Jaśnie pani kultura raczy zadziwiać [czemu warto odwiedzić Książ]
Nie jest żadną tajemnicą, że pojęcie kultury jest niebywale szerokie. Jego nieuchwytność i nieprzewidywalność to przekleństwo studentów i przedmiot badań, a czasami wręcz pasji naukowców. Zwiększona dostępność i podaż kultury sprawiły, że współcześnie stopień komplikacji tego pojęcia jeszcze wzrósł. Wytwory kultury są wielowymiarowe, ale wypełniają przestrzeń społeczną inaczej, niż to było całkiem niedawno, powiedzmy sto czy nawet pięćdziesiąt lat temu.
Co sprawia, że chce nam się ruszyć z domu? Gdzie i z jakiego powodu najlepiej się odpoczywa? Co jest dla nas atrakcyjne, jeśli stajemy się np. turystami? Odpowiedź na te i podobne pytania tylko na pozór wydaje się problemem. Tak naprawdę „kręci” nas albo przyroda, albo kultura w swych przeróżnych przejawach.
Dlaczego wychodzimy z domu?
Magię gór, jezior, puszcz i mórz zostawimy do analizy innym. My zastanowimy się, dlaczego uwielbiamy podziwiać zabytki i elementy współczesnej architektury. Dlaczego – nawet jeśli nie lubimy sportu – to trafiamy na stadiony czy do hal widowiskowych? Z jakiego powodu wiele wydarzeń, które nie mają na pierwszy rzut oka dużo wspólnego z kulturą, tak chętnie sięga po elementy artystyczne? Tak jest na Igrzyskach Olimpijskich i innych globalnych, a czasami także mniejszych wydarzeniach sportowych, niekiedy na targach, konferencjach naukowych i podniosłych galach. Dlaczego zachwycają nas ulice, zdobne kamienice, piękne wnętrza?
Z domu wychodzimy, żeby pojechać do teatru, opery, filharmonii czy galerii. I jesteśmy skłonni słono zapłacić za możliwość uczestnictwa w spektaklach, wystawach albo koncertach. Ale są takie gmachy, które odwiedzamy nawet bez artystycznej aktywności, żeby je po prostu zobaczyć. No, bo też są to budowle wyjątkowe z powodów architektonicznych, a często także historycznych. Wiele z nich stało się wręcz symbolami rozpoznawalnymi bez pudła nawet przez osoby, które nie są wielkimi znawcami kultury. Któż z nas nie skorzystał z okazji, by zobaczyć Pompeje, będąc na południu Włoch? Kto nie był w Koloseum, odwiedzając Rzym, czy na Akropolu, będąc w Atenach? Czy można wyjechać z Krakowa, nie odwiedzając Wawelu, czy z Pragi bez wizyty na Hradczanach albo Wiednia bez choćby rzutu okiem na budynek tamtejszej opery?
Kultura napędza rozwój cywilizacji i sama w sobie jest jej najwspanialszym efektem. Jej wytwory nas zachwycają, wzruszają, budzą w nas pasje, a często sprawiają, że sami stajemy się artystami. Kultura została umieszczona przez Maslowa na samym szczycie jego piramidy potrzeb – jako coś, co zaspokajamy na końcu, jak już wszystko inne mamy. Ale czy aby na pewno? Klasyczne ujęcie Maslowa dawno już zostało skrytykowane, bo potrzebujemy też kultury, kreacji nie tylko wtedy, kiedy już wszystko inne zaspokoimy. Chcemy wyrażać samych siebie bez względu na stan posiadania, potrzebujemy kultury na co dzień. Ona ma być pod ręką i jest.
