom koncertowym stawiają orkiestry symfoniczne. Trudno się dziwić, że przedsięwzięcie łączące taniec, muzykę wokalno-instrumentalną oraz SI odbyło się właśnie tam – w miejscu, w którym każdy szczegół konstrukcyjny został zaplanowany z myślą o jak najlepszym odbiorze sztuki.
Wydarzenia łączące różne gatunki twórczości wpisują się w obecny od kilkudziesięciu lat trend zwiększającej się multimedialności sztuki. Najnowszym jego elementem jest SI, wykorzystywane w najróżniejszych kontekstach – od abstrakcyjnych materiałów wizualnych aż po generowanie prozy, poezji, tekstów czy nawet fragmentów utworów. A Body for Harnasie całkowicie wpisało się w ten obraz. Muzyka Karola Szymanowskiego była podstawą dla stworzenia, korzystając z wokabularza twórców, „języka kinetycznego”, który wchodził w specyficzne zależności z partyturą oraz możliwościami SI.
Ale najpierw przystawka – przed adaptacją Harnasiów wybrzmiały Five Flower Songs Benjamina Brittena na chór a cappella. Przestrzeń NOSPR życzliwie przyjęła skrupulatnie przygotowany Chór Opery i Filharmonii Podlaskiej. Muzycy śpiewali z bardzo wyraźną dykcją, niemal idealną synchronizacją aż do najdrobniejszych spółgłosek. Zaryzykuję stwierdzenie, że jakość wykonania była wręcz wyższa niż samej kompozycji. Wielość i karkołomność muzycznych myśli w Brittenowskim cyklu stworzyły portret kompozytora rozkojarzonego, który próbował prowadzić zbyt wiele wątków naraz, nadmierny rozkwit jednych fraz suplementując lakonicznością innych, niestety ciekawszych w odbiorze. Szczęśliwie nie popełnił błędu kardynalnego i utrzymał Pieśni w rozsądnych wymiarach czasowych.
Początkowe wokalne rozkojarzenie nie utrudniło mi odbioru Harnasiów. Skupiając się na warstwie muzycznej, stwierdzę od razu: było dynamicznie, bardzo przekonująco, a Andrzej Lampert jako solista zaprezentował popis nieskazitelnej techniki i ekspresji. Chór utrzymał poziom z wykonania pieśni Brittena, tworząc świetny blend z warstwą instrumentalną. Akustyczna gościnność NOSPR dopisała – orkiestra grała u siebie, a element wokalny był nieprzerwanie wyraźnie słyszalny.
Tymi słowami można by relację zakończyć, jednak Harnasie Szymanowskiego to tylko jedna z dwóch szal projektu – jej komplementarną przeciwwagą miał być element taneczny oraz technologiczny. Piszę „miał być”, ponieważ pozostał możliwym do pominięcia, interesującym dodatkiem, który wyrazowo nie stał na równi z warstwą muzyczną. Nad orkiestrą widniał duży, ruchomy ekran, na którym wyświetlała się choreografia taneczna trzech postaci – dwóch mężczyzn i kobiety, co korespondowało z oryginalną pantomimą Szymanowskiego. Ujęcia ruchu poprzeplatane były częściowo generatywnymi sekwencjami ukazującymi góry oraz animacje.
Moim najogólniejszym wrażeniem przy odbiorze A Body for Harnasie jako całości była statyczność ekspresji warstwy wideo w porównaniu z muzyką. Większość ujęć tanecznych sfilmowana była w slow motion, które najczęściej pozostawało niezmienione nawet w najbardziej ekspresyjnych, kulminacyjnych ustępach muzyki Karola Szymanowskiego. Ten podstawowy dysonans wywołał uczucie znacznego odłączenia materiału widzianego od słyszanego, zaburzając zapowiadaną synergię i komplementarność. Obecność elementu SI okazała się w takiej sytuacji drugorzędna, wręcz trudno zauważalna – wszystko przez, korzystając z bardziej technicznego języka, odcięcie audio od wideo.
Ostatecznie bezpośrednie wyrażenie muzyki przy pomocy obrazu możliwe jest chyba tylko przy pomocy środków audioreaktywnych. Trudno oczekiwać od A Body for Harnasie wypełnienia całej warstwy wizualnej tylko taką treścią. Łatwiejsze i, być może, zasadne jest oczekiwanie podjęcia prób upodobnienia ekspresji ruchu i animacji do muzyki. Pod tym względem była próżnia, którą, szczęśliwie, wypełniła muzyka Karola Szymanowskiego, całkowicie przejmując inicjatywę całego projektu.