Sobowtór, alter ego, porte-parole i Doppelgänger. Dlaczego obawiamy się swojego odbicia?
Mianem sobowtóra obdarzamy zwykle kogoś bardzo podobnego do innego człowieka i taką właśnie definicję podaje Słownik języka polskiego pod redakcją Witolda Doroszewskiego. Nie wszyscy jednak wiedzą, że termin ten ma jeszcze inne, bardziej ukryte znaczenie, które zostało zaczerpnięte z ludowych wierzeń. Zgodnie z nimi sobowtór to istota ponadnaturalna, wyglądająca i poruszająca się identycznie jak jego rzeczywisty pierwowzór.
Idea tak pojmowanego sobowtóra fascynowała, ale i niepokoiła ludzi wielu epok. Jego złowrogi urok dodatkowo potęgował fakt, iż w wielu kulturach przypisywano mu wrogą wobec człowieka naturę i nieprzyjazne zamiary, zaś same jego pojawienie się uważano za złowróżbne. Mimo to, a może właśnie dlatego, był zjawiskiem, które stało się kanwą niezliczonych tekstów kultury: książek, filmów czy nawet gier komputerowych, zaś świadectwa dotyczące ujrzenia własnego lub cudzego sobowtóra odnoszą się do tak znanych osób, jak poeci Johann Wolfgang von Goethe, Percy Shelley, John Donne czy prezydent Abraham Lincoln. Konkursy sobowtórów, w których występują osoby łudząco podobne do znanych osobistości – aktorów, piosenkarzy lub polityków – od dawna cieszą się dużą popularnością. Co więcej, zjawisko sobowtóra okazało się tak powszechne, że próby jego wyjaśnienia podjęli naukowcy. Czym tak naprawdę jest sobowtór? Dlaczego się go obawiamy i czy mamy rację?
Dobry i zły bliźniak
Polski wyraz „sobowtór” stanowi kalkę niemieckiego Doppelgänger – to zrost słów doppel (podwójny) i Gänger (wędrowiec). Oznacza więc nieodłącznego towarzysza podróży, który jest zarazem zwielokrotnieniem osoby wędrującej. Francuski wyraz porte-parole jest z kolei stosowany wobec osoby, która wypowiada się w czyimś imieniu (np. podmiot liryczny wiersza czy narrator powieści wyrażający poglądy autora i będący jego literackim wcieleniem). Alter ego to natomiast zapożyczony z łaciny wyraz, dający się przetłumaczyć jako „drugi” ja, i bywa używany zarówno na określenie osoby zaufanej, bliskiej, powiernika i przyjaciela, jak i drugiej tożsamości czy też osobowości danej postaci.
Trzeba przyznać, że już sama myśl o takim „podwójnym ja” może wywoływać dreszcze. Tym bardziej że według wielu ludowych wierzeń istota taka, mimo łudzącego zewnętrznego podobieństwa, wcale nie musiała „dziedziczyć” charakteru swojego pierwowzoru. Przeciwnie – doppelgängerzy byli często postrzegani jako ponure i nieżyczliwe ludziom byty, a ich pojawienie się było zwykle uważane za zapowiedź jakiegoś nieszczęścia lub nawet śmierci osoby, którą przypominały.