Nie ulega jednak wątpliwości, że dziś kultura jest czymś znacznie więcej niż tylko źródłem emocji i rozrywki z jednej strony lub gałęzią gospodarki z drugiej. Kultura we wszystkich swych objawach wydaje się jedną z ważniejszych dziedzin współczesnego świata. Powód jest prosty: bardzo zwiększył się dostęp do kultury na przestrzeni ostatnich stu lat. Kultura od zawsze „kręci” się wokół miejsc, ludzi i zjawisk. Tylko kiedyś dostęp do niej miały elity, zaś dziś – masy. Kultura oddziałuje specyficznie, bo rzadko daje natychmiastowe efekty – za to te, które generuje, są bardzo trwałe, mają zazwyczaj dobre fundamenty, są systematyczne, atrakcyjne i autentyczne. Jak to wygląda w praktyce? Prześledźmy to na przykładzie pewnego zamku.

Europa zamkami stoi
Brytyjczycy, Niemcy czy Hiszpanie mają prawdziwe zatrzęsienie takich budowli, jak na przykład Alcazar w Segovii. Słowacy Zamek Orawski kilkadziesiąt kilometrów od polskiej granicy, gdzie kręcone były niektóre sceny do Janosika. Słoweńcy zapraszają do Predjamskiego Gradu, Litwini do Troków, a Szwajcarzy do Chillon. Turyści, którzy lubią zwiedzać Europę, doskonale znają te i wiele innych – w pewien sposób podobnych do siebie, a zarazem kompletnie różnych – miejsc. My mamy również sporo takich atrakcji. Absolutnie wyjątkowy w tym zestawieniu jest Książ. Może nawet jest jednym z najciekawszych zamków w naszej części świata i nie myślę tu tylko o Polsce.
Co łączy słynne europejskie zamki? Wszystkie są szczególne, unikatowe. Każdy – oczywiście na swój sposób – przyciąga swą architekturą, bogatą historią i legendami. Ich wyjątkowość wpisana jest w ich istnienie od tej pierwszej iskierki pomysłu, by powstały. Miały budzić zachwyt czy przemożną chęć ich posiadania i budziły. Czasami miały budzić szacunek, czasami wręcz strach i to też się udawało. Były fortecami i swoistymi, niemal zamkniętymi organizmami tętniącymi życiem. Bywały „fabrykami dobrostanu” swoich właścicieli, zakładami pracy – używając języka, który im nie przystoi – dla setek, a czasami tysięcy ludzi. I na tym wyjątkowym tle Książ jawi się jako miejsce wpisujące się w sposób niemal idealny do panteonu europejskich zamków. Wszystkie te wspomniane wyżej funkcje pełnił, ale jest w nim coś jeszcze. Coś absolutnie wyjątkowego, trudnego do uchwycenia, coś nieco smutnego, a nawet tragicznego, odróżniającego od innych europejskich pałacowych wspaniałości.
Książ znany, ale…
Według zapewnień ludzi zarządzających Książem co roku odwiedza go około pół miliona turystów. Głównie, co zrozumiałe, Polaków, Niemców i Czechów. To imponująca liczba, ale trudno pozbyć się wrażenia, że jednak nieco rozczarowująca. Turystyczny potencjał tego miejsca jest ogromny. Dlaczego więc przytoczone statystyki pozostawiają pewne wątpliwości? Przyczyn jest pewnie wiele, ale chyba najistotniejszą jest czas. Zbyt ciągle krótki, by przebudziły się wszystkie potencjały tego miejsca, które o mało nie przepadło w wojennej i powojennej zawierusze.
Niekiedy, by zrozumieć jakieś zawiłości, warto zacząć od anegdoty. Oto ona: jeden z wziętych polskich komików, który miał uświetnić organizowane w zamku spotkanie, wyraźnie się na nie spóźniał. Do występu pozostawała godzina i zaniepokojeni nieobecnością gwiazdy organizatorzy zaczęli do niego wydzwaniać. Kiedy odebrał telefon, zaczął uspokajać, że jest już na miejscu, tylko zechciał ku pokrzepieniu po ciężkiej podróży napić się kawy. Organizator wydarzenia postanowił osobiście powitać gościa specjalnego i dopytał, w której restauracji gwiazdor się znajduje. Wtedy okazało się, że popija kawę w Szczecinie, w Zamku KSIĄŻąt Pomorskich. Przeszło 400 kilometrów od właściwego miejsca.
Choć z perspektywy Książa wydaje się to nawet nie tyle niezrozumiałe, co wręcz absurdalne, to im dalej od Dolnego Śląska, gdzie się zamek znajduje, tym łatwiej o wstydliwą pomyłkę. Jakieś sto kilometrów na północ jest położona słynna wieś z nazwą, która czasami może się fonetycznie wydawać podobna. Chodzi o Lubiąż z ogromnym pocysterskim zespołem klasztornym. Jeśli ktoś pomyśli, że taka pomyłka nie jest możliwa, to jest w błędzie. Przy okazji warto wspomnieć, że Lubiąż pokazano kiedyś Michaelowi Jacksonowi i podobno wyraził chęć zakupu tego z mozołem restaurowanego, ale wciąż wymagającego wiele pracy zabytkowego giganta. Nic z tego nie wyszło. Może trzeba było pokazać Książ…
Praprzyczyną tych kłopotów z rozpoznawalnością Książa są najpewniej jego tragiczne dzieje między 1941 a 1967 rokiem. Najpierw naziści skonfiskowali obiekt, wywłaszczając zeń prawowitych właścicieli, czyli rodzinę Hochbergów. Ci władali zamkiem przez ponad 400 lat. Od 1943 roku zarząd nad obiektem przejęła paramilitarna organizacja „Todt” i dokonała niemałego spustoszenia, przebudowując go, wycinając w skałach znajdujących się pod zamkiem ogromny system korytarzy i drążąc na dziedzińcu szyb windowy. Podobno Książ miał się stać jedną z kwater Hitlera. Niewykluczone, że podziemia powstały, by były tam prowadzone prace nad bronią jądrową. Po wojnie zamek przejęli Sowieci i stał się on przedmiotem grabieży. Wywieziono między innymi liczący ponad 60 tysięcy woluminów księgozbiór zmarłego w 1938 roku księcia Jana Henryka XV, w zasadzie ostatniego wielkiego właściciela zamku. Księgozbiór trafił do ZSRR i został rozproszony. Książki znajdują się dziś m.in. w Petersburgu, Moskwie, Nowosybirsku i kilku innych miastach Rosji. Szanse na jego odzyskanie wydają się równe zeru.
Armia Czerwona opuściła zamek w 1946 roku, ale nadal był on grabiony. Tym razem przez szabrowników i miejscową ludność. W tamtych czasach powojennej traumy wszystko, co kojarzyło się z Niemcami, można było kraść i niszczyć. Nikogo nie obchodziło, że synowie Jana Henryka XV, czyli prawni spadkobiercy jego fortuny, w tym Zamku Książ, dla których był on rodzinnym domem, walczyli z Hitlerem – jeden w armii brytyjskiej, drugi w wojsku polskim. „Rzeczywiście na terenie tzw. Ziem Odzyskanych miały miejsce fatalne zjawiska, niezrozumiałe z dzisiejszej perspektywy, bo były wynikiem powojennej traumy”, mówi Mateusz Mykytyszyn, specjalista ds. komunikacji i kontaktów międzynarodowych Zamku Książ. Jest też prezesem Fundacji Księżnej Daisy von Pless. „A przecież zabytki nie mają obywatelstwa, są wspólnym dziedzictwem, przejawem cywilizacji, dobrem, z którego każdy może czerpać”.
Dopiero po 1956 roku budowlą zainteresował się Wojewódzki Konserwator Zabytków i zaczął zabezpieczać zamek. Ten stracił już jednak wiele ze swojego arystokratycznego splendoru. Co gorsza, został przykryty kurzem zapomnienia. Stał się jeszcze jedną niszczejącą pamiątką po czasach, które bezpowrotnie przeminęły. Mimo to przyciągał, ludzie już wtedy zaczęli go odwiedzać. Dzisiaj odzyskuje swój blask – najintensywniej w XXI wieku. I bardzo dobrze, bo Książ to znacznie więcej niż tylko piękna budowla o wspaniałej historii – i w dodatku bajkowo położona. Książ to zjawisko, słusznie nazywany jest „duchowym centrum Śląska”, a czasami nawet „duszą Śląska”. Odzyskiwanie należnej mu sławy to żmudny proces i wymagający czasu. Ten, który pracuje na rzecz Książa, pozwolił na razie na półmilionową frekwencję turystów w każdym roku.