Mr Hyde wiecznie żywy
Takie postrzeganie sobowtóra może być w dużej mierze tłumaczone obawą przed tajemnicami ludzkiej natury i niedostrzegalnym na co dzień złem, które kryje w swym wnętrzu. Świadomość, że drzemie tam coś, czego dana osoba nie jest w stanie zaakceptować, mogłaby w takim przypadku prowadzić do odrzucenia tej części jako obcej, należącej do „złego bliźniaka”. Skrajnym przykładem takiego odrzucenia byłoby zaś zjawisko rozdwojenia jaźni (osobowości wielorakiej), czyli zaburzenia dysocjacyjnego osobowości polegającego na wystąpieniu co najmniej dwóch osobowości u jednej osoby. Warto przy tym dodać, że każda z owych osobowości może istnieć zupełnie odrębnie od pozostałych i bez ich wiedzy, a przy tym różnić się od nich np. płcią, wiekiem, poglądami, poziomem inteligencji, zasobem leksykalnym, a nawet ciśnieniem krwi czy wadą wzroku. Jest to bezsprzecznie jedno z najbardziej zadziwiających zjawisk psychiatrii, które bywa często wykorzystywane w dziełach filmowych i utworach literackich opartych na schemacie, według którego sprawcą okrutnych zbrodni jest człowiek cierpiący na rozdwojenie jaźni i mający dwie odrębne osobowości – jedną łagodną i spokojną, drugą okrutną i żądną krwi.
Bezsprzecznie najbardziej znany, choć fikcyjny, przypadek rozdwojenia jaźni jest opisany w noweli Roberta Louisa Stevensona Doktor Jekyll i pan Hyde. Cieszący się niezwykłą popularnością utwór traktuje o wziętym lekarzu, doktorze Henrym Jekyllu, i jego tajemniczych związkach z zagadkową i mroczną postacią, Edwardem Hyde’em. Początkowo przyjaciel Jekylla, prawnik John Gabriel Utterson, sądzi, iż bezwzględny i wyrachowany Hyde zastrasza spokojnego doktora, jednak prawda okazuje się być o wiele bardziej przerażająca. Zszokowany mężczyzna odkrywa mianowicie, że miłujący pokój Jekyll i morderczy Hyde są w istocie dwiema osobowościami współdzielącymi jedno ciało.
Ta druga Weronika
O wiele mniej groźne, lecz równie zagadkowe, wydają się oba wcielenia Véronique/Weroniki, bohaterki nakręconego w 1991 roku filmu Krzysztofa Kieślowskiego Podwójne życie Weroniki. Tytułowa bohaterka to przykład „dwojakiego ja” stanowiącego jakby odwrotność pary Jekyll/Hyde, w której jeden mężczyzna miał dwie odrębne osobowości. W filmowym dziele Kieślowskiego dwoje identycznie wyglądających dziewcząt, Polka i Francuzka, sprawia wrażenie istot dzielących jedną duszę. Mimo odrębnych warunków, w których żyją, mają identyczne uzdolnienia (talent wokalny) i upodobania, a ich losy zdają się toczyć po wspólnej koleinie. Obie też podświadomie zdają sobie sprawę z istnienia duchowej bliźniaczki oraz łączącej je niewidzialnej więzi, która przewodzi wrażenia i uczucia. Sprawia to, iż gdy Weronika umiera na zawał serca podczas wystąpienia na koncercie, jej francuska odpowiedniczka ma ogromne poczucie straty i odnosi wrażenie, że straciła kogoś bardzo bliskiego.
„Ja” liryczne i odautorskie porte-parole
Opisane powyżej przypadki dwóch osobowości dzielących jedno ciało bądź jednej duszy zamieszkującej dwa ciała nie wyczerpują jeszcze wszystkich możliwych wariantów porte-parole. Kolejną i bodaj najczęstszą jego odmianą jest literackie alter ego. Uznajemy, że można o nim mówić wówczas, gdy bohater fikcyjny jakiegoś utworu wypowiada poglądy, przekonania i uczucia samego autora lub jest do niego łudząco zbliżony sytuacją życiową, wyglądem oraz doświadczeniami. Trzeba przy tym zaznaczyć, że większość teoretyków i badaczy uznaje, że nawet w przypadku tzw. literatury dokumentu osobistego (pamiętników, dzienników, diariuszy i autobiografii) mamy zawsze do czynienia z pewną kreacją literacką, która nie jest w pełni tożsama z rzeczywistym autorem. Stanowi ona natomiast jego tekstowe odbicie, czyli pewnego rodzaju sobowtóra stworzonego, a nierzadko odpowiednio ubarwionego na potrzeby konkretnego utworu.