Na Dolnym Śląsku, gdzie turystyka kulturalna ma się wręcz doskonale, Książa pomylić z niczym innym nie sposób. Wycieczka w to miejsce to jak kilka wycieczek i potężna lekcja historii w jednym. Można się z niej na przykład dowiedzieć, że ród Piastów wcale nie skończył się – jak to funkcjonuje w powszechnym, ale błędnym przekonaniu – ze śmiercią Kazimierza Wielkiego. Na Śląsku Piastowie żyli do XVII wieku. Można się też dowiedzieć, że tragiczna historia podobna do tej, która dotknęła Księżną Dianę, rozegrała się blisko sto lat wcześniej właśnie w Książu. Nie była aż tak tragiczna, ale w jej centrum także znalazła się brytyjska arystokratka znana jako Księżna Daisy, czyli Maria Teresa Oliwia Hochberg von Pless. Była krewną Churchilla i potomkinią wielkich władców angielskich z czasów średniowiecza, ale też jedną z najpiękniejszych kobiet swoich czasów. Postacią, która dziś jest zdecydowanie najbardziej rozpoznawalna spośród wszystkich mieszkańców i władców Książa na przestrzeni dziejów. Zamek to też jedno z niewielu miejsc, w których można za jednym zamachem zobaczyć i porównać kilka stylów architektonicznych. Są m.in. gotyk, renesans, barok, akcenty neobarokowe, neorenesansowe i przykłady eklektyzmu. Tu postawimy kropkę i zaprosimy na niezbędną część edukacyjną, której nie sposób nie zawrzeć w tej opowieści.

Książ w czasie i przestrzeni
Dzisiaj ten trzeci co do wielkości zamek znajdujący się na terenie Polski odnajdziemy w granicach Wałbrzycha, czyli w południowej części województwa dolnośląskiego, skąd bliżej jest do granicy z Czechami niż na przykład Wrocławia. Dojazd jest jednak bardzo wygodny: turyści, jadąc z zachodu Europy i Polski, powinni skorzystać z drogi ekspresowej S3, zjechać z niej koło Bolkowa i kierować się w stronę Świebodzic, a potem Wałbrzycha. Jadąc na przykład z Warszawy czy Krakowa, najlepiej dojechać autostradami do Wrocławia, a potem kierować się krajową 35 w stronę Wałbrzycha. Zamek nie leży bezpośrednio przy dzisiejszych głównych traktach, ale też odpowiedniego skrzyżowania nie sposób ominąć, a droga do pokonania po zjeździe z DK35 to nieco ponad kilometr. Po minięciu zabudowań stadniny koni można stanąć przed budynkiem bramnym zamku. Ktoś, kto znajdzie się w tym miejscu po raz pierwszy, ma zagwarantowane wyjątkowe doznania, bo też widok jest absolutnie zachwycający, z rodzaju tych, które zatykają oddech.
Oczywiście dzisiejszy zamek to efekt wielu przebudów tego obiektu przez jego przeróżnych właścicieli na przestrzeni stuleci. A kto budowę rozpoczął? Legenda mówi o rycerzu imieniem Funkenstein, który jako młodzieniec nakopał węgla w okolicach dzisiejszego Wałbrzycha, załadował go do wora i sprezentował saksońskiemu księciu Henrykowi I Ptasznikowi. Władcę tak ucieszył prezent, że nadał młodzieńcowi tytuł szlachecki i kazał w miejscu znaleziska wybudować twierdzę godną jego majestatu, by chronić „czarny skarb”. Wydarzenia te miały mieć miejsce w latach trzydziestych X wieku. Na historykach legenda nie robi wrażenia. „Dla mnie ważniejsze są potwierdzone badaniami fakty”, mówi Mateusz Mykytyszyn. „Nie ulega wątpliwości, że pierwsza zachowana wzmianka o Zamku Książ (z niem. Fürstenstein) pojawiła się w 1293 roku. Wiadomo też, że w latach 1288 do 1292 książę świdnicko-jaworski Bolko I Surowy budował w tym miejscu jeden z wielu fortecznych obiektów o znaczeniu strategicznym. Zamek przyjął nazwę Książęcej Góry, ale był też nazywany »kluczem do Śląska«. Nie wiem, czy istniało tu coś wcześniej, ale wiem, że w zaprawie cementowej z najstarszej gotyckiej części budowli, którą niedawno przebadali specjaliści, odnaleziono ślady jajek. A to jest charakterystyczne dla tego okresu, bo później z dodawania jaj do zaprawy cementowej zrezygnowano. To wszystko razem potwierdza zatem, że budowla powstała na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XIII wieku”.
Dzieje Książa są niezwykle pogmatwane, jak zresztą całego Śląska. Zamek był własnością książąt i królów polskich, czeskich i niemieckich. Był sprzedawany, oddawany i oblegany. Niezwykle istotny w jego historii jest dzień 11 czerwca 1509 roku. Jeszcze rok wcześniej należał do króla Czech i Węgier Władysława II Jagiellończyka. Władca przekazał go swojemu kanclerzowi Johannowi von Haugwitzowi, a ten właśnie w czerwcu 1509 roku sprzedał zamek i sąsiadujące z nim dobra Konradowi I von Hobergowi. Dlaczego to takie ważne? Dlatego że Książ pozostał w rodzinie Hobergów (od 1714 roku nazwisko zaczęto zapisywać jako „Hochberg”) aż do 1941 roku.

Legenda Daisy
Kolejna bardzo istotna data, także dla współczesnego Książa, to 8 grudnia 1891 roku. Wówczas doszło do znaczącego wydarzenia dla całej ówczesnej europejskiej arystokracji, czyli ślubu Jana Henryka XV Hochberga z jedną z najpiękniejszych kobiet tamtej epoki – Marią Teresą Cornwallis West, która znacznie lepiej znana jest pod imieniem Daisy. Ślub odbył się w Londynie, ale potem młoda para wyruszyła w kilkumiesięczną podróż poślubną i najsłynniejsza mieszkanka Książa dotarła do zamku dopiero w lipcu 1892 roku. Dlaczego Daisy przyćmiła wszystkich możnowładców i to z nią kojarzy się Książ? „Cóż, to jest absolutny fenomen”, przyznaje Mateusz Mykytyszyn. „Może to kwestia tego, że zapisała swoje życie tutaj w pamiętnikach pt. Lepiej przemilczeć, które wydaliśmy. To świetna literatura, zresztą dorobek pisarski Daisy jest dość znaczący”.