Oprócz literatury pamiętnikarskiej z taką właśnie odmianą literackiego sobowtóra spotykamy się, czytając wiersze, w których ustami podmiotu lirycznego, czyli lirycznego „ja”, przemawia sam autor po to, by np. zmiękczyć serce ukochanej kobiety lub poskarżyć się na jej nieczułość (słynne sonety Francesco Petrarki czy Do M Adama Mickiewicza). Zdarzało się też niejednokrotnie, że poprzez swoje dzieło autor chciał zwrócić się do potomnych z wzniosłym przesłaniem (Testament mój Juliusza Słowackiego), niejako „zza grobu” rozliczyć z tymi, z którymi obrachunek okazał się niemożliwy za jego życia (Wielki testament Francois Villona), czy nawet pognębić swych przeciwników i oponentów politycznych, umieszczając ich… w piekle, co uczynił Dante Alighieri w pierwszej z trzech części Boskiej komedii.
Sobowtór w służbie rozrywki
Na szczęście sobowtór nie zawsze musi służyć do skazywania nielubianych osób na iście dantejskie sceny. Zdarza się, że służy czystej rozrywce. Konkursy sobowtórów, podczas których osoby podobne do sławnych osobistości starają się za pomocą odpowiednio dobranego stroju, charakteryzacji oraz naśladownictwa jeszcze bardziej owo podobieństwo podkreślić, cieszą się niesłabnącą popularnością wśród publiczności. Możliwość zobaczenia trzech Elvisów Presleyów czy zrobienia sobie zdjęcia z uwodzicielską Marilyn Monroe przyciąga tłumy, którym wcale nie przeszkadza, że mają do czynienia z imitacją. Specyficzną odmianą „sobowtórów rozrywkowych” są tzw. cosplaye (jap. kosupure), w których chodzi o uzyskanie jak największego podobieństwa do bohatera fikcyjnego, czyli np. literackiego, filmowego lub występującego w komiksie bądź grze komputerowej. Bywa, że przygotowania do pokazów cosplay trwają długie miesiące, podczas których uczestnicy samodzielnie szyją i ozdabiają swoje stroje, pracują nad artystycznym makijażem oraz uczą się charakterystycznego sposobu poruszania.
Strach przed samym sobą
Jak widać, sposobów postrzegania i funkcjonowania sobowtórów w społecznej świadomości oraz szeroko rozumianej kulturze jest bardzo wiele, a ich odbiór bywa diametralnie różny. Od mrocznego bliźniaka i rozdwojenia jaźni, przez tajemnicze pokrewieństwo dusz, aż po podobieństwo niemające funkcji innej niż czysta zabawa ‒ rozrzut wydaje się ogromny. Fakt jego istnienia może być zarazem świadectwem prób oswojenia nie do końca wytłumaczalnego zjawiska, które budzi na poły uzmysłowiona obawa czająca się w głębinach ludzkiej psychiki. Warto chyba w tym miejscu przywołać również próby medycznego wyjaśnienia zjawiska sobowtóra. Otóż niektórzy lekarze twierdzą, iż wrażenie obecności sobowtóra można wywołać sztucznie – poprzez elektrostymulację styku skroniowo-ciemieniowego w mózgu. Powołują się oni na badania, podczas których w ramach eksperymentu stymulowano u pacjentów ów obszar, czego rezultatem było wywołanie u nich silnego przekonania, że towarzyszy im sobowtór. Wydaje się to wprawdzie dosyć racjonalnym wytłumaczeniem fenomenu, choć zarazem w dużej mierze odziera go z aury tajemniczości. A może jednak wcale nie? U jego źródeł leży przecież jeden z najstarszych i najgłębiej zakorzenionych lęków człowieka ‒ lęk przed samym sobą.