Ale to właśnie pamiętniki czynią z księżnej osobę z krwi i kości, kogoś, kto się wpisuje w to miejsce nie tylko w przenośni, ale też dosłownie. Daisy długo czuła się w Książu stosunkowo dobrze. Przeżywała tu wiele dobrych chwil, radości, czuła się szczęśliwa, ale były też smutki i ogromne tragedie. Cóż, życie nie oszczędzało Daisy. Mąż był kobieciarzem i nieustannie ją zdradzał, straciła pierworodną córeczkę po dwóch tygodniach od jej przyjścia na świat, potem długo nie mogła zajść w ciążę, a kiedy dzieci się pojawiły, to, dorastając, nie szczędziły mamie kłopotów. W trakcie Wielkiej Wojny Niemcy podejrzewali ją o szpiegostwo, zresztą wojenna zawierucha była nie tylko powodem jej wyjazdu z Książa, ale też początkiem rozpadu małżeństwa. Postanowiła o nie walczyć, ale bez powodzenia. Podupadająca na zdrowiu i niemogąca się odnaleźć w Książu, kiedy tam wróciła, Daisy przegrała swoje małżeństwo i rodzinę. Rozwód był dla niej bardzo niekorzystny. Wprawdzie została zabezpieczona finansowo, ale straciła prawo do wychowania dzieci i kontakt z nimi. Straciła życie, które wiodła. A trzeba wiedzieć, że była symbolem swej epoki. Jej portrety zamieszczały na okładkach ówczesne gazety, które rozpisywały się też o szczegółach jej życia. Współcześnie o takich osobach mówimy „gwiazdy” i „celebrytki”. Do dziś wielu odwiedzających Książ turystów robi to dla Daisy, o czym doskonale wiedzą osoby zarządzające obiektem. Dlatego dokładają bardzo wiele starań, by pokazać, jak żyła w Książu. „Od grudnia 2023 roku dostępne są do zwiedzania apartamenty księżnej: buduar, sypialnia, łazienka i salon”, prezentuje obiekty Mateusz Mykytyszyn. „W czasie II wojny światowej zarządzający zamkiem naziści dokonali wielu przeróbek, zaginęło oczywiście także niemal całe oryginalne wyposażenie. Ale na podstawie nielicznych zdjęć i grafik udało się zrekonstruować te pomieszczenia na tyle, na ile to było możliwe”.
Ale nie tylko dzięki rekonstrukcji do Książa wraca duch epoki. Ostatnią sensacją jest odzyskanie po osiemdziesięciu latach zabytkowych gablot zamówionych najpewniej w latach dwudziestych XVIII wieku przez hrabiego Konrada Ernesta Maksymiliana von Hochberga. Te barokowe meble były elementem słynnego w Europie gabinetu sztuki (Kunstkabinett), który został stworzony przez księcia Konrada i rozsławiał Książ przez 160 lat. Na początku XX wieku gabloty zostały kilkukrotnie sfotografowane w zamku, m.in. w 1920 roku przez nadwornego kucharza z fotograficznym zacięciem – Louisa Hardouina. Meble przetrwały jakimś cudem wojnę i zostały odnalezione w Rogalinie w piwnicach budynku oddziału poznańskiego Muzeum Narodowego. Sprowadzenie ich do Książa było prawdziwym muzealniczym majstersztykiem. Dziś zdobią apartamenty Daisy.
Niezwykła jest też historia fotograficznej pasji wspomnianego Louisa Hardouina, który na diapozytywach utrwalił życie, jakie toczyło się w Książu. Zostały one odnalezione w Kanadzie. „Pojechaliśmy tam po kilkadziesiąt fotografii, przywieźliśmy ich grubo ponad tysiąc i wykorzystaliśmy do stworzenia wystawy, na którą musi się pan wybrać”, mówi mi Mateusz Mykytyszyn.
Ma rację, trudno oderwać oczy od tych zdjęć. Są jak wehikuł czasu, ale też uświadamiają, jak bardzo zmienił się świat przez te sto lat. Do Książa warto przyjechać tylko po to, by tę wystawę zobaczyć, ale to wcale nie jest najważniejszy powód.

Turystyczne perpetuum mobile
Książ to prawdziwa skarbnica turystycznych atrakcji. Przede wszystkim jest zamek, który ze względu na liczne przebudowy zdaje się kilkoma zamkami w jednym. Jest część gotycka, renesansowa, niezwykle reprezentacyjna barokowa ze słynną Komnatą Maximiliana. Książ to jednak zespół wielu zabytkowych budynków: oficyn i budynku bramnego, poczty, pralni, kuźni, palmiarni i stadniny koni z pięcioma stajniami, ujeżdżalnią i wozownią. Godne uwagi jest też założenie parkowe z kolejnymi budynkami, tzw. Stary Książ, czyli romantyczne ruiny z 1794 roku. Dzisiaj część pomieszczeń przystosowano pod potrzeby w sumie trzech hoteli. Są też trzy restauracje.
Kolejną atrakcją są podziemne korytarze, które można dziś zwiedzić. To pozostałość po najmroczniejszej części historii tego miejsca, ale dla wielu jest to też historia pasjonująca. Po co nazistom były te tunele? Czy chodziło o prace nad bombą atomową, czy coś innego? Powstały bardzo szybko dzięki wykorzystywaniu do katorżniczej pracy więźniów. Były drążone nie tylko pod Książem, ale w całym masywie Gór Sowich. Ze względu na ten tajemniczy projekt w Rogoźnicy naziści stworzyli Obóz Koncentracyjny „Gross Rosen”. Nie do końca wiadomo, czy rzeczywiście istniała koncepcja, by Książ był jedną z kwater Hitlera, ale na pewno znajduje się on na liście obiektów, wokół których naziści robili bardzo wiele i w najgłębszej tajemnicy. Książ znalazł się też wśród miejsc „podejrzewanych” o to, że to tu Niemcy ukryli słynny „złoty pociąg”. Ta legenda rozbudza co kilka lat wyobraźnię poszukiwaczy skarbów, ale póki co – przynajmniej oficjalnie – składu kolejowego wyładowanego zrabowanym przez hitlerowców złotem nie udało się odnaleźć ani w Książu, ani w żadnym innym miejscu.
Wielką atrakcją i magnesem przyciągającym turystów jest postać księżnej Daisy. Sporo już o niej zostało tu napisane, ale warto jeszcze dodać, że jej mit wciąż czeka na porządną ekranizację, choć oczywiście Daisy trafiła już do filmu, ale są to produkcje zazwyczaj rozczarowujące. Tymczasem losy księżnej bez jakichś specjalnych zabiegów dramatycznych mogą stać się kanwą doskonałego scenariusza – i oby jak najszybciej on powstał, a w ślad za nim film.
Stadnina także udostępniana jest do zwiedzania, choć wciąż hodowane są tam konie. Warto zobaczyć palmiarnię z początku XX wieku, którą za astronomiczną sumę 7 milionów ówczesnych marek w złocie wybudował Jan Henryk XV, a dedykował oczywiście Daisy. Księżna była miłośniczką kwiatów i zieleni, więc znalazło się tu ponad 250 roślin. Jest nawet jedyna w Polsce stała wystawa japońskich drzewek bonsai. Wnętrze palmiarni wyłożone jest zastygłą lawą z Etny, którą książę sprowadził siedmioma kolejowymi wagonami. Oczkiem w głowie jego żony było rosarium, a uprawiane tam róże o śnieżnobiałych płatkach noszą nazwę Daisy.
Księżna od początku pobytu w Książu wiele uwagi poświęcała otaczającej go zieleni. To za jej sprawą – i przy zgodzie Jana Henryka XV na ogromne wydatki związane z realizacją ambitnej wizji Daisy – tereny te są dziś jednymi z najpiękniejszych w Polsce. Niezadowolona z zastanego wyglądu parków księżna sprowadziła z Anglii ogrodnika, który miał przebudować je według wzorców znanych z Wysp. I zamierzony efekt został osiągnięty. Tylko ukwieconych, pełnych zieleni tarasów w Książu jest dziś 12. Ciekawostką jest fakt, że najmłodszy z parków, zwany arkadowym, powstał w czasach PRL, bo w 1981 roku w miejsce tzw. ogrodu zwierzęcego.

Fenomen
Książ jest dziś nie tylko z pietyzmem odnawianą pozostałością po czasach prosperity elity europejskiej arystokracji. Jest przedsiębiorstwem zatrudniającym na stałe blisko 80 osób. Wprawdzie ta liczba nie robi wrażenia, biorąc pod uwagę, że za czasów Daisy pracowało tam około 500 ludzi, ale tak jak wtedy, także i teraz jest to miejsce szczególne, przyciągające uwagę poprzez swą wielowymiarowość. Książ rośnie w oczach, bo w ostatnich czterech dekadach odzyskał sporo dawnego blasku. Na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku powołano spółkę Zamek Książ, która nim do dziś zawiaduje. Spółka należy do miasta Wałbrzych. Jasna struktura organizacyjna i biznesowe nastawienie właściciela obiektu z jednej, a troska o jego restaurację z drugiej strony sprawiają, że wiele rzeczy się tu udaje, zamek powraca do dawnej świetności, tak jak do życia powracają jego kolejne kondygnacje i części.
Dziś Zamek Książ jest nawet tytularnym sponsorem drużyny koszykarzy z Wałbrzycha, którzy występują w najwyższej klasie rozgrywkowej. Corocznie na początku maja organizowany jest tu Festiwal Kwiatów i Sztuki, na który zjeżdża sto tysięcy osób. Zresztą zamek przez cały rok tętni życiem. Jest Festiwal Księżnej Daisy i Festiwal Tajemnic, słynne zawody w powożeniu zaprzęgami, nocne zwiedzanie dla rodzin i wyłącznie dorosłych, są jesienno-zimowe ogrody światła, można tu obchodzić Dzień Dziecka, Dzień Matki, Walentynki, Halloween, Boże Narodzenie i Wielkanoc. Można zorganizować ślub i wesele, spotkać znanych polityków, przedstawicieli współczesnej arystokracji i gwiazdy popkultury. Można też przyjechać na koncert albo po prostu na spacer.
A wcale nie musiało to tak wyglądać. Przykładów na marnotrawienie potencjałów, zwłaszcza w Zachodniej Polsce, choć pewnie nie tylko, jest bez liku. Jednym z większych jest Zamek Piastowski w Legnicy oddalonej o 70 kilometrów od Książa: ogromny obiekt, który był pierwszym murowanym zamkiem w Polsce, ma dziś dwóch właścicieli. Miasto Legnica umiejscowiło tam szkołę. Marszałek Dolnośląski – instytucję o nazwie tak długiej, że nie sposób jej zapamiętać. Na dziedzińcu znajduje się pawilon z reliktami kaplicy romańskiej, wejść można na obie wieże zamku i to w zasadzie wszystko, co jest dostępne dla turystów w obiekcie, który liczy sobie przeszło 800 lat, był siedzibą książąt i wpisał się w historię Europy, a może i świata już choćby podczas najazdu wojsk mongolskich i bitwy pod Legnicą z 8 kwietnia 1241 roku, w której poległ książę Henryk Pobożny, bardzo poważny wówczas kandydat na króla Polski. W dodatku trzeba mieć sporo cierpliwości, by móc skorzystać z tej minimalistycznej oferty.
Ale wróćmy do Książa. To miejsce nie jest już po prostu pięknym zabytkiem, daleko wykracza poza to pojęcie. Odgrywa rolę regiono-, miasto- i kulturotwórczą. Jest centrum w i o znaczeniu kulturowym, ale też społecznym i biznesowym. Przede wszystkim jest to biznes związany z turystyką, ale przecież nie tylko. Istnieją sposoby, by obliczyć, w jak szerokim pasie od nowo otwartej autostrady można zauważyć jej pozytywne gospodarczo oddziaływanie. Dziś warto przyjrzeć się pod tym kątem takim miejscom jak Książ. Oddziaływanie to już jest bardzo znaczące, ale można się spodziewać, że będzie nadal rosło. Niezwykle fascynująca jest obserwacja tego procesu. Można kręcić nosem, że są miejsca słynniejsze, częściej i liczniej odwiedzane. Ale to Książ jest fascynujący, bo daleko od centrów, w których jest po prostu łatwiej, tworzy się na naszych oczach niebywała historia powrotu jednego z klejnotów europejskiej arystokracji do (nie)dawnej świetności, ale już we współczesnym świecie, zupełnie innym niż ten sprzed wieku. Tworzy się też nowa wartość, którą w pełni zrozumieć można tylko wtedy, kiedy na kulturę spojrzy się w sposób nowoczesny. Bo kultura popycha dzisiaj świat do przodu w stopniu i w zakresie, z których większość z nas nie zdaje sobie pewnie sprawy.